Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
70 ROZDZIAŁ 6 — Źle, Donna, oddychasz nieprawidłowo. — Nieprawda. — Właśnie że tak. Powinnaś pracować dolną częścią brzucha, a ty wykonujesz ćwiczenie B. — Mam ćwiczyć „wąchanie kwiatka". — „Wąchanie kwiatka" to poziom B, a my powinniśmy ćwiczyć poziom A. — Ledwo zipię — sapnęła z rozdrażnieniem Donna, próbując z widocznym wysiłkiem podciągnąć ciało do pozycji siedzącej. — Dziś możemy to sobie darować. — Jeżeli nie ćwiczy się systematycznie — twardo oświadczył Victor — nie warto w ogóle zaczynać. Cała ta rzecz nie ma sensu. — Zmarszczka na czole i wydęte wargi nadawały mu wygląd nadąsanego dzieciaka. — Teraz mi to mówisz? — zażartowała Donna, uważając, by nie parsknąć śmiechem. — Teraz gdy przybyło mi dwanaście kilo, a do rozwiązania tylko dwa miesiące? To nie fair, Victorze, nie fair. —Nareszcie udało jej się stanąć. — To ty postępujesz nie fair. Wobec dziecka. — Och, Victorze, nie bądź ponurakiem! Gdzie podziało się twoje poczucie humoru? Na zajęciach jesteś tak dowcipny! — Kolebiąc się z boku na bok, poczłapała do barku, nalała sobie szklankę piwa imbirowego i pochłonęła ją duszkiem. — Panie z naszej szkółki byłyby rozczarowane, gdyby zobaczyły cię w domu. — Widząc po jego minie, że poczuł się urażony, dodała z pośpiechem: — Daj spokój, poćwiczymy jutro. Cóż znaczy jeden dzień przerwy? Nic się nie stanie ani mnie, ani dziecku. — Jak sobie życzysz. — Oho, Donna znała ten ton. Victor zawsze tak mówił, kiedy coś szło nie po jego myśli. — Będziesz potem tego żałować... — Oszczędź mi tych kazań! — Zaczynał działać jej na nerwy, chciała jednak zapobiec kłótni, zejść z drogi huraganowi, zanim będzie na to za późno. — Dawniej nie było szkółek rodzenia, a dzieci jakoś się rodziły. — W ciężkich bólach — oświadczył. — Porozmawiaj z matkami, które przez to przeszły. — Ale jakoś od tego nie umarły. — Niektóre. Do diabła! Im bardziej rosła objętość jej brzucha, tym bardziej drażniło ją jego mentorstwo. Im większy ciężar, tym słabszy bezpiecznik, pomyślała ponuro. Trzeba się opanować. — Victorze, to, czy przeżyj ę poród, nie zależy od tempa mojego oddechu. Aż takie proste to nie jest. Wzruszył ramionami, obrócił się na pięcie i bez słowa wyszedł z pokoju. Patrząc na jego zgrabne pośladki, Donna musiała przyznać, że bez względu na wszystko jej nieznośny mąż nadal budzi w niej pożądanie. Mimo że trzęsła nią złość, nie oparłaby mu się i teraz, gdyby nagle zawrócił od drzwi, spuścił te obcisłe portki i rzucił ją na podłogę. Byłabym uszczęśliwiona, pomyślała z cichym westchnieniem, spoglądając spod oka na swój wielki brzuch. Do niedawna tym właśnie kończyły się zwykle ich kłótnie, choć nie dokładnie w ten sposób, o jakim akurat myślała. „Podłogowy" scenariusz zrealizowali tylko raz, początkowo zresztą z nie najlepszym skutkiem. Kiedy Victor, spuściwszy spodnie do kostek, gwałtownie rzucił się w jej stronę, skacząc przez pół pokoju jak szalony pasikonik, oboje omal nie pękli ze śmiechu. Jemu minęła erekcja, a ona dostała skurczów żołądka. Za to gdy potem padli na podłogę, uwolniwszy się wreszcie od ubrań, było 73 tak cudownie, jakby nigdy się nie kłócili. Dwa ociekające potem ciała dosłownie stopiły się w jedno. Donna zastanawiała się nawet, czy przyczyną coraz częstszych i coraz ostrzejszych starć nie jest przypadkiem brak seksu? Nie kochali się już prawie miesiąc. Zdaniem lekarza, jak również autorów wszystkich poradników nie było co do tego żadnych przeciwwskazań, jednak Victor w przesadnej trosce o dziecko ogłosił pełną wstrzemięźliwość. Nie bez znaczenia było i to, że współżycie w jej stanie zrobiło się, co tu mówić, dosyć niewygodne. Ten ostatni raz... Kiedy przypomniała sobie, jak to wyglądało, ogarnął ją śmiech. Victor sterczał nad nią prawie pod kątem prostym, a jak rozpaczliwie wywijał rękami, usiłując ją objąć! „Lepiej chyba będzie na odwrót", zadecydował, próbując przetoczyć się na plecy, a ją wziąć na siebie. „Zaraz dostanę przepukliny", mruknął po minucie, czerwony jak burak z wysiłku. W końcu wśród szaleńczego chichotu plasnęła mu ciężko na brzuch, on zaś ogłosił zwycięsko: „Nasze wojska wylądowały!" Donna stwierdziła nagle, że śmieje się głośno, stojąc samotnie pośrodku salonu. Ten Victor... Mogła się z nim kłócić ząb za ząb, mogła być na niego wściekła, a on, jeśli tylko chciał, potrafił ją zawsze rozbawić. No, chyba że sam był wściekły. O, wtedy sytuacja wyglądała zupełnie inaczej! I tak było prawie od początku. Zaczęli się spierać właściwie już nawet w Key West, gdzie spędzili swój miodowy tydzień. Ją wszystko wprawiało w zachwyt, jego mierziło. Atmosfera — bo „lepka" w dosłownym i przenośnym sensie, ludzie — bo „za dużo ekscentryków i pedałów". „Nadają koloryt temu miejscu, protestowała Donna, ci ludzie to przecież artyści". W tej sprawie ostatecznie poszli na kompromis, uznając, że prawda leży gdzieś pośrodku