Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
- Tak, sądzę, że to źle. - To niemożliwe - przekonywałem. - To niemożliwe, żeby potrafiły zrobić to, co mówią. - Naprawdę? - Nie wierzy pani, nie może wierzyć... . - Mój drogi Marku - powiedziała pani Dane Calthrop. - Oboje wraz z Ginger przyznaliście już, że taka możliwość istnieje, w przeciwnym razie nie robilibyście tego, co robicie. - I nasza wiara zwiększa to prawdopodobieństwo! - Nie posuwacie się tak daleko, by wierzyć. Przyznajecie tylko poprzez dowód, że moglibyście wierzyć. - Dowód? Jaki dowód? - Zachorowanie Ginger stanowi dowód. Nienawidziłem jej. Podniosłem gniewnie głos. - Czemu jest pani taką pesymistką? To tylko zwykłe przeziębienie, coś w tym rodzaju. Dlaczego uparcie wierzy pani w najgorsze? - Ponieważ jeżeli nadeszło najgorsze, musimy stawić temu czoło albo schować głowę w piasek do chwili, kiedy będzie za późno. - Pani uważa, że te śmieszne czary-mary działają? Te transy i uroki, i ofiarowanie koguta, i cała ta kupa trików? - Coś działa. I temu musimy stawić czoło. Wiele z tego - większość, jak sądzę - to po prostu akcesoria. To coś, co tworzy atmosferę. Atmosfera jest ważna. Ale między nimi musi być ukryta prawdziwa rzecz - to coś, co działa. - Coś takiego jak działanie radia na odległość? - Coś w tym rodzaju. Widzi pan, ludzie stale dokonują wynalazków - przerażających rzeczy. Osoby bez skrupułów mogą wykorzystywać niektóre nowe wynalazki do własnych celów. Wie pan, że ojciec Thyrzy był fizykiem... - Ale co? Co takiego? To przeklęte pudło! Gdybyśmy mogli je zbadać! Jeżeli policja... - Policja nie będzie miała dużego zapału do wzięcia nakazu rewizji i przeszukania posiadłości bez poważniejszych dowodów niż te, które posiadamy. - A jeżeli wpadnę tam i rozwalę tę cholerną rzecz? Pani Dane Calthrop potrząsnęła głową. - Wnioskując z tego, co pan mi powiedział, szkoda, jeśli stała się jakaś, dokonała się tamtego wieczoru. - Chciałbym, żebyśmy nigdy nie zaczęli tej przeklętej sprawy. Pani Dane Calthrop powiedziała twardo: - Wasze motywy były jak najlepsze. A co się stało, już się nie odstanie. Będzie pan wiedział więcej, kiedy Ginger zadzwoni po wizycie lekarza. Zadzwoni pewnie do Rhody... Pojąłem aluzję. - Lepiej tam wrócę. - Jestem głupia - oświadczyła pastorowa nagle, kiedy wychodziłem. - Teraz wiem, że jestem głupia. Akcesoria! Pozwalamy, by opanowały nasze myśli. Nie potrafię oprzeć się wrażeniu, że ktoś kieruje nami właśnie w ten sposób. Może miała rację. Ja jednak nie umiałem dostrzec innej możliwości. Ginger zadzwoniła do mnie po dwóch godzinach. - Był - powiedziała. - Wydawał się trochę zakłopotany, ale mówił, że prawdopodobnie to grypa. Jest teraz sporo takich przypadków. Kazał mi się położyć i przysłał leki. Mam dosyć wysoką gorączkę. Ale tak bywa przy grypie, prawda? Pod pozorami dzielności w jej ochrypłym głosie był ton smutku. - Będzie dobrze - odparłem przygnębiony. - Słyszysz? Będzie dobrze. Czy czujesz się bardzo źle? - No... gorączka... i bóle, wszystko jest obolałe, nogi i skóra. Nie mogę znieść dotknięcia... I tak mi gorąco. - To gorączka, kochanie. Słuchaj, jadę do ciebie! Wyjeżdżam natychmiast. Nie protestuj. - Dobrze. Cieszę się, że przyjeżdżasz, Mark. Muszę powiedzieć, że nie jestem taka dzielna, jak myślałam... Zadzwoniłem do Lejeune'a. - Panna Corrigan jest chora. - Co takiego? - Słyszy pan. Zachorowała. Wezwała swojego lekarza. On powiada, że to pewnie grypa. To możliwe. Ale może tak nie jest. Nie wiem, co może pan zrobić. Jedyne, co mi przychodzi do głowy, to zaangażować w to jakiegoś specjalistę. - Jakiego specjalistę? - Psychiatrę albo psychoanalityka czy psychologa. Psycho... coś tam. Człowieka, który zna się na sugestii, hipnozie, praniu mózgu i takich rzeczach. Są przecież ludzie, którzy wiedzą sporo na ten temat. - Oczywiście, że są. Tak. Jest paru ludzi w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych zajmujących się tym. Myślę, że ma pan absolutną rację. To może być grypa, ale może też być to sprawa jakiegoś wpływu psychicznego, o którym wiadomo niewiele. Na Boga, Easterbrook, to może być to, czego się spodziewaliśmy! Rzuciłem słuchawkę. Mogliśmy dowiedzieć się czegoś o broni psychologicznej, ale ja troszczyłem się tylko o Ginger, dzielną i przerażoną. Nie musieliśmy uwierzyć - a może jednak? Oczywiście, nie musieliśmy. To miała być gra, zabawa w policjantów i złodziei. Okazało się, że to nie zabawa. Blady Koń udowodnił swoją prawdziwość. Złapałem się za głowę i jęknąłem. XXI. RELACJA MARKA EASTERBROOKA 1 Wątpię, czy kiedykolwiek zapomnę parę następnych dni. Wirują jak w oszalałym kalejdoskopie, bez ładu i porządku. Ginger została zabrana do prywatnej lecznicy. Pozwolono mi ją widywać tylko w porze odwiedzin. Jej lekarz - o ile się orientuję - miał ochotę upierać się przy swoim. Nie rozumiał zamieszania wokół całej sprawy. Jego diagnoza była prosta: odoskrzelowe zapalenie płuc w następstwie grypy, powikłane przez pewne niezwykłe objawy, ale - jak mówił - "to się często zdarza. Nie ma tylko typowych przypadków. A niektórzy ludzie nie reagują na antybiotyki". Oczywiście wszystko, co mówił, było prawdą. Ginger miała odoskrzelowe zapalenie płuc. Nie było nic tajemniczego w chorobie, na którą cierpiała. Po prostu była chora i przechodziła to ciężko. Miałem rozmowę z psychologiem z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Przypominał małego wróbelka, podnosząc się na palcach i opadając, z oczami mrugającymi zza grubych szkieł. Zadał mi masę pytań, z których połowa zdawała się nie mieć sensu, choć sens musiał tam być, ponieważ kiwał przemądrzale głową nad moimi odpowiedziami. Zdecydowanie odmówił angażowania się, co było prawdopodobnie słuszne. Od czasu do czasu wypowiadał uwagi w żargonie zawodowym. Próbował - jak mi się zdaje - hipnotyzować Ginger różnymi metodami, ale wszyscy zgadzali się, żeby nie opowiadać mi o tym zbyt wiele. Może też nie było nic do opowiadania. Unikałem przyjaciół i znajomych, ale samotność była nie do zniesienia. Ostatecznie w wybuchu rozpaczy zadzwoniłem do Poppy, do jej kwiaciarni. Czy chciałaby pójść ze mną na obiad? Poppy oznajmiła, że będzie zachwycona. Zabrałem ją do Fantasie. Poppy szczebiotała milutko i stwierdziłem, że jej towarzystwo działa uspokajająco. Wprawiwszy ją w osłupienie przepysznym jedzeniem i napojami, zacząłem ostrożnie zapuszczać sondę. Wydawało mi się nieprawdopodobieństwem, by Poppy wiedziała o czymś bez pełnej świadomości tego, co wie. Zapytałem ją, czy pamięta moją przyjaciółkę, Ginger. "Oczywiście" - odpowiedziała Poppy, otwierając szeroko wielkie niebieskie oczy, i spytała, co Ginger porabia. - Jest bardzo chora - odparłem. - Biedactwo. - Poppy była tak przejęta, jak to okazywała, to znaczy nie bardzo. - Musiała się w coś zaplątać. Wydaje mi się, że zasięgała twojej rady w tej sprawie