They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

- Zaraz ci przyniosę - krzyknąłem. Wlepiła we mnie płonący gniewem wzrok. - Skończyła się w ogóle, ty tępy amerykański sukinsynu! A teraz zostaw mnie w spokoju. Myślisz, że mnie to bawi? - Gdzie jest Silvia? - spytałem z zawstydzeniem. - Nie wiem, prawdopodobnie w salonie piękności - parsknęła ze złością Denise. - Jeśli ją znajdziesz, powiedz, żeby natychmiast przytargała tu z powrotem swój tyłek i zaczęła wypełniać obowiązki. - Jej ton zmienił się nagle, jęknęła bezradnie: - Proszę, Matt. Jestem u kresu wytrzymałości. Widziałem, że jeszcze chwila, a wybuchnie płaczem. Najwyraźniej z jakiegoś niewiadomego powodu Silvia zostawiła ją samą na placu boju. Co się, u licha, stało? Pośpieszyłem do refektarza i w wejściu niemal zderzyłem się z Francois. Z wyrazu jego nie ogolonej twarzy jasno wynikało, że nie jest w nastroju do żartów. Musiał przed chwilą wyjść z sali operacyjnej. - Jeśli szukasz swojej przyjaciółki, to korzysta właśnie z najdłuższej w historii przerwy na kawę - powiedział z niesmakiem. - Powinienem był wykazać więcej rozsąd- ku. Ale łapówka Dalessandra była zbyt ordynarna, bym potrafił przejść nad nią do porządku dziennego. Myślę, że cała ta sytuacja przerasta rozpieszczoną, przewrażliwioną panienkę. - O czym ty mówisz? - Ona o tym nie wie, ale kiedy zgłosiła się do nas, jej ojciec zaproponował milion dolarów... - Jeśli ją zabierzecie? - Nie, jeśli ją odrzucimy. To mnie tak cholernie wkurzyło, że ją przyjąłem. A teraz, przepraszam, ale mam mnóstwo pracy, zresztą ty również. I wyszedł wściekły, nie mówiąc już ani słowa. Zauważyłem Silvię siedzącą w drugim końcu stołu, z głową wspartą na dłoniach, wpatrzoną żałośnie w filiżankę z kawą. Próbowałem opanować gniew, ale czułem się zawiedziony i, tak, zażenowany. Z jej powodu i z mojego. Ale gdy podszedłem bliżej, uświadomiłem sobie, że Francois z pewnością już nieźle zmył jej głowę i kolejne sztorcowanie jest jej najmniej potrzebne. Najwyraźniej przechodziła kryzys wiary we własne siły i potrzebowała wsparcia. - Cześć, Silvio - powiedziałem cicho. - Chcesz porozmawiać? Pokręciła przecząco głową. - Daj spokój, poczujesz się lepiej, gdy wyrzucisz to z siebie. Milczała przez chwilę, po czym wreszcie wydusiła z oporami: - Matthew, tak bardzo mi wstyd. Przez wszystkie te miesiące byłam taka pewna, co chcę robić. Jednak w chwili, gdy zobaczyłam tamte dzieci, omal mi serce nie pękło, załamałam się. A więc to tak. Straciła dystans, który powinien cechować każdego lekarza. Czy nie zdawała sobie sprawy, że nie czas teraz na współczucie? - Powinnam być twardsza - ofuknęła samą siebie. - Ale wówczas nie byłabyś sobą - powiedziałem cicho. - Za to byłabym dzielniejsza. Ci ludzie żyją w piekle, a ja nie potrafię nawet spojrzeć im w oczy jako osoba postronna. - Przestań już. Francois oczekiwał zbyt wiele pierw-szego dnia. A przy okazji, czy pijesz regularnie wodę? Unikała mojego wzroku. Dalsze strofowanie nie miało sensu. Podszedłem tylko do półki i przyniosłem Silvii dwie litrowe butelki wody. - Wypij teraz jedną do dna i nie zapomnij potem o dru-gjej. A co się tyczy innych spraw, mam ci tylko jedno do powiedzenia. - Tak? - Spojrzała na mnie z niepokojem. - Dorośnij. Z jakiegoś powodu moja rada wywołała uśmiech na jej twarzy. Gdy wreszcie w dziesięć minut później wychodziliśmy z jadalni, gotowa była podjąć najtrudniejsze medyczne wyzwania. Tuż za drzwiami zarzuciła mi ramiona na szyję i powiedziała: - Dziękuję, Matthew. Po czym pocałowała mnie z namiętnością, przy której nasz pocałunek w samolocie wydawał się jedynie przyjacielskim muśnięciem warg. Był to niezwykły dzień. W przerwach między operowaniem ran postrzałowych u partyzantów zdiagnozowałem i poddałem leczeniu więcej pacjentów, niż zdołałem policzyć. Wielu z nich umarłoby, gdybyśmy nie udzielili im pomocy w stosownym momencie. Poza tym nasz przyjazd zapobiegł ślepocie u co najmniej tuzina dzieci z jaglicą. Ta zdradziecka infekcja oczu, zawsze najgorsza tam, gdzie szwankuje higiena, kosztowałaby je wzrok. Ale dzięki zastosowaniu w porę doxycykliny (takie proste - kto potrafi wyobrazić sobie życie bez antybiotyków?) ich stan uległ zdecydowanej poprawie. Nigdy nie zapomnę ostatniego przypadku jaglicy, z którym zetknąłem się tamtego dnia. Pacjentem był pogodny mały chłopczyk o imieniu Dawit, który podczas godzin oczekiwania nauczył się kilku angielskich słów. Bawiło go zwracanie się do mnie per "dokta" w różnych tonacjach i za każdym razem wybuchał radosnym śmiechem. Jego stan był poważny, ale jeszcze nie nastąpiło zbliznowacenie spojówki ani rogówki. Seria zabiegów z zastosowaniem doxycykliny wyleczyłaby schorzenie, zapobiegając trwałym uszkodzeniom. Nie mieliśmy jednak pod ręką maści i poleciłem Aidzie by wytłumaczyła matce Dawita, że ma przyprowadzić go nazajutrz rano. Ale następnego dnia nigdzie nie można było znaleźć matki i syna. Okazało się też, że nie mamy nawet jednej tubki doxycykliny. Od chwili gdy uzupełniliśmy jej zapasy i przez resztę mojego pobytu w Afryce szukałem tego małego chłopca, aby uratować go przed ślepotą. Nigdy go nie znalazłem. Myślę, że najlepszymi lekarzami są ci, którzy pamiętają swoje niepowodzenia na równi z sukcesami. To ich uczy niezbędnej pokory. Dlatego, gdy wspominam Erytreę, myślę o tych, których nie uratowałem. O małym Dawicie. I o Silvii. Rozdział 9 Kolacja przebiegała w nastroju przygnębienia równego intensywnością porannemu ożywieniu. Oczywiście, ostrzegano nas wiele razy, że jedziemy tam, gdzie właściwie brakuje wszystkiego. Nikt z nas jednak, nawet nasz zaprawiony w walce przywódca, nie widział nigdy, żeby ludzie żyli w tak skrajnej nędzy i zaniedbaniu. Zastanawiałem się, czy uda mi się jeszcze kiedykolwiek pójść na zwykłą pizzę, skoro wiem, że tak wiele dzieci płacze nocami z głodu w ramionach matek. Dzień był tak gorączkowy, że ledwie pamiętałem o problemie, który miała Silvia. Po południu uspokoiła się i stała się jedną z nas. Jej diagnozy były pewniejsze, zachowanie dodawało pacjentom otuchy. Prawdę mówiąc, w pewnym momencie naprawdę się popisała. Denise badała sześcioletnią dziewczynkę, która tydzień wcześniej, podczas pobytu w jej wiosce ambulansowego zespołu medycznego ONZ, była leczona antybiotykami z powodu infekcji w obrębie klatki piersiowej