They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

- Tak, stypendia i granty - zgodził się Sarkissian. - Nici wiążące April i Fiersteina z Whittingtonem... - Kongresy, zjazdy! - Dobra, to wy się żyłujcie, a ja uruchomię kilku ludzi. Mam takich, za których ręczę jak za siebie. Sarkissian poderwał się i wybiegł z pomieszczenia. Zdecydowanym ruchem zdjąłem ze stołu butelkę. Może spełniła swoje zadanie, może i nie, ale nie wnikałem. Schowałem ją do barku, zapaliłem i sięgnąłem po puszkę piwa. - Nie wiem, jak ty - powiedziałem do Nicka - ale ja miałem tak popieprzoną noc, że wypijam piwo i walę się do wyreczka. Za dwie godzinki będę uroczy i energiczny. Pokręcił głową. - Podziwiam cię, Owen. Wreszcie sprawa kopnęła się z miejsca, a ty walisz w kimę?! Wzruszyłem ramionami i sięgnąłem po puszkę piwa. Nie wiem dlaczego, ale nagle przypomniał mi się sierżant Kaszel, jak miażdżył przemądrzałych kadetów na pierwszych zajęciach z broni wsparcia, jedną ręką rysując przekrój czołgu, a drugą wypisując jego dane techniczno-taktyczne! Sala siedziała z rozdziawionymi pyskami i odtąd chłonęła już słowa sierżanta, bo - jak powiedział jeden z załamanych jajogłowych: „Nawet Einstein nie potrafił operować niezależnie od siebie obiema rękami”. Inna sprawa, że sierżant ciężko ćwiczył ten numer, przez dwa lata po kwadrans dziennie - zwierzył mi się z tego cztery lata później, kiedy odchodziłem z jednostki. Nie potrafił niczego innego. I dostawał szału przy każdej innowacji w parametrach czołgu. Ale to wystarczyło, by kadeci uważali, że gdy w sobotni wieczór nie można go znaleźć w kantynie, to znaczy, że pokazuje Panu Bogu swoją sztuczkę, a ten wścieka się, nie potrafiąc tego numeru powtórzyć. Wszystkie tornada i burze nad naszymi głowami szły na to konto: „O - mawiali - Pan Bóg usiłuje zaprząc do roboty obie ręce jednocześnie!” Ja zaś opanowałem inny trik - nauczyłem się zasypiać po piwie, gdy zanosiło się na grubszą i dłuższą robotę w najbliższej przyszłości. Niczym innym nie mogłem zaimponować Nickowi. Cmoknąłem na Monty’ego, by przekonać się ze zdziwieniem, że stoi już pod drzwiami i usiłuje je otworzyć wzrokiem. Skąd wiedział, że wychodzimy? Rozumie słowo „kimać”? Odłożyłem na potem badania jego IQ, odłożyłem na kiedy indziej rozmowę z Pymą. W sypialni skończyłem piwo i odstawiłem puszkę. - Może mnie ześlesz spokojny sen, co, skurwielu? - zapytałem cicho Whittingtona- Tovę. - Zapytam cię, co to dokładnie znaczy - obiecałem. - Już niedługo. Zdziwisz się. Często przed snem usiłuję narzucić sobie temat snu, na przykład ciąg dalszy fabuły, czy przypomnienie, co się działo w poprzednich odcinkach oglądanego serialu albo czytanej kolejny raz książki. Tym razem zdałem się na naturę. Miałem dziwne i nieznane wcześniej uczucie lęku z powodu konsekwencji tego, jak mi się zaczęło wydawać, lekkomyślnego kroku. „Dziewczyny, oprócz spodenek, nie miały na sobie nic...” Obudziłem się przed czwartą rano. Serce łomotało mi nierówno i głucho, jakby po metalowych schodach turlała się wypełniona skamieniałym betonem beczka. Gdy dotknąłem twarzy, poczułem, że mam ją pokrytą lepkim zimnym kisielem, a z kącika ust ciągnęła się nitka gęstej flegmy. Udało mi się wysunąć z łoża bez budzenia Pymy, chwiejnym krokiem dotarłem do kuchni i napiłem się wody... To znaczy, najpierw zakrztusiłem się nią, potem dopiero się napiłem. - Co za kurestwo... - syknąłem do weneckich drzwiczek lodówki. - Co za syfioza! Śnił mi się staw, nad brzegiem którego musiałem się wysikać. Gdy załatwiałem potrzebę pod nadbrzeżnym krzakiem, pojawiła się na wodzie pani Groddehaar i pogroziła mi palcem. Zawstydzony, schowałem ptaka do kąpielówek i zwiałem za krzak, a potem do wozu. Niestety, po kwadransie jazdy zatrzymałem się w eleganckiej restauracji na modłę alpejską, a tam w skórzastych spodenkach jodłowały i roznosiły jakieś wielkie góry mięcha dwie siostry Dee Dee; tu się nazywały wprawdzie Kuno i Hebrea, ale to były one. Skórzane krótkie portki, grube i twarde, sztywne, były ozdobione skórzanymi lamówkami i miały szelki z poprzeczką na piersiach. Na poprzeczce widniało wyrzeźbione z kości logo stacji benzynowych Disneya. Dziewczyny, oprócz spodenek, nie miały na sobie nic, no - skarpety i wysokie sznurowane buty wysokogórskie. Jakimś drugim, peryferyjnym myśleniem odnotowałem, że - tak jak myślałem - miały brzydsze biusty, niż można się było spodziewać, gdy były opakowane w odpowiednie biustonosze i ciasne lub luźne bluzki. Była tam również pani Groddehaar, i to ona, podkradłszy się do mnie od tyłu, nachyliła się nad moim uchem i tchnęła weń: - Zaraz cię zarżną... - Co? - Poderwałem się. - Kto? - O to już się nie martw - mruknęła. - Ktoś się zawsze znajdzie... Dotknęła mojego karku, chyba ona, bo w pobliżu nie było nikogo, a dłoń miała lodowatą, nawet nie lodowatą, tylko jeszcze zimniejszą, jak opad środka znieczulającego na dziąsła. Wtedy się obudziłem. Chyba dławiłem się skowytem i dlatego wyrwałem się ze snu. Ze szklanką wody w dłoni poczłapałem do podziemnego segmentu hydro i zwaliłem do wanny wypełniającej się najpierw ciepłą, potem, gdy już w niej zaległem, zimniejszą wodą