Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Były tu budynki wysokie i przysadziste, wieże, kopuły, łuki i iglice. Zbudowano je z drewna i kamienia, cegieł i chrustu, dachówek i słomy. Na przeciwległym krańcu miasta, ledwie widoczne w niknącym świetle dnia, rozpościerało się szare morze. Maszty większych statków wybijały się ponad dachami. Nawet z takiej odległości do przybyszów dochodził słaby gwar. Lekmann patrzył w dół na port. Trochę mnie tu nie było, ale chyba nic się nie zmieniło. Heck- lowe zawsze pozostaje neutralnym miejscem. Nieważne, jak bar- dzo nienawidzisz jakiejś rasy, tam panuje rozejm. Bez rozrób, bó- jek. Żadnego wyrównywania rachunków ostrzem. Zabijają cię za to, no nie? - powiedział Blaan. Jeśli dasz się złapać. Nie szukają broni przy wjeździe? - spytał Aulay. Nie. Liczą, że sam oddasz. Zrezygnowali z przeszukiwania, od kiedy Hecklowe stało się popularne. Jeśli jednak zaczniesz tam walkę, Strażnicy wykonują na tobie egzekucję. Nie są już tacy ob- 84 rotni, jak kiedyś. Ale potrafią jeszcze zaleźć za skórę, więc uwa- żajcie na nich. Coilla wtrąciła się do rozmowy. Strażnicy nie działają prawidłowo, bo wasza rasa niszczy ma- gię- Magia - zadrwił Lekmann. - Wy, podludzie, i ta wasza pie- przona magia. Wiesz, co se myślę? Że to gówno prawda. - Ona cię otacza. Tylko jej nie widzisz. -Dosyć! -A jeśli tam znajdziemy ten oddział orków, to mamy się bić? - spytał Blaan. Lepiej siedzieć im na ogonach, dopóki nie wyjadą. Zaatakujemy za miastem. Jeśli będziemy musieli rozprawić się z nimi w środku, cóż, ciche pchnięcie między żebra to dla nas nie pierwszyzna. Jasne - burknęła Coilla. Powiedziałem, stul pysk. Aulay nie był przekonany. Niezbyt dobry plan, Micah. Masz lepszy? -Nie. - Więc bierz przykład z Jabeeza i trudy myślenia zostaw mnie, dobra? - W porządku, Micah. Lekmann odwrócił się do Coilli. - A jeśli chodzi o ciebie, bądź grzeczna i trzymaj język za zęba- mi. Chyba że chcesz go stracić. Rozumiesz? Posłała mu lodowate spojrzenie. Micah - odezwał się Blaan. Lekmann westchnął. Czego? Do Hecklowe zjeżdżają wszystkie rasy? -Tak. Więc mogą tam być orkowie. - Liczę na to, Jabeez. Właśnie dlatego tu jesteśmy, pamiętasz? - Jego udawana cierpliwość już się kończyła. No to jak rozpoznamy tych, których szukamy? Aulay wyszczerzył spróchniałe zęby. Dobrze mówi, Micah. Lekmann najwyraźniej nie przemyślał tego zagadnienia. Wresz- cie wycelował kciukiem w Coillę. 85 1 Ona nam ich wskaże. Tak, na pewno - warknęła. Łypnął na nią groźnie. Jeszcze zobaczymy. Co robimy z bronią? - spytał Aulay. - Przy bramie oddamy tylko miecze. Resztę zatrzymamy w re- zerwie. Wyjął zza pasa nóż i wsunął go w cholewę. Blaan i Aulay zrobili to samo, tyle że Aulay schował dwa noże - sztylet do jednego buta, nóż do rzucania do drugiego. - Kiedy tam będziemy, masz się nie odzywać - powtórzył Lek- mann Coilli. - Nie jesteś naszym więźniem, po prostu towarzy- szysz nam w podróży. Rozumiesz? - Wiecie, że was zabiję, prawda? - odpowiedziała spokojnie. Spróbował obrócić to w żart. Spojrzał jej jednak w oczy i lekko zrzedła mu mina. - Ruszajmy - powiedział w końcu i spiął konia. Zjechali w stronę Hecklowe. Niedaleko bramy Aulay przeciął Coilli więzy i wyszeptał: - Spróbuj uciekać, to wylądujesz z nożem w dupie. Przy bramie kłębił się wielorasowy tłumek, pieszo i konno, a do punktu zdawania broni ustawiła się kolejka. Łowcy nagród i Coilla stanęli na końcu. Po dłuższej chwili ukazali się pierwsi Strażnicy. Byli dwunożni, ale na tym kończyło się ich podobieństwo do istot z krwi i kości. Ich mocno zbudowane ciała wyglądały jak mie- szanina metali. Stal formowała ramiona, nogi i baryłkowate torsy. Wokół przegubów i kostek biegły obręcze połyskliwej miedzi. Kolejna, szersza obręcz, która opasywała talie, była wykuta za- pewne ze złota. W miejscach stawów - w łokciach, kolanach i pal- cach - połyskiwały srebrne bolce. Ich głowy, wykonane z substancji podobnej do stali, były niemal okrągłe. Zamiast oczu mieli spore, czerwone klejnoty, dziurki w miejsce nosów i szczeliny ust, wypełnione ostrymi, metalowymi zębami. Otwory po obydwu stronach głów pełniły funkcję uszu. Strażnicy, wszyscy identycznej wysokości, wzrostem przewyż- szali każdego z łowców nagród. Mimo metalowej konstrukcji po- ruszali się zadziwiająco gibko, choć trochę inaczej niż żywe orga- nizmy, popadając czasem w niezdatność i ociężałość. Ludzie zostawili broń w wyciągniętych rękach Strażnika, który odszedł z nią do ufortyfikowanej strażnicy. 86 - Homunkulusy - powiedziała dobitnie Coilla. - Stworzone cza- rodziejsko. Aulay i Blaan wymienili spojrzenia. Lekmann starał się nie zdra- dzać zdumienia. Nadszedł inny Strażnik i włożył Lekmannowi w dłoń trzy drew- niane plakietki jako pokwitowania. Potem machnął w stronę mia- sta. Ruszyli. Widzicie, mówiłem, że to nie problem przemycić do środka trochę stali. Myślałem, że będą bardziej dokładni - skomentował Aulay, wkładając swoją plakietkę do kieszeni