They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

— Zaraz — chłopak dopił piwo i oddał kufel właścicielowi. — I po trzecie, udało mi się dowiedzieć, że wszyscy, którzy nadal żądni są ludzkiej krwi, zbierają się w ruinach świątyni Czarnolicych. Tam również mąją przybyć nowi przywódcy z Brythunii. — Dlaczego z Brythunii? — nie zrozumiał Cymmerianin. — Co to, swoich już nie macie? — W mojej ojczyźnie jest prawdziwe wilcze gniazdo — powiedział ze smutkiem chłopak. — Myślę, że teraz zbiegli się tam wszyscy szaleńcy z całego świata. I jeszcze gadają, że przebywa tam teraz naczelny Przywódca, który odnalazł Księgę Bytu… Słyszeliście o niej? — Słyszeliśmy — przytaknął Conan, przypominając sobie dziwną rozmowę we wsi Erharda. — Niewesoło to wygląda… Co jeszcze powiesz niedobrego? — Nastąpi wielka masakra — westchnął Brythuńczyk. — Dostanie się wszystkim, i wilkołakom, i ludziom. Przeleje się morze krwi… Ale wydaje mi się, że możecie ich jakoś powstrzymać. — Uśmiechnął się z wysiłkiem. — Jeśli znajdziecie się w Brythunii i będziecie potrzebowali pomocy — odszukajcie mnie. Mieszkam w Pajgorii, ulica Latarników, trzeci dom licząc od początku. Właśnie, znowu zapomniałem się wam przedstawić — Jaref, do usług. — Wstał i krótko się skłonił. — Pójdę już, przyjdzie mi jeszcze jechać cały dzień… Brythuńczyk wyszedł, w ślad za nim wyskoczył jeden ze złodziejaszków, który podczas rozmowy kręcił się podejrzanie blisko nich i próbował coś usłyszeć. Conan popatrzył za rzezimieszkiem, zdecydowanie wstał od stołu i rzucił Erhardowi: — Pójdę się odlać. Zamów jeszcze piwa, dobra? Barbarzyńca szybko przeszedł przez tłum, który rozstąpił się z szacunkiem, pchnął drzwi i wyszedł na zewnątrz. Dzień był jasny i mroźny, pod nogami chrzęścił cienki lód. Obok niego na gniadej kobyle przejechał Jaref, za nim obładowany workami koń. Chłopak pomachał na pożegnanie stojącemu na progu „Korony i kostura” barbarzyńcy i pogalopował w stronę bramy. Złodziejaszek gdzieś się ulotnił, ale gdy Conan rozejrzał się dookoła, zauważył, że skoczył w zaułek za karczmą. Cymmerianin niespiesznie poszedł na róg, zatrzymał się i nasłuchiwał. Złodziej stał w milczeniu, przestępując z nogi na nogę, i najwyraźniej na kogoś czekał. Wreszcie dały się słyszeć czyjeś ciężkie kroki i niski głos zapytał: — No? — Brythuńczyk wygadał strażnikowi i barbarzyńcy o zebraniu w porzuconej świątyni, o wodzu i całej reszcie — powiedział szybko złodziej. — Sprzątnąłeś tego zdrajcę? — przerwał mu głos. — Nie zdążyłem, od razu skoczył na siodło i uciekł — tłumaczył się złodziejaszek. — Bałwan! — huknął właściciel niskiego głosu, przerywając tłumaczenia Zamoryjczyka. — Kto, panie? — ostrożnie zapytał złodziej. — I ty, i on! — rzucił rozdrażniony nieznajomy. — Upewniłeś się chociaż, że nikt cię nie śledzi, barani łbie? — Oczywiście — powiedział obrażony Zamoryjczyk. — Gdy wychodziłem, barbarzyńca martwił się tylko o kufel… — Trzeba szybko usunąć i jego, i tego nowego setnika — powiedział przeciągle zadumany głos. — Za dużo wiedzą… Albo się domyślają. Masz tu za swoją pracę. Rozległ się dobrze znajomy barbarzyńcy dźwięk: brzęk monet przesypywanych z rak do rąk. — Dziękuję, zawsze rad jestem ci służyć, panie… — wymamrotał złodziejaszek takim przypochlebnym tonem, że barbarzyńcy na sekundę zrobiło się niedobrze. — Zamknij się i zjeżdżaj — warknął jego rozmówca. — Nie tędy, tępaku! Idź dookoła, a ja wyjdę z tej strony. Lekkie kroki Zamoryjczyka oddaliły się w przeciwny koniec zaułka, a jego podejrzany pracodawca poszedł w stronę barbarzyńcy. Conan wyciągnął z pochwy kindżał, palcem sprawdził ostrość i to, czy dobrze leży w ręku. Zza rogu niespiesznie wyszedł ciężki, nieogolony kucharz z „Korony i kostura”. Gdy zobaczył czekającego na niego Cymmerianina, zamarł na miejscu, otworzył usta i wpatrzył się w niego okrągłymi oczami. — Co za spotkanie! — ucieszył się barbarzyńca i nie pozwalając wilkołakowi nawet otworzyć ust, wsunął mu kindżał pomiędzy żebra. Grubas zacharczał, a Cymmerianin wepchnął go z powrotem w uliczkę i posadził pod ścianą. Wąski zaułek, który tworzyła tylna ściana pałacu i karczma, zazwyczaj wykorzystywany był przez gości „Korony i kostura” w celu załatwiania większych i niniejszych potrzeb, i zapachy zwalały z nóg. Conan nie mógł uwierzyć, że kucharz i złodziejaszek zdołali tak długo prowadzić tu rozmowę. Grubas klapnął prosto w stertę nieczystości i z nienawiścią wpatrywał się malutkimi oczami w barbarzyńcę. — Taak, a teraz szybko powiesz mi, kto jest twoim panem, a wtedy zachowasz swoją żałosną skórę — zaproponował rzeczowo Conan, zaciskając palcami nos i walcząc z pragnieniem jak najszybszego wyjścia stąd. — Możesz mnie ciąć na kawałki, i tak nie powiem — odezwał się kucharz. — Nie powiesz — zgodził się barbarzyńca. — A jeśli na przykład zacznę cię karmić gównem, którego jest tutaj pod dostatkiem, to co wtedy? Grubas uśmiechnął się: — Nie będziesz sobie brudził rąk… Wal, ja i tak umrę, jesteś przecież tym słynnym myśliwym polującym na wilkołaki… — Wielka szkoda, ale masz rację — z udawanym żalem westchnął Conan i krótkim ciosem przebił serce wilkołaka