They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

My rozliczyliśmy się z nimi z poprzedniego kontraktu, ale oni nie rozliczyli się z nami. Nie ma najmniejszego powodu, by czytać ich propozycję. Nie chciałbym znowu łazić po różnych instytucjach, aby wyciągnąć swoje. Nie chodzi o to, że jestem pazerny - choć jestem - ale nie mogę robić z siebie pośmiewiska we własnej rodzinie. Wybrali Polton. Firmę, o której spokojnie można powiedzieć, że jest weteranem fonograficznym na naszym rynku. Pierwsze płyty z charakterystycznym logo Półtonu ujrzały światło dzienne jeszcze w stanie wojennym, kiedy to Polton wraz z Savitorem i Arsto-nem próbował załatać sporą dziurę w rockowym rynku. Od początku był firmą prywatną, czyli - jak to się wtedy ładnie nazywało — „przedsiębiorstwem zagranicznym". Pierwsza płyta w katalogu nie była zbyt drapieżna (Mazowsze), ale następne znalazły uznanie u nabywców spragnionych rockowej strawy („czerwony" album TSA, „Nowe sytuacje" Republiki, „Dorosłe dzieci" Turbo, składanka „Fala" z nagraniami punkowych kapel z Dezerterem i Siekierą na czele). W lata dziewięćdziesiąte Polton wszedł jako główny dystrybutor Warner Bros mający w swoim katalogu nagrania m. in. AC/ DC, The Doors, Led Zeppelin, Yes, Erica Claptona, Jane's Addiction, Red Hot Chili Peppers, Kyuss i wielu innych tuzów światowego rocka. Cały polski repertuar dostał się do katalogu Warnera po całkowitej fuzji obu firm, która nastąpiło we wrześniu 1995 roku, co jednak wcale nie oznacza, że płyty polskich wykonawców można kupić w Paryżu, Tokio czy Buenos Aires. Polton ma markę firmy, która pozostawia muzykom dużą swobodę. Istnieje gdzieś z boku, ale jest to istnienie widoczne. Ma na swoim koncie parę sukcesów. Wystarczy wspomnieć lllusion, Voo Voo czy Martynę Jakubowicz. Cieszymy się, że mamy artystów, których nie będziemy się nigdy wstydzić - mówi szef firmy, Jan Chojnacki. Dążymy do tego, żeby Nastąpiła historyczna chwila... Fot: Piotr Liszkiewicz w określonych dziedzinach życia muzycznego mieć najlepszych w kraju. W szufladce ciężkiego rocka Acid Drinkers jest towarem ze znakiem „Q". Ich akces zawdzięczamy temu, że w Półtonie nikt nikogo nie narżnąf, nikt nigdy nie wysłał artystę na drzewo. Firma daje artyście prawie nieograniczoną swobodę twórczo-programową i przystępuje do rozmowy z nim z szacunkiem i pokorą. Nie dyktujemy odgórnie warunków, tylko chcemy współuczestniczyć w sukcesie. Proste? Tak. Ale i trudne zarazem. Titus: Do tej pory mieliśmy kontrolę nad wszystkim i wszystko musieliśmy załatwiać sami. Począwszy od koszulek i latania za studiem, do promocji i produkcji. Podpisując kontrakt z większą wytwórnią to odchodzi. Liczy się też, że większa firma ma większy budżet i do większej ilości ludzi może dotrzeć. Po prostu jest wygodniej. Przy podpisywaniu kontraktu z Półtonem obecnych było tylko trzech Acidów - Titus, Litza i Ślimak. Zabrało Popcorna. Nie ze względu na lukę w pamięci, zaspanie czy pomyłkę w wyborze pociągu. Tym razem przyczyna była zupełnie inna — debiutancki koncert Darka w barwach Armii. Tej od Tomka Budzyńskiego, a nie kamaszy. Pierwszym gitarzystą Armii, i jej współzałożycielem był Robert Brylewski. To z nim grupa święciła triumfy na polskich scenach. Robert zrezygnował z Armii na początku roku 1994. Na jego miejsce przyszedł Michał Grymuza. Popcorn zastąpił na tym stanowisku właśnie Michała, który wybrał granie u boku Edyty Górniak, Piotra Klatta i wielu innych artystów. Darek to świetny gitarzysta czadowy - ocenia jego przydatność do kapeli Tomek Budzyński - wokalista zespołu. Dla Popcorna Armia jest świetnym sprawdzianem, a jednocześnie wielką niewiadomą. W Acid Drinkers jest jednym z dwóch gitarzystów. Nie musi i nigdy nie chciał być w centrum uwagi, która skupiała się zawsze na Titusie i Litzy. W Armii ma już inną rolę. Jest jedynym gitarzystą i musi stworzyć ścianę dźwięku, która przecież w muzyce tej grupy spełnia niebagatelną rolę i jak na razie udaje mu się to świetnie. Darek ma podobną wrażliwość muzyczną co Robert Brylewski, dlatego utwory z wczesnych płyt Armii brzmią w jego wykonaniu bardzo podobnie. Natomiast w nowych kawałkach słychać już acidowego wirusa