They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Czy rzeczywiście była ubrana na różowo? Nie zauważył. – Ale bardzo brakuje jej ogłady – dodała. – Do tej pory mogła brać przykład tylko z matki, a lady Effingham ma niestety skłonność do prostactwa. Ta dziewczyna flirtowała w czasie przyjęcia z każdym mężczyzną który znalazł się w pobliżu, zdaje się tylko dlatego, że ciebie nie było u jej boku. To godne politowania zachowanie u młodej damy, która, jak ciągle mam nadzieję, zostanie twoją żoną. A co ty o niej sądzisz? – Babciu, ona ma dopiero osiemnaście lat – odparł. – Jest jeszcze dzieckiem. Z czasem dorośnie. – Pewnie tak – westchnęła babka, gdy dotarli do szczytu schodów. – Lord Braithwaite ma talent komiczny. Potrafi każdą nawet najzwyklejszą sytuację przedstawić z humorem i nie boi się kpić z samego siebie. Ale ta panna Law! Ma talent, wobec którego czuje się pokorę, a jednocześnie radość, że można z nim obcować. – Tak – przyznał. – Biedactwo – znów westchnęła. – Jest tak niewiarygodnie piękna i nawet o tym nie wie. Jej ojciec musi być chyba ponurym i surowym człowiekiem. Jak on mógł wygadywać takie okropne rzeczy o tych jej cudownych włosach? – Przypuszczam, babciu, że zauważył, jak się na nią gapią jego parafianie, i doszedł do wniosku, że w jej wyglądzie musi być coś grzesznego – skomentował Rannulf. – Głupiec! Los ubogiej kobiety musi być straszny, prawda? – powiedziała. – I jeszcze znaleźć się na łasce kogoś takiego jak Louisa Effingham. Panna Law ma przynajmniej po swojej stronie babkę. Gertrudę ją po prostu uwielbia. „Co było, to było". Zdanie, które wypowiedziała jako lady Makbet, kołatało się Rannulfowi w głowie, gdy już odprowadził babkę do jej saloniku i szedł do swojego pokoju. Szczera prawda. Nie mógł cofnąć czasu i odjechać bez niej po pomoc dla poszkodowanych pasażerów dyliżansu. Nie mógł zwrócić jej dziewictwa ani wymazać tych dwóch dni i nocy, podczas których rozmawiali, śmiali się i kochali, a on pragnął pojechać za nią wszędzie, nawet na koniec świata. Nie mógł cofnąć czasu i zmienić tego, co się stało. Chyba się trochę zadurzyłem w Claire Campbell, przyznał w końcu przed samym sobą. Nie tylko jej pożądał. Czuł do niej znacznie więcej. Nie był zakochany w Judith Law, ale czuł coś... Na pewno nie litość. Gdyby tylko się nad nią litował, nie wydałaby mu się tak pociągająca. To nie było pożądanie, choć nie dało się ukryć, że bardzo jej pragnął. Ani też... Po prostu nie wiedział co to za uczucie. Nigdy nie przeżywał głębszych emocji. Odkąd pamiętał, zawsze patrzył na świat przez pryzmat lekkiego znudzenia i cynizmu. Jak miał nazwać swoje uczucia do Judith Law, skoro nie miał żadnego punktu odniesienia? Nagle jednak pomyślał o swoim cichym, posępnym, surowym, zawsze poprawnym, zawsze obowiązkowym starszym bracie. O Aidanie, który wstąpił do wojska w dniu osiemnastych urodzin, zgodnie z tym, co zostało mu przeznaczone już w kołysce. O Aidanie, który niedawno, nie mówiąc ani słowa nikomu z rodziny, nawet Bewcastle'owi, ożenił się. A potem nagle sprzedał patent oficerski, by zamieszkać z żoną w jej majątku. Ożenił się z nią tylko po to, by dotrzymać uroczystej obietnicy, złożonej jej umierającemu bratu, oficerowi, z którym służył na południu Francji. Rannulf towarzyszył Aidanowi w drodze z Londynu do majątku żony, na pierwszym etapie swej podróży do Grandmaison. Poznał żonę Aidana i dwoje dzieci, które przygarnęła. Rannulf jak urzeczony stał przed domem i przyglądał się dzieciom, które radośnie wybiegły Aidanowi na spotkanie. Dziewczynka nazwała go papą. Aidan chwycił je w ramiona i przytulił z czułością, jakby były jego własnymi dziećmi. A potem spojrzał na żonę, która powoli podeszła do niego. Objął ją i pocałował. Tak, to jest dla mnie punkt odniesienia, pomyślał Rannulf. Właśnie ta chwila, gdy Aidan objął Eve ramieniem i pocałował. Wydawał się młody i pełen ciepła, szczęśliwy i zupełnie bezbronny, a jednocześnie niezwyciężony. To, czego Rannulf był świadkiem, można było opisać tylko jednym słowem. Miłość. Pod wpływem impulsu przeszedł do gotowalni i wyciągnął z szafy swój płaszcz. W jego wewnętrznej kieszeni znalazł to, czego szukał. Odwinął papier z niewielkiej paczuszki. Popatrzył na małą, tanią tabakierkę z brzydkim świńskim ryjkiem na wieczku. Roześmiał się cicho i zacisnął na niej palce. A potem poczuł, że ogarnia go ogromny, niemal przytłaczający smutek. 14 Judith wracała z babką ostatnim powozem, gdyż staruszka wolniej niż inni zbierała się do drogi. Przed odjazdem Judith na prośbę babki dwa razy biegała do pokoju, w którym starsza pani się przebierała, by sprawdzić, czy nic tam nie zostało. Zanim dojechały do Harewood, zrobiło się bardzo późno. Wszyscy goście już spali. W holu czekała ciotka Effingham. – Judith, pomóż mamie dojść do jej pokoju, a potem przyjdź do salonu – odezwała się złowróżbnym tonem. – Louiso, ja też przyjdę – powiedziała jej matka. – Ależ mamo. – Lady Effingham rzuciła starszej pani groźne spojrzenie, choć próbowała złagodzić ton. – Jest już późno, a ty jesteś zmęczona. Judith zaprowadzi cię na górę i zadzwoni po Tillie, by pomogła ci się rozebrać i położyć do łóżka. Przyniesie ci herbatę i kropelki na sen. – Nie chcę się kłaść do łóżka ani pić herbaty – odparła stanowczo jej matka. – Idę z wami do salonu. Judith, moja kochana, czy możesz podać mi ramię? Zdaje się, że dzisiejszego popołudnia za długo siedziałam w rosarium. Tak mnie przewiało, że cała zesztywniałam. Judith spodziewała się nagany, która wkrótce miała nastąpić. Nie mogła uwierzyć, że odważyła się zagrać przed publicznością. Gdyby kiedykolwiek zrobiła coś takiego w domu, papa z pewnością zamknąłby ją w jej pokoju na cały tydzień o chlebie i wodzie. Rozpuściła nawet włosy! Zagrała, dając z siebie wszystko