Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
- Ale oczywiście nie będą tam siedzieć wiecznie. - Wykonał wymowny gest ręką. - Trzeba się z nimi szybko rozprawić. Kolejny błąd w sztuce, zauważył Decker z obawą. Kontaktowi nigdy nie powinni znać myśli koordynującego. I co McKittrick miał na myśli mówiąc: „rozprawić się"? - Renata mówiła mi, że jest pewien klub, do którego często chodzą - powiedział McKittrick. - Gdyby udało nam się zebrać ich wszystkich... - Coś ty, do cholery, wyrabiał? - spytał ze złością Decker, gdy szedł z McKittrickiem po zakończonym spotkaniu. - Nie wiem, o czym mówisz. Decker rozejrzał się uważnie. Zmrużył oczy przed reflektorami licznych, mijających ich samochodów, chwycił McKittricka za lewe ramię i skierował w boczną uliczkę, z dala od hałaśliwego nocnego życia. - Przez ciebie możemy nie wykonać zadania - wyszeptał ochryple Decker, kiedy tylko wydostali się z tłumu przechodniów. - Podałeś im swoje prawdziwe imię. McKittrick wydawał się zażenowany i nie odpowiedział. - Sypiasz z tą kobietą kontynuował Decker. - Czy twój instruktor nie wyjaśnił ci, że nigdy nie wolno wchodzić w osobiste układy z kontaktowymi? - Dlaczego sądzisz, że sypiam z...? - Dziś po południu usiłowałeś na stojąco naśladować sztuczne oddychanie ustausta. - Śledziłeś mnie? - Nie było to specjalnie trudne. Łamiesz tyle zasad, że nie mogę nadążyć z wyliczaniem... Piłeś z nimi, zanim przyszedłem - czuć od ciebie alkohol. - Chciałem, żeby nie byli przy mnie skrępowani. - Forsa - oświadczył Decker. - To sprawia, że nie są skrępowani. Nie twoja urocza osobowość. To jest biznes, a nie klub towarzyski. I co miałeś na myśli mówiąc: „rozprawić się z nimi"? - „Rozprawić się"? Nie pamiętam, żebym coś takiego powiedział... - Dla mnie brzmiało to, jakbyś w obecności obcych sugerował, że ludzie, których ścigamy, będą... - Mimo cichego tonu głosu i ustronności uliczki Decker nie mógł zdobyć się na wypowiedzenie tych obciążających słów. - Ostre cięcie - odezwał się McKittrick. - Co? - Czyż nie tak brzmi nowy eufemizm? Kiedyś mówiło się: „powstrzymać za pomocą ekstremalnych środków". Teraz jest: „zastosować ostre cięcie". - Gdzie, do diabła, słyszałeś...? - Czy nie o to chodzi w tej akcji? Te sukinsyny będą zabijały, aż ktoś w końcu definitywnie położy temu kres. Decker odwrócił się gwałtownie, wpatrując się w przechodniów spacerujących po oświetlonej ulicy, zaniepokojony, że ktoś mógł ich podsłuchać. - Czyś ty zwariował? Czy mówiłeś jeszcze komuś to, co właśnie powiedziałeś mnie? McKittrick zawahał się nieznacznie. - Tej kobiecie? - dopytywał się Decker. - Powiedziałeś tej kobiecie? - Cóż, musiałem jej przedstawić, o co chodzi. Jak inaczej miałem ich pozyskać dla sprawy? - Jezu! - wymamrotał Decker. - Zawór bezpieczeństwa. Wymyśliłem konkurencyjną szajkę. To oni zlikwidują właściwych ludzi, zadzwonią na policję i podadzą się za Dzieci Mussoliniego. - Mów ciszej, do cholery. - Nikt nie będzie mógł udowodnić, że maczaliśmy w tym palce. - Ta kobieta będzie mogła - zauważył Decker. - Nie, jeśli zniknę, a ona nie będzie miała dowodów materialnych. - Wie, jak się nazywasz. - Zna tylko moje imię - odparł McKittrick. - Kocha mnie. Zrobi dla mnie wszystko. - Ty... - Decker w ciemności nachylił się blisko w stronę McKittricka, żeby być pewnym, iż tylko on może usłyszeć jego gniewny szept. - Posłuchaj mnie uważnie. Rząd Stanów Zjednoczonych nie ucieka się do zamachów. Nie tropi i nie zabija terrorystów. Zbiera dowody i zleca sądom wymierzenie odpowiedniej kary. - Tak, pewnie, oczywiście. Tak jak Izraelici nie wysłali drużyny komandosów, żeby zlikwidować terrorystów, którzy zabili jedenastu żydowskich sportowców na olimpiadzie w Monachium w 1972 roku. - To, co zrobili Izraelici, nie ma z nami nic wspólnego. My nie zajmujemy się zamachami. - Świetnie. Teraz ty mnie posłuchaj - powiedział McKittrick. - Jeśli pozwolimy tym sukinsynom zwiać, bo zabraknie nam ikry, żeby zrobić, co należy, obydwaj wylecimy z pracy. - Jutro w południe. - Co? - Idź do swojego mieszkania i pozostań tam - powiedział Decker. Nic nie rób. Nie kontaktuj się z tą kobietą. Nie wychodź po gazetę. Nie rób absolutnie n i c. Punktualnie w południe zapukam do twoich drzwi i powiem ci, jaka jest w twojej sprawie decyzja przełożonych. Na twoim miejscu już spakowałbym rzeczy. Szczęśliwych czterdziestych urodzin, powiedział Decker sam do siebie. Jego zmizerowana twarz odbijająca się w łazienkowym lustrze świadczyła o tym, jak kiepsko spał. Nawet podczas snu myślał o McKittricku. Nasilał się ból głowy spowodowany dławiącym smrodem dymu papierosowego, który musiał wdychać poprzedniego wieczoru. W żałądku ciążył mu posiłek, dostarczony przez obsługę hotelu do pokoju późnym wieczorem, a składający się z fettucine i z kurczaka marsala. Na nieregularnej twarzy wyraźnie pojawiło się kilka nowych zmarszczek. Obok intensywnie niebieskich oczu widać było kurze łapki