Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Był to tylko leciuteńki grzechot toczącego się kamienia, ale w niesamowitej ciszy pustyni był doskonale słyszalny. Ramzes wytężył słuch, nie usłyszał jednak nic więcej. Nie było to więc zwierzę. Tylko człowiek, który coś knuł, mógł poruszać się tak ostrożnie. Wyprostował się i przesunął wzdłuż muru. Bose stopy wyczuwały najlżejszą nierówność powierzchni gruntu. Ten łajdak oczywiście wiedział, gdzie się ukryli, ale potknięcie się czy pośliźnięcie przestrzegłoby go, że nie śpią i że są czujni. Nagle ze zdumieniem usłyszał wołanie: - Halo! Jest tam kto? Mówiącego oświetlił błysk latarki - był to brytyjski oficer w kurtce khaki i krótkich spodniach, czapce i owijaczach. Podniósł ramię, by osłonić oczy. - Widzę, że tam jesteś - powiedział. - Lepiej to wyłącz, stary. Człowiek, który do ciebie strzelał, prawdopodobnie wziął nogi za pas, ale nie należy kusić losu. Emerson już stał. Nawet ranny, chory albo półprzytomny potrafił poruszać się bezgłośnie jak wąż i najwyraźniej nie spał. - Szuka pan nas, prawda? - zapytał. - Tak, sir. Pan jest profesorem Emersonem? Ludzie z jednego z Korpusów Wielbłądzich usłyszeli wcześniej strzały, a ponieważ nie wrócił pan, kilku z nas pojechało was szukać. - Nie jest pan sam? - Trzech moich kolegów czeka przy wejściu do wąwozu, gdzie zostawiłem konia. Syn jest z panem? Ramzes stał cicho, przyciśnięty do muru. Widział teraz dwie gwiazdki porucznika na mundurze mężczyzny i opaskę z napisem 42 Lancashire na rękawie. Oficer miał puste ręce, a kabura u pasa była zapięta. Tożsamość niemal doskonała - ale było raczej nieprawdopodobne, że wojsko wysłało o tej porze patrol w poszukiwaniu zawieruszonych turystów, i chociaż akcent porucznika był nienaganny, intonacja niezupełnie się zgadzała. Ramzes mimowolnie poczuł podziw dla opanowania mężczyzny. Zasadzka się nie udała, zamierzał więc uporządkować sprawę, zanim o brzasku ktoś wyruszy ich szukać. Emerson mówił bezładu i składu, zadając pytania i sam na nie odpowiadając, jak człowiek, którego myśli plączą się z ulgi. Trzymał jednak latarkę wymierzoną prosto w oczy przybyłego i nie odpowiedział na pytanie, gdzie jest Ramzes. - Obawiam się, że będę musiał pożyczyć od was konia - powiedział przepraszająco. - Mój został zastrzelony, jak pan widzi. Jeśli poda mi pan ramię... Przez sekundę lub dwie Ramzes myślał, że to się uda. Oficer skinął przyjaźnie głową i zrobił krok do przodu. Nie miał pistoletu w kaburze, bo zatknął go za pas na plecach. Kiedy Ramzes zobaczył lufę kierującą się w jego stronę, błyskawicznie wyciągnął swoją broń, ale zanim zdążył wystrzelić, Emerson upuścił latarkę i rzucił się na Niemca. Upadli u stóp Ramzesa. Jakimś cudem latarka nie zgasła i Ramzes zobaczył, że choć ojciec przyszpilił przeciwnika do ziemi, Niemiec ma wolne ręce i próbuje użyć ich obu naraz. Jego pięść zetknęła się ze szczęką Emersona w chwili, gdy Ramzes kopnięciem wytrącił broń z jego drugiej dłoni. Emerson ryknął wściekle i jedną ręką sięgnął przeciwnikowi do gardła. Ramzes znowu machnął nogą i ciało Niemca opadło bezwładnie. Emerson usiadł i potarł szczękę. - Przepraszam, że byłem taki powolny, ojcze - powiedział Ramzes. Emerson uśmiechnął się szeroko i podniósł wzrok. - Dwoje sprawnych ramion na nas dwóch. Nie jest tak źle, prawda? - Znowu ocaliłeś mi życie. - Mamy więc wyrównane rachunki. Próbowałem go oślepić, ale on widzi w nocy niemal równie dobrze jak ty. Najpierw wymierzył w ciebie, bo uznał mnie za mniej groźnego. Co z nim zrobimy? Ramzes usiadł na kamieniu, zastanawiając się, czy kiedykolwiek dorówna swojemu ojcu. - Zwiążemy go, jak sądzę. Ale niech mnie diabli, jeśli wiem, czym to zrobić. - W tych jego owijaczach są całe jardy bardzo dobrego płótna. O, chyba drań się budzi. Przystaw mu ten swój pistolet do ucha. To chłopak z charakterem, nie chciałbym znowu się z nim szarpać. Ramzes zastosował się do polecenia ojca, a Emerson wziął latarkę i umieścił ją tak, żeby dawała więcej światła, po czym zaczął odwijać pasy płótna z nóg więźnia. Ramzes przyglądał nie ciekawie twarzy mężczyzny. Była to twarda twarz, o wąskim czole, mocnych szczękach i wystającym podbródku, ale usta, rozluźnione w omdleniu, miały delikatny, niemal kobiecy wykrój. Był młodszy, niż początkowo myśleli. Jego włosy, rzadkie wąsy i brwi były bardzo jasne, wypłowiałe od słońca. Po chwili Niemiec poruszył ustami i otworzył oczy. Były niebieskie. - Sind Sie ruhig - powiedział Ramzes. - Ruhren Sie sich i und ich schiesse. Verstehen Sie? - Rozumiem. - Wolisz mówić po angielsku? - zapytał Emerson, obwijając pasami płótna jego kostki. - Nie jest dobrze, wiesz? Ujawniłeś się, wyciągając broń. - Wiem. - Jesteś sam? Bladoniebieskie oczy powędrowały do Ramzesa, a potem w dół. Emerson zdołał zrobić supeł, trzymając jeden koniec owijaczy w zębach. Wyglądał w tym momencie jak wilk przeżuwający podartą odzież ofiary. Niemiec nerwowo przełknął ślinę