They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Wtem poczułem, że przewodnik nasz ciągnie mnie za ramię. Puścił mnie, wstąpił na kładkę i obrócił się ku nam. Zauważywszy nasze spojrzenia, odwrócił się znów i poszedł przed siebie, stąpając tak pewnie jak po gruncie. Przez chwilę rysował się wyraźnie, potem stał się niebieskim kleksem, wreszcie zniknął. Jakiś cień wyłaniał się z mroku koło mnie. — Coś podobnego!— przerwał milczenie Cavor. Inny Selenita wstąpił tymczasem na kładkę, odwrócił się i spojrzał na nas bez niepokoju. Pozostali gotowi byli ruszyć w ślad za nami. Przewodnik nasz pojawił się znowu i czekał. Powrócił, aby zobaczyć, dlaczego nie idziemy. — Co jest po drugiej stronie? — zapytałem. — Nie widzę. — Za żadne skarby my po tym nie przejdziemy. — Ja i trzech kroków bym nie zrobił — rzekł Cavor — nawet gdybym ręce miał wolne. Spoglądaliśmy na siebie wielce skonsternowani. — Oni widać nie wiedzą, co to zawrót głowy—rzekł Cavor. — Dla nas to droga absolutnie niemożliwa. — Mnie się zdaje, że oni inaczej od nas widzą. Ja ich obserwowałem. Wątpię, czy rozumieją, że my widzimy tylko ciemność. Jak by to im wytłumaczyć? — Koniecznie jakoś musimy. Mówiąc to, miałem jeszcze niewyraźną nadzieję, że Selenici potrafią nas zrozumieć. Byle tylko im wytłumaczyć. A potem, spojrzawszy na ich fizjonomie, pojąłem, że nic się nie da zrobić. W tym punkcie właśnie podobieństwa nie pokonają różnic... Dobrze, ale ja w każdym razie na tę kładkę nie wejdę... Szybko zsunąłem z dłoni jedną obluźnioną pętlę łańcucha i zacząłem tak manewrować rękami, żeby pozbyć się i reszty więzów. Stałem najbliżej mostku, toteż podczas moich zabiegów dwaj strażnicy szturchnęli mnie, popychając ku przepaści. Potrząsnąłem energicznie głową. — Nie pójdę. Nie możemy! Zrozumcie... Jeszcze jeden Selenita spróbował przemocy. Zmuszony byłem postąpić krok naprzód. — Mam myśl! — zawołał Cavor, ale od tej strony już go znałem. — Stać! — krzyknąłem na Selenitów. — Dosyć tego! Może to dobre dla was... Tu wykonałem obrót na piętach i zakląłem. Jeden ze zbrojnych Selenitów ukłuł mnie z tyłu piką. Wyswobodziłem przeguby z ucisku wątłych kajdanków. Zwróciłem się do strażnika z piką. — Bydlaku, idioto jeden! Ostrzegałem cię! A ty mnie tak sobie kłujesz? Jeżeli mnie jeszcze raz tkniesz... W odpowiedzi natychmiast ukłuł mnie znowu spisą. Z boku doleciał strwożony, pojednawczy głos Cavora. Widocznie i wtedy jeszcze marzył mu się kompromis. — Bedford, posłuchaj, co powiem. Widzę sposób! Ale ten drugi sztych wyzwolił jakąś utajoną we mnie energię. Prysnęło ogniwo łańcucha, a jednocześnie pękły wszystkie racje, które dotąd zniewalały nas do potulnej uległości wobec księżycowych cudaków. Na przeciąg sekundy strach i wściekłość pozbawiły mnie zdrowego rozsądku. Przestały istnieć dla mnie względy ostrożności. Co sił huknąłem pięścią przez łeb strażnika z piką. Pięść miałem okręconą łańcuchem... Tu nagle wydarzyła się jedna z tych niemiłych niespodzianek, którym na Księżycu nie masz końca. Uzbrojona łańcuchem dłoń przeszła na wylot. Selenita trzasnął jak rurka z kremem. Rozsypał się. Jakbym palnął w mokrą purchawkę. Wątły łamaga wirując odleciał na dwanaście jardów i upadł lekko. Zdumiałem się bezgranicznie. Czy może istota żywa być tak nietrwała? Zdawało mi się przez chwilę, że majaczę. Lecz zaraz przywołała mnie do porządku rzeczywistość. l Cavor, i Selenici nie drgnęli od momentu, kiedy się odwróciłem, do chwili upadku zwłok na ziemię. Strażnicy nasi odstąpili nieco i trwali czujnie bez ruchu przynajmniej jeszcze sekundę po klęsce kolegi. Widocznie starali się ogarnąć swoje położenie. We wspomnieniu jakbym widział i siebie: stoję z ręką półcofniętą i też staram się myślą jak najlepiej objąć sytuację. „Co teraz? — krzyczał mózg — co teraz?" l nagle porwali się do działania wszyscy. Bezwarunkowo musieliśmy się wyzwolić z więzów, a przede wszystkim odpędzić Selenitów