Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
– Il est tres mauvais, votre jeu de mot, tres spirituel, mais injuste – rzekła Anna Pawłowna grożąc zmarszczonym paluszkiem. – Nous ne faisons pas la guerre pour le roi de Prusse, mais pour les bons principes. Ah, le méchant, ce prince Hippolyte!385– powiedziała. Rozmowa nie milkła przez cały wieczór, obracała się zaś przeważnie wokół nowin politycznych. W końcu wieczora szczególnie się ożywiła, kiedy zaczęto mówić o nagrodach przyznanych przez monarchę. – Przecie N. N. dostał w zeszłym roku tabakierkę z portretem – mówił 1'homme a 1'esprit profond”386 – to dlaczego S. S. nie może dostać takiej samej nagrody? – Je vous demande pardon, une tabatiere avec le portrait de 1'Empereur est une récompense, mais point wie distinction – oświadczył dyplomata – un cadeau plutôt.387 – Il y eut plutôt des antécédents, je vous citerai Schwarzenberg.388 381 Król pruski! 382 To szpada Fryderyka Wielkiego, którą ja... 383 No i cóż ten król pruski? 384 Nic, chciałem tylko powiedzieć... Chciałem tylko powiedzieć, że niepotrzebnie wojujemy dla króla pruskiego. Aluzja do popularnego powiedzenia francuskiego travailler pour le roi de Prusse (pracować dla króla pruskiego). Oznacza to – pracować za darmo, bez własnej korzyści, a bierze się najpewniej z marnego wynagrodzenia najemnych żołnierzy Fryderyka Wielkiego lub zatrudnianych ówcześnie robotników francuskich. Niektórzy przypisują to powiedzenie Wolterowi, inni uważają, iż jest to porzekadło ludowe. (L. Martel, Petit recueil des proverbes français, s. 83). 385 Pańska gra słów jest nieudana, bardzo dowcipna, lecz niesprawiedliwa... Prowadzimy wojnę o słuszne zasady, a nie dla króla pruskiego. Ach, jaki ten książę Hipolit złośliwy! 386 Człowiek głębokiego umysłu. 387 Przepraszam, tabakierka z portretem cesarza to nagroda, a nie odznaczenie – to raczej podarunek. 315 – C'est impossible!389 – zaoponował ktoś inny. – Idę o zakład. Le grand cordon, c'est différent...390Kiedy wszyscy wstali, by się rozjechać, Hélene, która przez cały wieczór bardzo mało mówiła, znów zwróciła się do Borysa z prośbą i uprzejmym, wiele znaczącym rozkazem, żeby we wtorek był u niej. – Bardzo mi na tym zależy – rzekła z uśmiechem, oglądając się na Annę Pawłownę. Anna Pawłowna zaś z tym samym smętnym uśmiechem, który towarzyszył jej słowom, gdy mówiła o swojej wysokiej protektorce, przytaknęła życzeniu Hélene. Wydawało się, że owego wieczoru z pewnych słów, wypowiedzianych przez Borysa o wojsku pruskim, wyłoniła się dla Hélene konieczność widzenia się z nim. Jak gdyby mu obiecywała, że gdy zjawi się we wtorek, sama wyjaśni mu tę konieczność. Zjawiwszy się we wtorek wieczorem we wspaniałym salonie Hélene, Borys nie otrzymał jasnego wyjaśnienia, dlaczego koniecznie miał tu być. Byli inni goście, hrabina mało z nim rozmawiała; dopiero przy pożegnaniu, kiedy całował jej rękę, powiedziała mu nagle szeptem – przy dziwnym braku uśmiechu: – Venez demain dîner... le soir. Il faut que vous veniez...Venez.391 W czasie tego pobytu w Petersburgu Borys stał się człowiekiem zaufanym w domu hrabiny Bezuchow. 388 Były przykłady, wymienię Schwarzenberga. 389 To niemożliwe! 390 Wstęga – to co innego... 391 Proszę przyjść jutro na obiad... wieczorem. Musi pan przyjść... Proszę przyjść. 316 VIII Wojna rozpalała się, jej teatrum zbliżało się do granic Rosji. Wszędzie słyszało się przekleństwa rzucane na Bonapartego, wroga rodzaju ludzkiego, po wsiach zbierano pospolite ruszenie, ogłaszano pobór rekruta, z teatrum wojny przychodziły sprzeczne wieści, jak zawsze kłamliwe i dlatego różnie komentowane. Od roku 1805 życie starego księcia Bołkońskiego, księcia Andrzeja i księżniczki Marii zmieniło się pod wieloma względami. W roku 1806 stary książę został wyznaczony na jednego z ośmiu dowódców pospolitego ruszenia, powołanych wówczas na całą Rosję. Stary książę mimo swego starczego osłabienia, które się stało widoczne szczególnie w tym okresie, gdy uważał swego syna za poległego, nie czuł się w prawie, by wymówić się od godności, na którą go powołał sam monarcha, ta nowa zaś działalność, jaka się przed nim otwierała, pobudziła go i dodała mu sił. Ciągle był w rozjazdach po trzech guberniach, które mu powierzono, obowiązki swe pełnił z pedantyczną dokładnością, z podwładnymi był surowy aż do okrucieństwa, osobiście wnikał w najdrobniejsze szczegóły sprawy. Księżniczka Maria już przestała brać lekcje matematyki u ojca i tylko rano, kiedy był w domu, wchodziła do jego gabinetu w towarzystwie mamki z malutkim księciem Mikołajem (tak nazywał go dziadek). Niemowlę, książę Mikołaj, mieszkał wraz z mamką i nianią Sawiszną w pokojach zmarłej księżny; księżniczka Maria większą część dnia spędzała w pokoju dziecinnym, zastępując, jak umiała, matkę malutkiemu bratankowi. M-lle Bourienne również, jak się zdawało, gorąco kochała chłopczyka, więc księżniczka Maria często poświęcała się i odstępowała przyjaciółce rozkosz niańczenia malutkiego anioła (tak nazywała swego bratanka) i zabawy z nim. Obok ołtarza cerkwi łysogórskiej była kapliczka nad grobowcem malutkiej księżny. W kapliczce ustawiono marmurowy pomnik, przywieziony z Włoch, przedstawiający anioła z rozpostartymi skrzydłami, gotowego wzbić się w niebo. Anioł miał górną wargę nieco uniesioną, jak gdyby zamierzał się uśmiechnąć. Pewnego razu książę Andrzej i księżniczka Maria wychodząc z kapliczki wyznali sobie wzajemnie, że – dziwna rzecz – twarz tego anioła przypominała im twarz zmarłej. Lecz jeszcze dziwniejsze, czego książę Andrzej nie powiedział siostrze, było to, że w wyrazie, jaki artysta nadał przypadkiem twarzy anioła, książę Andrzej odczytywał te same słowa łagodnej wymówki, które wyczytał niegdyś z twarzy zmarłej żony: „Ach czemużeście to ze mną uczynili?...” Wkrótce po powrocie księcia Andrzeja stary książę wydzielił synowi Boguczarowo, duży majątek znajdujący się o czterdzieści wiorst od Łysych Gór. Częściowo ze względu na przykre wspomnienia, częściowo i dlatego, że książę Andrzej nie zawsze czuł się na siłach, by znosić charakter ojca, częściowo i dlatego, że potrzebował samotności – skorzystał z Boguczarowa, budował się tam i spędzał większą część czasu. Po bitwie pod Austerlitz książę Andrzej stanowczo postanowił nigdy już nie służyć w wojsku, kiedy zaś rozpoczęła się wojna i wszyscy musieli służyć, książę – żeby uniknąć czynnej służby – objął pod dowództwem ojca stanowisko przy zbieraniu pospolitego ruszenia. Po kampanii 1805 roku stary książę i jego syn jak gdyby zamienili się rolami. Stary książę, podniecony działalnością, spodziewał się po bieżącej kampanii wszystkiego najlepszego, książę 317 Andrzej przeciwnie, nie biorąc udziału w wojnie i w głębi duszy żałując tego, widział w niej wszystko najgorsze