Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Co mu powiedziała? - - Nie wiem. - - Czy ten Marlin widział jeszcze kogoś, gdy był w mieście? Spotkał się z kimś? Gdzie się zatrzymał? To Poszukiwacz ją przepytywał, nie zaś Richard. Nie podniósł głosu, nie mówił groźnym tonem, a mimo to Kahlan paliły uszy. - - Nie pomyślałam... żeby o to spytać. - - Czym się zajmowali, kiedy byli razem? Czy Siostra miała coś przy sobie? Czy coś kupiła, coś podniosła, a może rozmawiała z kimś, kto mógł również należeć do ich grupy? Czy rozkazano im zabić jeszcze kogoś? - - Ja... nie... Richard przeczesał palcami włosy. - Nikt nie wysyła asasyna, każąc mu się ujawnić pod drzwiami przyszłej ofiary. Wtedy zginąłby asasyn. Może Jagang nakazał temu człowiekowi zrobić coś przed pojawieniem się w pałacu, a potem, po wykonaniu właściwego zadania, Marłin miał się tu stawić i pozwolić się zabić, tak byśmy nie mogli odkryć, co się dzieje, nim Siostra nie zrealizuje prawdziwego planu. Jagang na pewno nie dbał o to, że zgładzimy jednego z jego pionków. Ma ich całe mnóstwo i nie dba o ludzkie życie. Kahlan wykręcała sobie palce za plecami. Czuła się okropnie głupio, a zmarszczone czoło Richarda i jego przenikliwe szare oczy wcale nie dodawały jej otuchy. - Wiedziałyśmy, Richardzie, że jakaś kobieta prosi o posłuchanie u ciebie, dokładnie tak jak mówił Marlin. Nie miałyśmy pojęcia, kim jest Nadine. Więzień nie znał imienia Siostry, ale nam ją opisał. To młoda, ładna kobieta z długimi kasztanowymi włosami. Bałyśmy się, że Nadine może być ową Siostrą i że jest już w pałacu, wśród nas, więc zostawiłyśmy Marlina w lochu, a same natychmiast tu przyszłyśmy, by zająć się Nadine. To było dla nas najważniejsze: powstrzymać Siostrę Mroku, jeśli już znalazła w pałacu. Potem zadamy Marlinowi te wszystkie pytania. Nigdzie się nie wymknie. Jastrzębie spojrzenie Richarda zmiękło, westchnął w zamyśleniu. W końcu potaknął. - Dobrze postąpiłaś. Masz rację, pytania były mniej ważne. Przepraszam, powinienem się zorientować, że zrobiłaś to, co było najważniejsze. - Uniósł ostrzegawczo palec. - A tego Marlina zostaw mnie. - Spojrzenie drapieżnego ptaka skierowało się na Carę. - Nie życzę sobie, żebyście obie z Kahlan do niego poszły. Rozumiesz? Coś by się mogło wydarzyć. Cara bez wahania oddałaby życie w jego obronie, ale teraz - o czym świadczyło jej gniewne spojrzenie - poczuła się urażona tym, że kwestionuje jej możliwości. - A czy był niebezpieczny ów wielki, silny mężczyzna, którego Denna prowadzała bezkarnie na smyczy wśród ludzi w Pałacu Ludu w D’Harze? Czyż nie wystarczało, by po prostu szarpnęła za smycz pieszczoszka, żeby zademonstrować całkowitą władzę, jaką miała nad nim? Czy on się ośmielił choć odrobinę napiąć smycz? Owym mężczyzną na smyczy był Richard. Niebieskie oczy Cary błysnęły oburzeniem, jakby z czystego nieba strzeliła nagle błyskawica. Kahlan spodziewała się, że rozwścieczony Richard dobędzie miecza. On jednak przygląda! się Mord-Sith, jak gdyby obiektywnie wysłuchiwał jej opinii i czekał, czy ma jeszcze coś do dodania. Kahlan była ciekawa, czy Cara bała się, że ją usiecze, czy też powitałaby to z radością. — Jego moc należy do mnie, lordzie Rahlu. Nic się nie może wydarzyć. — Jestem pewny, że władasz jego mocą. Nie wątpię w twoje zdolności, Caro, lecz jeśli nie jest to konieczne, nie chcę narażać Kahlan na choćby minimalne ryzyko. Ty i ja przepytamy Marlina, kiedy wrócę. Powierzyłbym ci swoje życie, ale nie chcę wystawiać Kahlan na ewentualne fatalne zrządzenie losu. Jagang przeoczył zdolności Mord-Sith, gdyż pewnie zbyt mało wie o Nowym Świecie, żeby się orientować, kim one są. Popełnił błąd. A ja chcę mieć pewność, że i my go nie popełnimy. Rozumiesz? Gdy wrócę, przepytamy Marlina i dowiemy się, co się naprawdę dzieje. Gniew w oczach Cary zniknął równie nagle, jak się pojawił. Uciszył go spokój Richarda i po chwili zdawało się, że nic się nie wydarzyło. Kahlan niemal nie była pewna, czy Cara istotnie wypowiedziała owe straszliwe słowa. Niemal. Dziewczyna żałowała, że nie przepytała odpowiednio Marlina, kiedy miała do tego okazję. Richard sprawił, że wydawało się jej to takie proste. Domyślała się, że to niepokój o niego pozbawił ją jasnego osądu. To był błąd. Wiedziała, że nie powinna pozwolić, by troska mąciła jasność myślenia, ponieważ sama może sprowadzić na niego nieszczęście, którego się obawiała. Richard położył dłoń na szyi Kahlan i pocałował ją w czoło. - Rad jestem, że nic ci się nie stało. Wystraszyłaś mnie, wbijając sobie do głowy, że narazisz życie w mojej obronie. Nie rób tego więcej, dobrze? Kahlan się uśmiechnęła. Nic nie obiecała, lecz zmieniła temat. — Martwię się, że opuszczasz bezpieczny pałac. Nie podoba mi się, że jedziesz w góry, kiedy grasuje tutaj Siostra Mroku. — Nic mi się nie stanie. — Ale jest tutaj ambasador Jary i dyplomaci z Grennidonu. Obie krainy mają liczne zawodowe armie. Są również przedstawiciele mniejszych krain: Mardovii, kotliny Pendisan i Togressy. Wszyscy czekają na wieczorne spotkanie z tobą. Richard wsunął kciuk za szeroki skórzany pas. - Mogą się poddać tobie. Albo są z nami, albo przeciw nam. Nie muszą mnie widzieć, niech się po prostu zgodzą na nasze warunki. Kahlan dotknęła jego ramienia. — Ale to ty jesteś lordem Rahiem, władcą D’Hary. To ty stawiasz żądania. Oczekują spotkania z tobą. — W takim razie muszą poczekać do jutrzejszego wieczoru. Pierwszeństwo mają nasi żołnierze. Kerson ma rację, mówiąc, że jeśli nie będą mogli walczyć, to wpadniemy w tarapaty