They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

- Może pan dzwonić do swojej matki, Bradley, i powiedzieć jej, że wystąpi pan w porannych wiadomościach. Kay siedziała w swoim fotelu, patrząc na jeden z ekranów z rej estrem transakcji, takich jak te w Departamencie Stanu. Rolands zareagował szybko. O wiele szybciej, niż się tego spodziewała. Zabrakło mu jednak dwóch sekund. W przeciągu tych dwóch sekund zdołała zbudować krążący plik, otworzyć i zamknąć dziesięć tysięcy transakcji i wysłać pieniądze na dwa tysiące kont pomocniczych. Zarobiła pięćdziesiąt milionów dolarów w mniej niż dwie sekundy. Wyłączyła komputer, wzięła kubek po kawie, podeszła do zlewu i postawiła go obok innych brudnych naczyń. Potem jeszcze na chwilę stanęła przed oknami, spojrzała na gwiaździste niebo, po czym zaciągnęła zasłony. Wróciła do kuchni. Chwilę się wahała, zanim podniosła słuchawkę telefonu. Wybrała numer. Po chwili usłyszała czyjś głos. - Dobry wieczór - powiedziała. - Czy mogłabym rozmawiać z panem da Costą? To bardzo pilne. Dziękuję. Kiedy Kay weszła do pokoju hotelowego, San Antonio da Costa siedział przy stoliku o szklanym blacie. Na jej widok wstał i wyciągnął dłoń. - Pani Nocta, co za wspaniała niespodzianka. - Dziękuję, że zgodził się pan ze mną zobaczyć o tak późnej porze. Mam nadzieję, że w niczym panu nie przeszkodziłam. Gestem wskazał jej fotel. - Zobaczyć tak piękną kobietę to przyjemność, a nie konieczność. Może napije się pani kawy? Albo czegoś mocniejszego? - Nie, dziękuję. Usiadła naprzeciwko niego. Dłonie położyła na kolanach. - Czy przyszła pani w sprawie pana Marlina? Taka straszna strata. Bardzo pani współczuj ę. Był także moim przyj acielem od wielu lat, moim i Raola. - Nie. Nie chodzi mi o niego, ale dziękuję. - Co w takim razie panią sprowadza? Chyba nie przyszła pani tak po prostu mnie odwiedzić? Otworzyła torbę. - Przyszłam do pana z prośbą. Chciałabym, żeby pan coś dla mnie zrobił. - Przysługa? Dla przyjaciółki pana Marlina zrobię wszystko. Proszę się nie wahać. Słucham. Wyjęła złożoną na pół fotografię z torby. - To właściwie nie jest przysługa, tylko interes. Coś, o co jeszcze nigdy dotąd pana nie prosiliśmy. Rozłożyła zdjęcie Maddie i położyła je na stoliku. - Czy wie pan, kto to jest? - spytała. Da Costa zawahał się. - Jako człowiek, który prowadzi interesy w Waszyngtonie muszę wiedzieć wiele rzeczy. Być może widziałem już gdzieś tę osobę. Podniósł kartkę i podał ją Raolowi. Raol skinął głową. Da Costa delikatnie odłożył fotografię i spojrzał na Kay z wyczekiwaniem. Kay spuściła wzrok. - Proszę - powiedziała - czy wie pan, gdzie ona teraz jest? Gdzie zatrzymała się dziś wieczorem? Da Costa odchylił się do tyłu i położył ręce na kolanach. Raol pochylił się ku niemu i przez moment coś szeptał mu do ucha. Po chwili da Costa znowu się wyprostował i skinął twierdząco głową. - Tak. Czy próbuje pani ją odnaleźć? Jest teraz w domu swego brata. Czy 0 to właśnie pani chodziło? - Nie. Wiem, gdzie teraz jest. Da Costa podniósł obie dłonie. - W takim razie czego pani potrzebuje? Co jeszcze chce pani wiedzieć? Kay pochyliła się nad stołem i przesunęła zdjęcie w jego stronę. - Panie da Costa. Ta kobieta, to jest pana zadanie. Odsunął się nieznacznie, przechylił głowę na bok i zmarszczył brwi. - Nie rozumiem - powiedział. - A ja myślę, że pan rozumie. I wiem, że może pan to zrobić. Czy mam wyrażać się jaśniej? Ta kobieta dokonała rzeczy strasznych. Chciałabym, żeby ją pan usunął. Całkowicie. Rozłożył ręce. - Oszalała pani! Doskonale wiem, kim jest ta osoba i czym się zajmuje. Czy chce się pani zemścić za to, co stało się z przyjacielem Simona? W takim razie niech pani sama to z nią załatwi. Z nią, nie ze mną. San Antonio da Costa nie mści się za innych. Jestem biznesmenem. - Nie, panie da Costa. Nie chodzi mi o zemstę. To interes tak dla pana, jak 1 dla mnie. Zwykły interes. - Pani to nazywa zwykłym interesem? Ja jestem tylko biznesmenem. Nikim więcej. Wzięła głęboki oddech. - Przyszłam tutaj, ponieważ wiem, że może pan to zrobić - zaczęła powoli. - W pańskim świecie takie rzeczy nie są niczym niezwyczajnym. Pracuję w Waszyngtonie wystarczająco długo, żeby o tym wiedzieć. Teraz bardzo pana proszę, chciałabym wiedzieć, ile to będzie kosztowało. Mogę zapłacić. Da Costa nie odezwał się. - Mogę zapłacić - powtórzyła Kay. - Czy milion dolarów wystarczy? Wszystko jedno w jakiej walucie. Z każdego banku. Czyste pieniądze. Da Costa wzruszył ramionami i spojrzał na Raola. - Dobrze - powiedziała. - Dwa miliony. Na więcej się nie zgodzę. Pochylił się ku niej. - Pani i ja, pani Nocta, a może powinienem mówić: pani major Nocta? Jeszcze nie robiliśmy ze sobą interesów. Nie znam pani