Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Panu A nie pozostało zatem nic innego, jak pojąć pannę z żeberka za żonę. Zamieszkali razem. Potem przyszła odwilż. Mąż zaczął zapadać w pokrzepiające drzemki, a żona nieco nostalgizowała, śpiewając piosenkę „Nie odchodź". Załapał się na to zawołanie, przechodzący akurat nieopodal, amnestionowany po czterech latach i pięciu miesiącach, niejaki Trzecieski. Ona znała go ze swych tęsknot, on postanowił posilić się. Przeplatany podśpiewywanymi fragmentami, cytatami z piosenki, dialog, znakomicie poprowadzony przez duet Jędrusik-Dziewoński, oddawał w pełni rosnącą namiętność i obopólne zainteresowanie. Nadmierny hałas zrodzony przy tej okazji obudził Pana A. Widząc, co się dzieje, mimo odśpiewanego przez Trzecieskiego wersu „Nie odchodź! Pada deszcz", pojawił się już samotnie u swojego przyjaciela. Ostatnie wydarzenia podsumowali wspólnie: Pan A - Oj, dużo nas kosztowało to żeberko. Pan B - Oj, dużo, dużo. Straciliśmy przez nie gosposię i posady, twoje szczęście małżeńskie. Żeberko na szczęście odnalazło się wśród rzeczy, które Pan A zabrał ze sobą. Zostało przykręcone na właściwe miejsce. Gdy nadszedł koniec czwartego spotkania, tracąc tym samym audytorium, Starsi Panowie zaśpiewali jeszcze fragment piosenki „Nie odchodź". Jednak zarówno telewidzowie, jak i radiosłuchacze opuścili ich. Radiową wersję zakończył Pan B, wymieniając aktorów biorących udział w nagraniu: Kalinę Jędrusik-Dygatową, Janinę Porębską, Edwarda Dziewońskiego, Wiesława Michnikowskiego, Jerzego Wasowskiego i Jeremiego Przyborę oraz realizującą audycję akustycznie Stanisławę Grotowską. Niestety, z nieznanych powodów, nie padło nazwisko Tadeusza Kondrata. Ten znakomity aktor pojawił się tylko raz w Kabarecie i szkoda, że ocalało jedynie radiowe nagranie. Interpretacja dostojnej starości połączonej z absurdalną sytuacją była w jego wykonaniu perfekcyjna. ii KABARETh STARSZYCH PANÓW wespół w zespół Starsi Panowie, aktorzy oszczędni, posługujący się subtelnymi, delikatnymi środkami, ze szczególnym wyczuciem zaznaczają wszelkie dwuznaczne sytuacje. Urzekają odbiorcę niedopowiedzianą aluzją, zmianą barwy głosu, jego wiele znaczącym zawieszeniem. Ich wyczucie jest zniewalające. O ile Jerzy Wasowski parał się, z sukcesami, zawodem aktora, o tyle Jeremi Przybora miał za sobą ogromne doświadczenie radiowca jedynie oraz występy estradowe. Jednak właśnie to on w 1960 roku został zaproszony przez Adama Hanuszkiewicza do udziału w spektaklu „Człowiek, który zdemoralizował Hadleyburg". Była to historia obrażonego niesłusznie obcokrajowca, postanawiającego zemścić się i ukazać prawdziwe oblicze podobno zacnych mieszczuchów. W tym telewizyjnym widowisku wystąpili m.in.: Teofila Koronkiewicz, Tadeusz Fijewski, Tadeusz Bartosik, Józef Porębski. Zaś aktorskie dokonania Pana B, poza terenem dotychczasowego działania, recenzent opisał tak: „W doskonałej obsadzie wyróżnił się Jeremi Przybora jako Narrator, który z dyskrecją i umiarem potraktował swoją trudną rolę". Po pewnym czasie zrealizowano także film telewizyjny oparty na tym samym tekście. W głównej roli wystąpił Leon Niemczyk. Jeremi Przybora musiał poczekać na wspólne z Jerzym Wasowskim kadry filmowe aż do „Upału" Kazimierza Kutza. Pomiędzy IV i V programem Kabaretu miały miejsce dwa ważne dla kultury wydarzenia. W Teatrze Dramatycznym odbyła się premiera „Kartoteki" Tadeusza Różewicza, a w kwietniu 1960 roku wszedł na ekrany kolejny znakomity film Andrzeja Munka, nakręcony według scenariusza Jerzego Stefana Stawińskiego, „Zezowate szczęście". Nieco wcześniej, tuż po czwartej premierze Kabaretu, 13 lutego, także w reżyserii Munka, widzowie mogli w teatrze telewizji obejrzeć „Arlekinadę" Terence'a Rattigana. Wzięli w niej udział: Elżbieta Czyżewska, Halina Mikołajska, Barbara Krafftówna, Barbara Kwiatkowska, Zbigniew Cybulski, Edward Dziewoński, Kazimierz Dejunowicz, Janusz Bylczyński, Józef Nowak. Ten odsłaniający teatralne kulisy spektakl, w którym widzowie mogli przyjrzeć się, jak podstarzały Romeo (Dziewoński) emabluje przekwitającą Julię (Mikołajska), podczas gdy w teatrze zjawiają się ich dzieci, a reżyser (Cybulski) ma tego wszystkiego dość, został znakomicie odebrany. Wydaje się, że para Szekspirowskich kochanków, posunięta już w latach, mogłaby trafić do Kabaretu. Starsi Panowie na pewno podtrzymaliby ich na duchu. Co do „Kaloryfeerii", to powróci ona jeszcze podczas tego poszukiwania cieni Kabaretów we właściwym chronologicznie miejscu. Programów premierowych, niezmiennych w swoim kształcie, było szesnaście. Zakłócenia w liczbie i kolejności powodują trzy spotkania nazwane Nadprogramami. Wypełniły je piosenki. Spotkanie sylwestrowe oraz Zjawia się Kalina, nadciąga Kuszelas właśnie wspomniana, powtórzona po latach, nieco rozszerzona, „feria" z częścią grzejnika. Wynik osiągnięty - wespół w zespół -liczy w ten sposób dwadzieścia jeden Kabaretów. Najwyższy czas przejść do następnego. Trwał XIII Wyścig Pokoju. Odbywały się akademie, wieszano na piersiach medale, można było przeczytać sążniste artykuliska, ale nie z powodu piątej premiery spotkania z Panami A i B, lecz z okazji Dnia Hutnika. Wypadły w ten sam dzień. Kolejna rozdęta peerelowska pokazówka, po której w kilka godzin zapomniano o tzw. człowieku pracy, miała się nijak do autentycznego zainteresowania, którym Starsi Panowie obdarzali bliźnich. Do tych dni stoczniowca, górnika, chemika, wszyscy się przyzwyczaili, jak do „gwoździka dla Ewy" w Dniu Kobiet. Odbębniano i zapominano. Ale nie o Kabarecie. Nawet po miesiącach, a jak się okazało i latach. Epokach, biorąc rzecz historycznie, też. Edward Dziewoński: Kuszelas! To się jakoś tak związało, mnóstwo ludzi nazywało mnie Kuszelas. Nieraz byłem zdziwiony, kiedy zwykły, normalny facet podchodził na ulicy i mówił do mnie jak do Kuszelasa. Jeden się przyznał, że nie wszystko rozumie, ale nie może oderwać się od telewizora i żebym Jurkowi i Jeremiemu podziękował. Odwrócił się i poszedł, a ja zostałem z tym Kuszelasem na środku chodnika. Z jednej abstrakcji wpadłem w drugą