They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Hasling przysiadł się do ciotki, dwaj panicze obiegli Marię, rzucając na siebie zjadliwe i pełne wzgardy spojrzenia. Ale Maria, znużona, wyjść musiała i rzucić ich na pastwę krajczemu, który, usadowiwszy na kanapie, zajął rozmową o swoim lesie i masztowych sosnach w nim obfitujących. Scholastyka zaś tak niezmordowanie, serdecznie starego uściskała Haslinga, że pod koniec rozmowy wdowiec najpewniejszy był, iż serce jej posiędzie bez najmniejszej trudności. Wyciągnąwszy więc kołnierzyki wysoko i potarłszy bokobrodów, począł już spokojny bawić dla przyzwoitości pana Szarzyckiego i trochę go badać. Miano obiad podawać, gdy koczobryk panów Pokotyłów, spóźnionych z powodu złamania sztelwagi*, którą dorabiać musiano, ukazał się w ulicy. Spotkali się oni w drodze z Doliwami i Kulikowiczem i prawie pokłócili. — Osobliwsza rzecz! — zawołał nieumiarkowany Doliwa — jak teraz wszyscy się ciągną do Górowa. — Prawda, że to osobliwość! — odparł Pokotyło. — Panowie już wracają, rano wstali! Cha! cha! Jak to fortuna wszystko zmienia! A dawniej co to się wyrabiało w kościele? — Pan Fabian najlepiej to wie!… — Nie lepiej od pana Teodora. — Osądzą to w Górowie… — Osądzą… — Życzym sukcesów! szczęśliwej drogi! Dalej spotkał ich i zatrzymał Kulikowicz, ale nie śmiechem już, tylko gniewem. — I oni jadą! i oni jadą! — zawołał — to już dziś cały świat będzie w Górowie. — Cóż to, waćpanu tylko wolno? — spytał porucznik. — Przecież nie myślisz w swoim długu trądować Scholastyki i Marii! — Kto wie, komu co przypadnie!… A pośpieszajcie, bo tam i Haslingi już siedzą! Żywo, żywo, żeby panny nie pouciekały. W dość złym humorze Pokotyłowie zajechali, ale Scholastyka, niezmordowana W grzecznościach, potrafiła obu rozruszać. Przy obiedzie, po kilku wina kieliszkach, porucznik, rozjątrzony niegrzecznością Doliwów i Kulikowicza, wyprowadził na scenę dawne niegrzeczności, zwalając je na nich. Haslingi potwierdzali, zostawiając sobie na później złożenie winy choć w części na Pokotyłów. — Państwo nie wiedzą, co to są za ludzie ci Doliwowie? — rzekł animując się porucznik. — Ludzie niebezpieczni! My najlepiej ich znamy, żyjąc w jednej wsi, panu Bogu wiadomo, co od nich doznajemy… Jeżdżą koczem i chomąty w brązach, a długi przez wierzch głowy. Sama całym domem kręci, męża za nos wodzi, na panią choruje, mąż tylko fajkę pali pod piecem i słucha, co mu każą. Syn próżniak, warszawianin, świszczypałka. — Niby to ma talenta — dodał pan Fabian — młóci po fortepianie, ale kiedy przyjdzie do tańca zagrać, taki bez mojej muzyki się nie obejdzie. Mógłbym przekonać, bo Janek zawsze z flotrowersem* jeździ, i gdyby państwo pozwolili… Ciotka zajadała swój śmiech chlebem, a pan Fabian schował muzykalny popis na drugi raz. Zalecania się najpocieszniejsze i obmowy niepohamowane i obiad, i poobiedzie zajęły. Pokotyłowie, nagradzając sobie późne przybycie, najdłużej zabawili. Haslingowie, nie chcąc ich zostawić, póty siedzieli, póki i tamci nie ruszyli się do wyjazdu. Komedia panny Scholastyki zaczynała ją nawet utrudzać, a pan krajczy i Szarzycki poszli spać, nie mogąc końca jej doczekać. Nareszcie poglądając jedni na drugich, mnąc czapki w ręku, Pokotyłowie pożegnali i odjechali. Za nimi Haslingi. Można było odetchnąć. Kulikowicz, na grobli do dworu wiodącej stając, oczekiwał ich z nowymi żartami i przycinki. Tym zaś zjadliwiej szydził, im bardziej był niespokojny z powodu przeciągnionych odwiedzin. Pożegnano się wcale niegrzecznie i każdy do domu pospieszył; każdy w najróżowszym zresztą humorze i najlepszych nadziejach. Intrygi tylko wszyscy zarówno zdawali się obawiać. Zaledwie w domu każdy począł rozmyślać głęboko nad tym, jak by drugich usunąć i pozbyć się współzawodnictwa. Maria cały dzień oczekiwała Seweryna. Mimowolnie sąsiedzi się wygadali, że był u państwa Doliwów, kiedy pan Hasling przybył tam z wieścią niespodzianą. A więc wiedział o szczęśliwym wypadku? — Przybieży, przyjedzie podzielić się naszą radością — mówiła w sobie Maria dzień cały. I każdy turkot powozu, każde drzwi odemknięcie odwracało jej spojrzenie, omylało ją nadzieją próżną przybycia Seweryna. Nareszcie całe sąsiedztwo przesunęło się wystawując na śmiech politowania, z pośpiechem niepojętym biegnąc dnia jednego tam, gdzie od lat kilku nie bywał nikt; wieczór się zbliżał, Seweryna nie było. Maria musiała powiedzieć sobie: — Nie przyjedzie! — I dodała: — A… więc jutro! Ale i jutro całe przeszło na rozmowach z panem Szarzyckim, porządkowaniu i oczekiwaniu. Tylko pani Doliwowa uznała za słuszne swoją przytomnością Górów zaszczycić. Jakże była miluchna, czuła i słodziutka dla Scholastyki, z jak macierzyńskimi uczuciami dla Marii! to się opisać nie daje. Jej pargaminowa, pomarszczona twarz, wiecznie łagodnie się uśmiechająca, tym uśmiechem kłamanym, co nikogo nie uwodzi, i tego dnia jeszcze heroiczniejszą, anielską oddychała słodyczą. Jej usta zacięte ciągle się ku uszom przeciągały, a płowy wzrok wygasłych oczu latał na szpiegi… Odwiedziny nie były daremne. Przebiegła kobieta wzięła do serca, co jej Teodor mówił o pierwszeństwie Seweryna w tym domu. Nic nie odpowiedziawszy na to synowi, pojechała, osnuwszy projekt wygadania wpółcicho pannie Scholastyce wszystkiego, co tylko najzjadliwszego na niego w sąsiedztwie chodziło. O kimże źle nie mówią! Jedno słówko wyrzeczone rośnie jak lawina w górach szwajcarskich i wzrasta w olbrzymią plotkę, która jak lawina!! — zasypuje czasem całe familie i niszczy na wieki spokój całych rodzin. W sąsiedztwie chodziły dwa tłumaczenia procesu Seweryna z hrabią z powodu Anusi i odwiedzin świeżych w Śliwinie, ze sławną mistyfikacją, przerobioną do niepoznania. Pani Doliwowa zgrabniutko naprowadzała rozmowę na Seweryna i poczęła naprzód wychwalać jego rodziców z uczuciem głębokim. — Co też to byli za zacni ludzie! w jakiej z nimi żyliśmy przyjaźni. Sama… anioł dobroci i poświęcenia! A jak wychowali to dziecię, z jakim staraniem, troskliwością i ofiarami! Nic ich dla dopięcia celu tego nie kosztowało. Toteż — dodała głębiej jeszcze z uczuciem wzdychając — stracili wszystko. Ale mieli pociechę doczekać się owocu swych starań w synie, który jest młodzieńcem pełnym nadziei. — Cóż to się jej stało? — pomyślała Scholastyka — że go chwali? Ale zaraz dodała pani Doliwowa: — Jakże mnie martwi, że zdaje się schodzić z dobrej drogi… — Jesteśmy u celu… rozumiem — pomyślała ciotka