They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Co w nim jest napisane, o tym powie ci sam Ustad. Teraz jedzą. Potem zostanie urządzona wyprawa dookoła doliny, bo kapitan zamierza przeprowadzić rekonesans za górami. Na razie można go jeszcze dokonać bez ściągania na siebie uwagi niepowołanych ludzi. Przeciwnicy dopiero w ostatniej chwili powinni się dowiedzieć, kim jest kapitan i po co do nas przyjechał. Ustad teraz do ciebie nie przyjdzie. Powiadomiłam g0 o stanie twojego zdrowia i mam ci przekazać, że możesz traktować siebie jak ozdrowieńca. Miał jednak powody prosić cię o takie zachowywanie się, aby ludzie myśleli, że nadal jesteś chory. Prosi więc, abyś jak najmniej im się pokazywał, dopóki nie przyjdzie do ciebie tu na górę i o wszystkim ci nie opowie. Dał mi wielki zwój papieru, który położyłam ci na stole. To ma cię zająć, powiedział Ustad. Tak jest, to było zajęcie, i to jeszcze jakie! Kiedy Szakara znowu poszła, wstałem i rozwinąłem zwój, który zawierał liczne większe i mniejsze arkusze. Pierwszy wielki arkusz był rysunkiem piórkowym przedstawiającym zachodnią stronę jeziora widzianą ze środka tak, jak ona obecnie rzeczywiście wyglądała. Na dole duar, na lewo droga do Doliny Worka, a po prawej stronie szlak prowadzący na tereny Takikurdów i osiadłych na północy Dżamikunów. Pośrodku, wznoszące się przy górze ruiny, zuchwałe, posępne, milczące, bez jakiegokolwiek śladu wewnętrznego czy zewnętrznego życia. Na południe od nich dom Ustada, stojący na wysokim, gigantycznym murze, wystawiony na wichury. Od niego droga dzwonkowa prowadziła do alabastrowego namiotu. Kiedy oglądałem ten arkusz, przeszła mi przez głowę myśl, że pokazuje o dużo za dużo, a jednak tak mało! Chwyciłem więc następny. Co zobaczyłem? Już nie masywną materię, ale zamiast niej dzieło ducha, duszy. Zmiana dotyczyła tylko ruin, a jednak wniosła ona wszystko, czego brakowało. Ludzka ręka nadała skale nowy kształt i przez to nowe życie. Tam gdzie znajdowała się przystań, tutaj przez otwarty mur bardzo szerokie stopnie prowadziły na wolny plac, który powstał przez zlikwidowanie pięter. Róże, niezliczone róże, i nie tylko one kwitnęły tutaj tak, jak przed Beit–y–Chodeh. Wszystkie drogi, które między nimi biegły, prowadziły do jednej wprost imponującej, wspaniałej sali kolumnowej, do budowy której zostały wykorzystane wyłącznie olbrzymie kamienie ciosowe z ruin. Pomyślałem o Baalbeku, o Kailasa z Ellory*, o azteckich Teocalli; jednak wszystkie te sławne budowle zdawały się niknąć w cieniu tej jednej sali. W jej głębi znajdowała się wysoka, okrągła nisza z olbrzymim postumentem, który postawiono po to, by dźwigał równie wielką figurę. Sala zamiast właściwego dachu miała podobny do wiszących ogrodów Semiramidy drugi obszerny kwiatowy ogród. Z niego, ku mojemu zaskoczeniu, wznosił się w górę dokładnie ten sam mały wiejski kościółek, którego obraz wisiał w mojej sypialni i pod którym umieszczony był dziecinnie prosty podpis: Kościółku mój, kościółku mały móc być jak ty: nabożny, wspaniały! I twój szczyt osiągnąć, chcę pokorze twej dorównać. Kościółku mój, kościółku mały chcę ciągle być jak ty wspaniały! Powinno się myśleć, że ten pełen prostoty kościółek wyglądał wprost śmiesznie na tym gigantycznym fundamencie; jednak w żadnym razie tak nie było. Wręcz przeciwnie, zdawało się, jakby inaczej już nie mogło być. Dzieło ludzkich rąk, dźwigane przez boskie skały, tylko wówczas będzie śmieszne, jeśli będzie się chwalić, że samo zbudowane jest z boskich skał. To był środek góry, z której szczytu, dokładnie ponad szpicą kościelnej wieży, spoglądał w dół alabastrowy namiot. Po bokach kościoła znajdowały się w owocodajnych ogrodach dwa podobne do willi, łaskawie spoglądające domy. Pod jednym widniał podpis „plebania”, a pod drugim „szkoła”. Pozostałe arkusze przedstawiały rysy architektoniczne i rysunki wspomnianych trzech budynków. Zainteresowały mnie do tego stopnia, że natychmiast usiadłem i zacząłem je studiować. Nie można być ani przez chwilę obojętnym na tak jasną, pełną miłości odpowiedź na kwestię starych, posępnych ruin! Z tego względu na jedzenie poświęciłem niewiele czasu i jeszcze wieczorem siedziałem, obliczając, odmierzając i kalkulując, aż w końcu nadszedł Pedehr, aby, jak się wyraził, przekazać mi coś ważnego. Mianowicie był u nas goniec, który obwieścił, że szejk ul Islam i Ahriman mirza wspólnie i w największej zgodzie obwołali wielce zasłużonego Ghulama Multasima ustadem Takikurdów. Zawiadamia się nas o tym, gdyż również on zjawi się na wyścigach i musimy podjąć go i potraktować odpowiednio do piastowanej przez niego funkcji. Nasz Ustad nie wrócił jeszcze ze swojej konnej wyprawy i dlatego też Pedehr poczuł się zobowiązany przekazać mi tu na górę tę nowinę. Powiedziałem mu: — Ta wiadomość nie ma dla nas najmniejszego znaczenia