Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Są nieposłuszni, opieszali, bezmyślni, drażliwi i na dodatek uważają, że ciężko pracują nawet wówczas, gdy robią mniej niż inni. Przez to powodują zamieszanie wśród reszty służby. - Wzruszył ramionami. - Tyle wiem z doświadczenia. Alienie uleciało z głowy, że została urażona przez jego niechęć do religii. Ten człowiek był pierwszą osobą, która starała się być dla niej miła od czasu opuszczenia zamku. Spytała: - To co my możemy robić? Do czego się nadajemy? - Umiem powiedzieć jedynie to, co zrobiłby na twoim miejscu Żyd. Znalazłby coś do sprzedania. Kiedy ja przybyłem tutaj, do tego miasta, zaczynałem od kupowania klejnotów od ludzi potrzebujących gotówki. Potem oddzielałem srebro i sprzedawałem je mennicy. - Skąd jednak wziąłeś pieniądze na klejnoty? - Pożyczyłem od wuja. I zapłaciłem mu odsetki, jeśli o to chodzi. - Ale nam nikt nie pożyczy! Popatrzył w zamyśleniu. - Co uczyniłbym, gdybym nie miał wuja? Myślę, że poszedłbym do lasu i zebrał orzechy, potem poszedłbym do miasta i sprzedawał je gospodyniom, które na takie pójście do lasu nie mają czasu, ani nie hodują drzew na podwórku, bo jest za bardzo zapchane i zapaskudzone. - To nie ta pora roku - rzekła Aliena. - Nic teraz nie rośnie. - Niecierpliwość młodych. - Złotnik się uśmiechnął. - Powoli. - Dobrze. - Nie było sensu opowiadać o ojcu. Złotnik pomógł im najlepiej, jak potrafił. - Dzięki za twą radę. - Żegnajcie. - Złotnik odwrócił się i poszedł w głąb domu, zamykając okute drzwi. Aliena i Ryszard wyszli. Złotnik okazał się miły, jednakże stracili już pół dnia w miejscach, gdzie ich nie chciano i zaczynała się czuć odrzucona i pokonana. Nie wiedząc, dokąd teraz, przeszli przez Getto i wyszli na ulicę Główną. Aliena stawała się głodna, nic dziwnego, pora obiadu, a wiedziała, że jeśli ona, to i Ryszard pewnie chętnie zjadłby konia z kopytami. Szli bez celu ulicą, zazdroszcząc doskonale odżywionym szczurom, które buszowały w odpadkach, dotarli w końcu do starego pałacu. Zatrzymali się tutaj jak wszyscy przybysze i przyglądali się przez kraty pracy mennicy. Wpatrywała się w sterty srebrnych monet, myśląc, że przecież ona potrzebuje tylko jednego z tych pensów, a nie może go dostać. Po chwili zauważyła dziewczynę mniej więcej w swoim wieku, która stała niedaleko i uśmiechała się do Ryszarda. Wyglądała przyjaźnie. Aliena zawahała się, znowu zobaczyła uśmiech nieznajomej, więc odezwała się: - Czy ty tutaj mieszkasz? - Tak - odrzekła dziewczyna. Interesował ją Ryszard, a nie Aliena. - Nasz ojciec jest w więzieniu - ciągnęła Aliena - a my próbujemy znaleźć sposób, by zarobić na życie i trochę pieniędzy na łapówkę dla profosa. Czy nie wiesz o jakiejś pracy? Dziewczyna odwróciła uwagę od chłopca i przeniosła ją na Alienę. - Nie masz grosza i chcecie się dowiedzieć, jak trochę zarobić? - Właśnie tak. Chcemy pracować. Możemy robić wszystko. Umiałabyś coś dla nas wymyślić? Dziewczyna popatrzyła na nią długo i aprobująco. - Tak. - powiedziała w końcu. - Znam kogoś, kto może wam pomóc. Alienę przeszedł dreszcz: oto pierwsza osoba w ciągu dnia, która mówi "tak". I - Gdzie możemy się z nim zobaczyć? - spytała z zapałem. - Z nią. - Co takiego? - To kobieta. A ty możesz się z nią zobaczyć od razu, jeśli ze mną pójdziesz. Rodzeństwo wymieniło zachwycone spojrzenia. Alienie nie mieściło się w głowie, że wreszcie odmienia się im na lepsze. Dziewczyna odwróciła się i poszła, a oni za nią. Poprowadziła ich do sporego, drewnianego budynku na południowej stronie ulicy Głównej. Większość domów tutaj była parterowa, ale ten miał małe pięterko. Dziewczyna weszła na zewnętrzne schody i kiwnęła, by podążyli za nią. Na pięterku mieściła się sypialnia. Aliena rozglądała się z oczyma rozszerzonymi zdziwieniem: u niej w zamku we wszystkich pokojach nie znalazłoby się tylu sprzętów i ozdób, nawet za życia matki. Ściany zakrywały kilimy, podłogę pokrywały futra, a łóżko otaczały bogato zdobione kotary. Na krześle wyglądającym jak tron siedziała kobieta w średnim wieku we wspaniałej sukni. Domyśliła się, że kiedy ta kobieta była młoda, jej uroda była wielka, chociaż dzisiaj miała skórę pełną zmarszczek, a włosy przerzedzone. - To jest pani Katarzyna - rzekła przewodniczka. - Ta dziewczyna jest bez grosza, a ojca ma w więzieniu. Kasia uśmiechnęła się. Aliena odpowiedziała także uśmiechem, ale musiała się do tego zmusić, w kobiecie bowiem było coś, co jej się nie podobało. - Zabierz chłopca do kuchni i daj mu piwa, a my w tym czasie porozmawiamy - powiedziała. Dziewczyna wyprowadziła Ryszarda. Aliena cieszyła się, że przynajmniej on dostanie trochę piwa, może dadzą mu też coś do jedzenia. - Jak się nazywasz? - spytała gospodyni. - Aliena. - Niezwykłe imię. Ale podoba mi się. - Wstała i podeszła bliżej, odrobinę za blisko. Ujęła twarz Alieny w dłonie, dotykając policzków. Masz bardzo ładną twarz. - Jej oddech pachniał winem. - Zdejmij opończę. Alienę zdezorientowało to badanie, ale poddała się mu: wydawało się nieszkodliwe, a po tych porannych niepowodzeniach nie chciała utracić pierwszej prawdziwej szansy przez to, że uznano by ją jako niechętną do współpracy