They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Tak oto nadszedł dla mnie ratunek: ocalałem tylko dlatego, że tych dwoje postanowiło mnie odszukać. Nie wiedziałem wtedy o tym, rzecz jasna, ale teraz wiem i ilekroć patrzę na tamte dni, wzbiera we mnie tęsknota za przyjaciółmi. W pewien sposób zmienia to realia mych przeżyć! Skoczyłem w przepaść i gdy już miałem roztrzaskać się na dnie, wydarzyło się coś nadzwyczajnego: dowiedziałem się, że są na świecie ludzie, którzy mnie kochają. Bycie kochanym w taki sposób może przesądzić o wszystkim. Nie zmniejsza wprawdzie lęku przed upadkiem, ale pozwala spojrzeć na ten lęk z innej strony. Skoczyłem w przepaść, alejytedy ktoś wyciągnął rękę i uchwycił mnie w ostatniej , chwilj. Oto moja definicja miłości. To jedyna siła, która może v! powstrzymać człowieka od upadku, jedyna dostatecznie potężna, by obalić prawo ciążema\ \ Nie bardzo wiedziałem, co robić. Wyszedłszy z mieszkania tamtego poranka, ruszyłem przed siebie, ot tak, gdzie mnie oczy poniosą. Jeżeli w ogóle miałem jakiś pomysł, to jedynie pozwolić przypadkowi zadecydować za mnie, podążać ścieżką odruchów i losowych zdarzeń. Nogi pokierowały mną na południe, więc szedłem na południe, uświadamiając sobie po przejściu jednej czy dwóch przecznic, że najlepiej opuścić swoją dzielnicę. Zauważcie, proszę, jak duma osłabiła moje postanowienie, żeby stać ponad własną niedolą — duma i poczucie wstydu. W głębi serca byłem przerażony tym, do czego doprowadziła mnie własna bierność, i nie chciałem ryzkować spotkania kogoś znajomego. Droga na północ wiodłaby do Morningside Heights, a na tamtejszych ulicach roiłoby się od nieobcych twarzy. Wpadłbym niechybnie jeśli nie na któregoś z kolegów, to przynajmniej na kogoś, kto znał mnie z widzenia: jednego ze starych bywalców baru na West Endzie, studenta z mojego roku, byłego wykładowcę. Nie miałem dość odwagi, by znieść ich wzrok, zaintrygowane, ukradkowe spojrzenia. Jeszcze bardziej przerażała mnie myśl, że musiałbym z kimś rozmawiać. Ruszyłem zatem na południe i przez cały okres życia na ulicy moja noga nie postała więcej na górnym Broadwayu. Miałem w kieszeni coś koło szesnastu, dwudziestu dolarów oraz scyzoryk i długopis, w plecaku zaś sweter, skórzaną kurtkę, szczoteczkę do zębów, maszynkę do golenia z trzema nowymi żyletkami, parę skarpet, bieliznę i mały zielony notes z ołówkiem zatkniętym w spiralę łączącą grzbiet. Nieco na północ od Columbus Circle, w niespełna godzinę po wyruszeniu na pielgrzymkę, wydarzyło się coś nieprawdopodobnego. Stałem przed witryną zakładu zegarmistrzow-skiego, przypatrując się mechanizmowi jakiegoś wiekowego czasomierza za szybą, gdy naraz spuściłem oczy na chodnik i u swych stóp zobaczyłem dziesięciodolarowy banknot. Byłem zbyt wstrząśnięty, by zareagować. W głowie miałem mętlik i zamiast uznać to za łut szczęścia, wmówiłem sobie, że wydarzyło się coś doniosłego: przeżycie religijne, wielki cud. Wreszcie pochyliłem się, podniosłem pieniądze i przekonawszy się, że są prawdziwe, zadrżałem z uniesienia. Wszystko będzie dobrze, powiedziałem sobie, wszystko w końcu się ułoży. Nie zastanawiając się nad zdarzeniem ani chwili dłużej, wszedłem do greckiego baru, gdzie uraczyłem się farmerskim śniadaniem: sok grejpfrutowy, płatki kukurydziane, szynka, jaja, kawa - istna uczta. Po jedzeniu kupiłem sobie nawet paczkę papierosów i zostałem przy barze na drugą filiżankę kawy. Opanowało mnie niepohamowane uczucie szczęścia - błogość, nowo narodzona miłość do świata. Wszystko w lokalu wydawało mi się piękne: parujące dzbanki z kawą, obrotowe stołki, tostery na cztery kromki, srebrne urządzenia do robienia koktajli, świeże bułeczki poukładane w szklanych gablotach. Czułem się jak ktoś, kogo czeka powtórne narodzenie, jak ktoś bliski odkrycia nowego kontynentu. Popalając kolejnego camela, obserwowałem krzątającego się barmana, następnie skupiłem uwagę na niechlujnej kelnerce o ufarbowanych na rudo włosach. W tych dwojgu było coś niewymownie rozczulającego. Pragnąłem im powiedzieć, jak wiele dla mnie znaczą, ale nie mogłem wydobyć z siebie głosu. Przez kilka następnych minut siedziałem w euforii, słuchając własnych myśli. Mój umysł był czynnym wulkanem, tyglem rapsodycznych wynurzeń. Potem papieros się dopalił, więc zebrałem się i wyszedłem. Wczesnym popołudniem zrobiło się parno. Nie wiedząc, co ze sobą począć, poszedłem na potrójny seans do kina przy Czterdziestej Drugiej Ulicy, niedaleko Times Sąuare. Zwabiła mnie klimatyzacja, więc ruszyłem do środka na oślep, nie spojrzawszy nawet, co grają. Za dziewięćdziesiąt dziewięć centów gotów byłem oglądać cokolwiek. Wybrałem sobie miejsce na balkonie, w sektorze dla palących, po czym obejrzałem dwa filmy, których tytułów nie pamiętam, racząc się w trakcie kilkunastoma papierosami