They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Ale wojownik niósł ze sobą także cały bagaż wspomnień nieoczekiwanego chaosu. Wyjących i umierających wojowników i ognia. A także Ripley, stojącej sztywno i trzymającej w ramionach ludzkie młode. Siejącej śmierć i zniszczenie w gnieździe. Wszechogarniający ból straty... nieodwracalnej, przyprawiającej o mdłości straty zalał jego umysł i całe ciało. To nic nie znaczyło... i oznaczało wszystko. Spróbował nawiązać kontakt ze swoimi i odnalazł moc i bezpieczeństwo, jakie daje wylęgarnia. To było inne gniazdo, w innym czasie. Nie wolno mu teraz o nim myśleć, nie wtedy, kiedy Królowa go potrzebuje. Musiał jej służyć. Pomimo dysponowania bronią, mimo aparatów obezwładniających ludzie znów zostali pokonani. Stali się karmą i wydali na świat kolejne młode Królowej. Musieli zrobić to siłą. Zawsze tak było. I zawsze tak będzie. Bo ich atutem była dzikość i naturalność odruchów, które nimi kierowały. Doskonałości naszej budowy dorównuje tylko nasza wrogość i zaciętość. Wielki wojownik smagnął ogonem, przekazując wszystko co myślał, czuł i namierzał swoim braciom i Królowej. Jego Królowa, jego Matka odpowiedziała uczuciami miłości i aprobaty... Potrzebowała Ripley, którą niósł tak delikatnie w ramionach. Królowa przestała wojownikowi uczucie miłości i aprobaty. A ta powłoka. To naczynie, istota ludzka zwana Ripley. Była matką ich wszystkich. Pierwszym łonem, pierwszą wojowniczką. I będzie żyć, żeby dowiedzieć się wszystkiego, żeby dzielić z nimi ich chwałę. Królowa tego pragnęła, a wojownik dopilnuje, gdyż Ripley była podstawą ula. Założycielką wylęgami. Fundamentem dla Noworodka. Ripley drgnęła nerwowo prze sen, wydając ciche odgłosy protestu i bólu. Wojownik tchnął w jej twarz powietrzem i ciepłem. Opiekował się troskliwie tą, bez której nie byłoby ich wszystkich. Królowa przyjęła to z aprobatą. Call zamarła nad dziurą w podłodze, nie mogąc pogodzić się z tym, co się stało. Widziała, że inni popatrują na siebie nawzajem i zrozumiała, że to co się wydarzyło, zmieniło ich. W jakiś sposób siła i odwaga Ripley zjednoczyła całą grupę... ale teraz Ripley zniknęła i cały zespół był bliski rozbicia. Nawet Johner stał w bezruchu, jego jabłko Adama poruszało się, jakby próbował przełknąć coś zbyt dużego. Vriess patrzył na nią z takim smutkiem i współczuciem, że wiedział, iż odpowiedziawszy na jego spojrzenie, kompletnie by się załamała. Distephano trząsł się z wściekłości, kłykcie jego palców zaciśniętych na kolbie karabinu zbielały. I znów to Purvis wypowiedział słowa, które przerwały ów impas. Call uświadomiła sobie, że robił to już nie po raz pierwszy. Jednak dobrze się stało, że zabrali go ze sobą. - Musimy ruszać, panienko - rzekł półgłosem Purvis- - Najlepszym podarunkiem, jaki możesz jej teraz ofiarować, jest szybka śmierć. I Ripley zginie właśnie taką śmiercią, kiedy Auriga uderzy w Ziemię. W końcu Ripley wróci do domu. Call wciąż nie była w stanie się ruszyć, nie mogła opuścić miejsca, gdzie widziała ją po raz ostami. - To nie w porządku... - Słowa uwięzły jej w gardle, mimo że jej aparat głosowy był już sprawny. Purvis ujął ją pod ramię, popychając lekko do przodu. Pozostali już ruszyli w stronę Betty. Call i Purvis pomaszerowali za nimi. - To nie w porządku... - mruknęła z naciskiem Call, kręcąc głową. - Powtarzam to dzisiaj cały dzień. - Purvis westchnął. Obudź się. Bądź cicho. Mamy kłopoty. Znieruchomiała, nasłuchując, wyczuwając. Coś się działo. To nie był sen. To było coś realnego. Ripley leżała w bezruchu w ramionach bestii. Oświetlenie było minimalne, ale nie przejmowała się tym. Oddychała cicho, przyjmując oddech istoty. Ciepła wilgoć wokoło mówiła o bezpieczeństwie, ale chaotyczne senne wizje wciąż przebłyskiwały w jej umyśle. Zimny kontrast hibernacyjnego snu. Potrzeba chronienia jej dziecka. Siła i towarzystwo istot jej gatunku. Moc jej własnego gniewu. Ciepło i bezpieczeństwo wypełnionej parą wylęgami. Obrazy były zarazem sensowne jak i pozbawione znaczenia. Rozpoznawała je na poziomie nieświadomości, stanowiły część niej samej, część osoby, którą była, tego czyni była. A teraz były częścią tego, czym się stawała. Pławiła się w parnym, kojącym cieple, pragnąc się ukryć. Słyszała odległe, mamroczące dźwięki dochodzące spoza niej i z jej wnętrza. Pojawiały się i cichły. Dźwięki znaczące wszystko i nie oznaczające niczego. Jakby mimochodem wyczuwała Królową i jej monstrualną potrzebę. A potem znów usłyszała te dźwięki wewnątrz. Jeden był silniejszy od poprzednich. Ten, któremu zawsze się przysłuchiwała. Który tak usilnie starała się zapamiętać. Szeptał... "Moja mama zawsze mówiła, że tak naprawdę potworów wcale nie ma. Ale przecież one są