They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Znów przyhamowałem, szykując się do ciasnego zakrętu, i nie- mal zatrzymałem się w niedużym przedpokoju, pomiędzy wielkimi arrasami. Przednim kołem usunąłem z drogi rokokowy stoliczek. Znalazłem się w wąskim przechodnim pokoiku i, podpierając się na lewej nodze, skręciłem do kolejnej galerii. W głębi były sze- rokie, opadające schody — mój cel. Zagryzłem wargi i mocniej ścisnąłem rączki kierownicy, przemykając obok kolejnej wystawy arcydzieł, świadomy, że jadę za szybko, ale zdecydowany nie zwal- niać — wiedziałem, że zostanę zlokalizowany, gdy tylko pościg usłyszy rosnący warkot motocykla. W ostatniej chwili zahamowa- łem ostro. To była jazda jak po wybojach, mimo że matchless GL3 jako jeden z pierwszych brytyjskich motocykli wyposażono w hydrau- liczne teleskopy, a schody wyłożono czerwonym pluszem. Walczy- łem z ostrą pochyłością, ręce mi sztywniały, tylkiem ledwie doty- kałem siodełka, nogi skakały jak opętane. Tylny hamulec wcisnąłem niemal do oporu. Głowa i kończyny latały mi jak u zwariowanej marionetki. Wydałem dziki urywany pisk (nigdy wcześniej nie po- konywałem tych schodów w takim tempie), po czym motocykl na krótko znalazł się na równym terenie i pisk przeszedł w okrzyk triumfu lub ulgi — tak naprawdę, sam nie wiedziałem czego. Po obu stronach miałem majestatyczne schody. Dochodziły do balkonu, z którego można było obejrzeć czekający mnie ciąg schodów. Z tamtego podestu przechodziło się do galerii z obraza- mi, w której Czarne Koszule miały nadzieję mnie złapać. Już za- wróciły i wybiegały na podest. Prowadzący zdążył unieść broń nad balustradą z brązu i strzelił na oślep, zanim otworzyłem przepust- nicę i dałem susa w dół, nie dotykając ani jednego stopnia. Mój długi okrzyk triumfu przeszedł we wrzask, kiedy kule przeleciały niebezpiecznie blisko, wybijając werbel na osłonie łańcucha. Wstrząs przy lądowaniu niemal wyrzucił mnie w powietrze, ale utrzymałem się w siodełku; koła opaliły dywan, kiedy hamowałem, starając się utrzymać maszynę w linii prostej. Wydaliśmy nieziemski pisk (zgadza się, my, motor i ja), zatrzymując się w ogromnej sali, kilka cali przed schodami idącymi w górę. Nabrałem powietrza w płuca, po czym wbiłem pięty w sfałdo- wany dywan, cofając matchlessa do nawrotu. Okrzyki i tupot za plecami zdradzały, że tłum gna kręconymi schodami. Ktoś wypuścił serię, niewątpliwie ze stena. Kiedy się obejrzałem, zobaczyłem, że podziurawiono obrazy, wiszące na ścianach. Może strzelec chciał mnie wystraszyć, może skłonić do poddania się, a może po prostu był nielicho wkurzony. Miałem już dość miejsca, żeby się rozpędzić, kiedy usłyszałem niedalekie szczekanie. Szybko poszukałem wzrokiem Cagneya, był jednak niewidoczny. No cóż, kundel mógł dać sobie radę sam — przecież nie miał nic przeciwko temu, żeby cała uwaga skupiła się na mnie, podczas gdy sam wymknął się chyłkiem inną drogą. Znów dodałem gazu. Matchless obrócił się zgrabnie, ocierając o dolny stopień, i przedostałem się do marmurowego holu. Tam wreszcie pokazał się Cagney — pokonywał długimi susami przestrzeń, w której niegdyś gromadzili się zaproszeni goście. Trzymał się czerwonego dywanu, unikając marmuru zbyt zimnego lub zbyt gładkiego dla poduszeczek jego łap. Zatrzymał się, machając na mój widok kikutem ogona, na co wrzasnąłem, żeby spływał do wszystkich diabłów. To przemówiło mu do rozumu i pies popędził przede mną do drzwi wejściowych. Zatoczywszy krąg, znalazłem się pod schodami, nad którymi niedawno dałem szaleńczego susa. Ukazał mi się bynajmniej nie zachęcający widok: trzech ścigających pochylało się nad balustra- dą, mierząc we mnie, podczas gdy następni zbiegali za ich plecami. Kąt był zbyt ostry dla celujących, a zresztą nie czekałem, aż złożą się do strzału