Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Jest najlepszy z nas. - Mike - powiedzia³ Hood. - Powiadomiê o tym prezydenta. Dla twojej wiadomoœci, mam zastrze¿enia do tego pomys³u, ale jestem z tob¹. - Dziêkujê. Nie oczekiwa³em ani nie wymagam nic wiêcej. Wszyscy trzej wyszli. Herbert jad¹c do centrum taktycznego myœla³ o tym, jak to jest, ¿e nic co dotyczy ludzi, czy to bêdzie podbój kraju, czy zmiana zadania przez kogoœ, czy wreszcie zaloty, nie mo¿e siê dokonaæ bez walki. Podobno trudnoœci sprawiaj¹, ¿e sukces jest s³odszy, ale Herbert nigdy w to nie wierzy³. Nie mia³by nic przeciwko, gdyby zwyciêstwa od czasu do czasu tania³y. * * * 30 ( Wtorek, 23.20 - Moskwa To by³ ma³y, ciemny pokoik o betonowych œcianach, rozœwietlony blaskiem jarzeniówki pod sufitem. Wokó³ widaæ by³o jedynie drewniany stolik, jeden sto³ek i stalowe drzwi. Nie by³o okien, a czarne kafle pod³ogi by³y zszarza³e od staroœci i poobijane. Wo³kow siedzia³ na sto³ku pod mrugaj¹c¹ œwietlówk¹. Milicjant z pistoletem bez s³owa wyprowadzi³ go z wagonu. Dwaj inni, oczekuj¹cy na nich na peronie, do³¹czyli równie¿ milcz¹c i po chwili w czwórkê wsiedli do radiowozu, który pojecha³ prosto na £ubiankê. Tu go skuto i posadzono na sto³ku w izolatce. Czu³ siê kompletnie bezsilny, rozmyœla³ nad tym, jak mogli go namierzyæ. By³ pewien, ¿e to musia³o byæ coœ, co pozostawi³ Fields-Hutton. Zreszt¹, to i tak by³o ju¿ teraz bez znaczenia. Zastanawia³ siê tylko nad tym, jak d³ugo bêdzie bity, zanim wreszcie uwierz¹, ¿e naprawdê nic nie wie o reszcie siatki poza tymi, których ju¿ z³apali. Ile dni bêdzie trwa³o, zanim go os¹dz¹, ska¿¹ i wreszcie obudz¹ pewnego ranka tylko po to, ¿eby wpakowaæ mu kulê w ³eb. Myœla³ o tym i wszystko inne wydawa³o siê surrealizmem. S³ysza³ tylko g³uche bicie w³asnego serca, odzywaj¹ce siê echem w uszach. Co chwilê spada³a na niego fala paniki, mieszanka strachu i rozpaczy zmusza³a go do rozmyœlañ na temat przyczyn tego, co siê z nim dzia³o. Jak to siê sta³o, ¿e on, ¿o³nierz odznaczony za bohaterstwo, dobry syn, cz³owiek, który chcia³ tego, co mu siê nale¿a³o, upad³ tak nisko? Szczêk klucza w zamku przerwa³ rozmyœlania. W otwartych drzwiach stanê³o trzech mê¿czyzn. Dwóch by³o w mundurach, z pa³kami u pasa. Trzeci by³ m³ody, niski, ubrany w starannie uprasowane br¹zowe spodnie i bia³¹ koszulê bez krawata. Mia³ okr¹g³¹ twarz z ³agodnie patrz¹cymi oczyma i pali³ papierosa. Mundurowi stanêli pod drzwiami, blokuj¹c je w rozkroku. - Nazywam siê Pogodin - powiedzia³ cz³owiek w bia³ej koszuli, podchodz¹c. - NieŸle siê wpakowa³eœ, ch³opie. ZnaleŸliœmy telefon w twoim odtwarzaczu, taki sam jak mia³ ten drugi zdrajca w Sankt Petersburgu. W odró¿nieniu od ciebie, tamten mia³ nieszczêœcie wpaœæ w ³apy oficera Specnazu, który obszed³ siê z nim w sposób niegodny pozazdroszczenia, acz skuteczny. Mamy te¿ etykietki od herbaty, któr¹ podawa³eœ temu angielskiemu szpiegowi. Chytrutkie. Mog³eœ mu przekazywaæ w nich mikrofilmy, a potem uprz¹tn¹æ stó³ tak, ¿eby nikt nie zauwa¿y³, ¿e ich brakuje. Trochê przesadzi³eœ z poganianiem go tym razem i nie zd¹¿y³ ich zniszczyæ, a jedn¹ wsadzi³ sobie do portfela. Partacz. ZnaleŸliœmy na niej piêkne odciski palców. Potem to ju¿ by³o proste, bo przecie¿ nadal mamy twoje akta z czasów s³u¿by w Specnazie. Pasowa³y jak ula³. Chcesz zaprzeczyæ czemuœ z tego, o czym mówiê? Wo³kow milcza³. Nie by³ w tej chwili przesadnie odwa¿ny, ale zachowa³ poczucie godnoœci i nie mia³ na razie powodu go traciæ. Pogodin sta³ obok, patrz¹c z góry na jego twarz. - Godne pochwa³y milczenie. Wiêkszoœæ ludzi w twojej sytuacji skrzeczy jak zarzynane papugi. Zapewne zdajesz sobie sprawê, ¿e umiemy wydusiæ z ciebie, co tylko zechcemy? - Tak, wiem - odpar³ Wo³kow. - Trudno siê o tym nie dowiedzieæ, mieszkaj¹c tu tyle lat. Pogodin przyjrza³ mu siê przez chwilê jeszcze uwa¿niej ni¿ dot¹d. Wygl¹da³o to tak, jakby sam siebie pyta³, czy ten cz³owiek na sto³ku jest tak odwa¿ny, czy tylko tak g³upi, ¿eby zdobyæ siê na dowcipkowanie w takiej chwili. - Zapalisz? Kelner pokrêci³ g³ow¹. - Chcia³byœ uratowaæ ¿ycie i naprawiæ choæby czêœæ szkód, jakie wyrz¹dzi³eœ swojej ojczyŸnie? Teraz Wo³kow uwa¿nie przyjrza³ siê rozmówcy. - Widzê, ¿e chyba tak - ci¹gn¹³ Pogodin. Wskaza³ papierosem na stra¿ników. - Mam ich odes³aæ, ¿ebyœmy mogli pogadaæ na osobnoœci? Wo³kow nie zareagowa³ przez chwilê, potem powoli skin¹³ g³ow¹