They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Landcruiser został skasowany - snajper dalej nim nie pojedzie. Turek skorzystał z okazji i znowu sięgnął po strzelbę, próbując się uwolnić. Kiedy walczyli, biały pickup dotarł do tamy i wjechał na nią, przeskakując przez próg, ale ani trochę nie zwalniając. Samochód pędził wzdłuż betonowej drogi na szczycie tamy, starając się jak najszybciej dotrzeć do drugiego końca. Reilly, stojąc, zadawał teraz Turkowi cios za ciosem, aż w końcu udało mu się wyrwać strzelbę. Mężczyzna chwycił go mocno i zaczął dusić. Reilly był zbyt blisko, żeby go kopnąć kolanem, uderzył więc stopą wprost w wewnętrzną stronę prawej kostki. Przeciwnik rozluźnił uchwyt i Reilly'emu udało się go odepchnąć. Obaj, ciężko dysząc, oparli się o kabinę. Reilly zobaczył kątem oka, że Tessa walczy z Van-ce'em, usiłując go zmusić, żeby się zatrzymał. Chwyciła dłońmi kierownicę i pickup gwałtownie skręcił, uderzając w ścianę zapory. Reilly'emu strzelba wypadła z rąk i ześliznęła się z platformy na betonową drogę. Reilly dojrzał przerażenie w oczach Turka, który z niedowierzaniem patrzył, jak jego broń znika w oddali. Ogarnięty paniką mężczyzna rzucił się na niego i zaatakował na oślep. Reilly instynktownie chwycił Turka za koszulę i kładąc się nagle na plecach, wypchnął go stopą i przerzucił nad sobą tak, że przeleciał ponad burtą pędzącego pickupa, wypadł i znalazł się po suchej stronie zapory. Auto znów uderzyło w betonową ścianę, aż rozległo się echo. Przeraźliwy wrzask Turka zagłuszył ryk silnika. 340 Dotarli do końca tamy i Yance szarpnął kierownicą, żeby skierować auto w dół na leśną ścieżkę, którą Reilly i Tessa przyjechali dziś rano. Samochód podskakiwał na wybojach i dziurach, ale Reilly wiedział, że są teraz osłonięci ścianą lasu i nikt ich nie zobaczy ze szczytu wzgórza, na którym według niego usytuował się snajper. Yance musiał zwolnić z uwagi na stan drogi, ale Reilly uważał, że jeszcze jest za wcześnie, żeby się zatrzymali. Pozwolił mu przejechać jeszcze kilka kilometrów, a potem po-stukał w dach kabiny. Profesor skinął głową i chwilę później pickup zaczął hamować. Rozdział 65 Reilly sięgnął ręką do środka i wyrwał kluczyki ze stacyjki, potem obszedł półciężarówkę i ocenił uszkodzenia. Właściwie uszło im to płazem. Cała trójka wyszła z tego bez większego szwanku, jeśli nie liczyć drobnych przecięć skóry i otarć oraz pulsującego bólu w lewej nodze Reilly'ego. A toyota, choć powgniatana i podziurawiona kulami, spisała się nad wyraz dobrze - Reilly nie mógł się nadziwić. Drzwi od strony Vance'a otworzyły się ze skrzypnięciem i z pół-ciężarówki wyłonili się profesor i Tessa. Reilly zauważył, że oboje są przerażeni. Rozumiał Tessę, wiedział, że nie dojdzie do siebie szybko, ale Yance? Czyżby go niewłaściwie oceniał? Przyglądał się teraz uważnie oczom profesora i zobaczył w nich jak w lustrze to samo pytanie, które i jemu świdrowało w mózgu. Jest tak samo zaskoczony jak ja. Nie spodziewał się tego. Przypomniał sobie to dziwne wrażenie, które ogarnęło go na środku jeziora, gdy zobaczył profesora po raz pierwszy. Strzał, który skosił wielkiego tureckiego bandziora, włączył jednocześnie sygnał alarmowy w umyśle Reilly'ego. To nie Yance zabił trzech jeźdźców. Jeszcze ktoś szuka tego, co oni. Ta myśl go zaniepokoiła. Była to komplikacja, której wcale nie brakowało mu do szczęścia. Chociaż możliwość istnienia „nadzorcy" rozważali w FBI, gdy jeden po drugim ginęli jeźdźcy, to dawno już za- 342 rzucili tę koncepcję. Wszystko wskazywało na to, że to Yance likwiduje wspólników; wydawało się, że to on reżyseruje ten spektakl. A jednak strzały na brzegu jeziora obaliły tę hipotezę. Kto jeszcze macza w tym palce? Kto jeszcze wiedział, czego szuka Yance, i skłonny był zamordować niewinnych ludzi, byle tylko położyć na tym łapę? - Astrolabium? - Yance zwrócił się po chwili do Tessy. - Jest bezpieczne - zapewniła go, otrząsając się z odrętwienia. Sięgnęła do kabiny i wyjęła instrument. Yance pokiwał z aprobatą głową, potem podniósł wzrok na szczyt wzgórza, z którego właśnie uciekli. Reilly widział, jak w milczeniu kontempluje rozciągający się wokół nich dziki krajobraz. Wydawało mu się przez chwilę, że profesor jest zrezygnowany, ale już po chwili ujrzał w jego oczach pogardę i niezachwianą pewność siebie. - Co to było? - Tessa podeszła do Reilly'ego. -Wszystko w porządku? - spytał, odwracając spojrzenie od profesora. Na czole miała niewielkie otarcie. - Tak, nic mi nie jest - zamrugała oczami i podniosła wzrok na linię drzew otaczających ich jak olbrzymi mur. W górach panowała niepokojąca cisza, dźwięcząca w uszach po serii wystrzałów, które nie tak dawno rozrywały powietrze. - O co tu, do cholery, chodzi? Jak myślisz, kto to może być? - Nie wiem. - Reilly obserwował drzewa. Nie widział najmniejszych oznak ruchu. - A mnie się wydaje, że wielu ludziom nie byłoby na rękę, żeby ta cała sprawa wyszła na jaw - zaopiniował Yance. Wydawał się z tego bardzo zadowolony. - Robią się nerwowi. A to znaczy, że się nas boją. - Byłbym spokojniejszy, gdybyśmy odjechali od nich jeszcze kilka kilometrów - powiedział Reilly. Zrobił gest w kierunku pickupa. - Wsiadajcie - otworzył Yance'owi i Tessie drzwi do półciężarówki. Tessa usiadła między panami. Reilly wrzucił bieg i zmaltretowana toyota powolutku ruszyła pod górę