They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

.. Za spraw¹ medalionów bêdziemy nie tylko mogli stawiæ czo³o wszelkim przeciwnoœciom, ale nadto umocniæ siê potê¿nie, a przy pomocy us³ug ksiêcia Orbano z tego niezdobytego centrum szerzyæ siê bêdziemy bez koñca... Ach! 13 lutego! - doda³ po chwili milczenia, kiwaj¹c g³ow¹ - 13 lutego mo¿e byæ dla naszej potêgi momentem takiego prze³omu jak konsylium, które da³o choremu nowe ¿ycie. - Dlatego te¿ nie trzeba szczêdziæ niczego - rzek³a ksiê¿na - byle siê tylko uda³o... Z szeœciu osób, których obawiaæ siê wypada³o, ju¿ piêæ nie mo¿e albo nie bêdzie mog³o ci szkodziæ... Pozostaje wiêc moja siostrzenica... I wiesz, ¿e czeka³am tylko na twoje przybycie, aby chwyciæ siê ostatecznego œrodka... Ju¿ wyda³am rozporz¹dzenia i nawet dziœ, z rana... Zaczniemy dzia³aæ. - Czy twoje podejrzenia po ostatnim liœcie powiêkszy³y siê jeszcze? - Tak... Jestem pewna, ¿e ona wie lepiej ni¿ to okazuje i w takim razie jest dla nas bardziej niebezpieczna. - Takie by³o zawsze i moje zdanie... Dlatego radzi³em ju¿ przed szeœcioma miesi¹cami, abyœ u¿y³a takich œrodków, jakich u¿y³aœ, aby podsun¹æ jej myœl zamieszkania oddzielnie, z pe³n¹ swobod¹, której skutki czyni¹ dziœ ³atwym to, co inaczej by³oby niemo¿liwe. - Na koniec - rzek³a ksiê¿na z wyrazem szatañskiej, nienawistnej radoœci - z³amiemy ten nieugiêty charakter, pomszczê siê wreszcie za tyle zuchwa³ych docinków, które musia³am strawiæ, byle nie obudziæ jej podejrzliwoœci, ja... Ja, com przez ni¹ tyle wycierpia³a... Bo Adrianna jakby uwziê³a siê, niebaczna, by œci¹gaæ na siebie mój gniew. - Kto ciebie obra¿a... Mnie obra¿a... Wiesz o tym, moja nienawiœæ jest twoj¹ nienawiœci¹... - I nawet ty... Ile¿ to razy by³eœ celem jej dotkliwej ironii!... - Moje domys³y rzadko mnie myli³y... Jestem pewien, ¿e ta dziewczyna mo¿e byæ dla nas niebezpieczna... Bardzo niebezpieczna - rzek³ margrabia z naciskiem. - Dlatego trzeba tak z ni¹ post¹piæ, abyœmy ju¿ nie musieli siê jej obawiaæ - odpowiedzia³a pani Saint-Dizier. - Czy widzia³aœ siê z doktorem Baleinier i panem Trippeaud? - zapyta³ margrabia. - Bêd¹ tu wkrótce... Uprzedzi³am ich o wszystkim. - Jak s¹ do niej usposobieni? - Doskonale... Adrianna bynajmniej nie wystrzega siê doktora, który umia³ zapewniæ sobie jej zaufanie... Zreszt¹ okolicznoœæ, której wyt³umaczyæ nie potrafiê, przybywa nam z pomoc¹. - O czym mówisz? - Dziœ rano Grivois, zgodnie z moim poleceniem, posz³a przypomnieæ Adriannie, ¿e czekam na ni¹ w po³udnie. Zbli¿aj¹c siê do pawilonu, spostrzeg³a czy te¿ zdawa³o jej siê, ¿e widzia³a Adriannê, wracaj¹c¹ ma³¹ furtk¹ ogrodow¹. - Co mówisz?... Czy jest na to pewny dowód? - zawo³a³ margrabia. - Dot¹d nie ma innego dowodu, tylko dobrowolne zeznanie Grivois, ale ja o tym myœlê - rzek³a ksiê¿na, bior¹c papier, le¿¹cy obok niej - oto raport, który mi sk³ada co dzieñ jedna z pokojówek Adrianny. - Czy ta, któr¹ Rodin umieœci³ przy twojej siostrzenicy? - Ta sama, a poniewa¿ dziewczyna jest zupe³nie zale¿na od Rodina, s³u¿y nam dot¹d doskonale. Mo¿e w tym raporcie znajdziemy potwierdzenie tego, co Grivois, jak utrzymuje, widzia³a. Ledwie ksiê¿na rzuci³a okiem na pismo, gdy naraz, niemal z przestrachem zawo³a³a: - Co ja widzê?... A to szatan z tej Adrianny! - Co siê sta³o? - Rz¹dca zamku Cardoville, pisz¹c do niej i prosz¹c o protekcjê, doniós³ o pobycie m³odego ksiêcia indyjskiego w zamku. Ona wie, ¿e to jej krewny... Napisa³a wiêc do swego dawnego nauczyciela, malarza, profesora Norvala, aby uda³ siê powozem i sprowadzi³ D¿almê... Tego... Którego w³aœnie wszelkimi sposobami nale¿y trzymaæ z dala od Pary¿a. Margrabia zblad³ i rzek³: - Je¿eli nie zachodzi tu jakieœ nowe dziwactwo twej siostrzenicy... Chêæ sprowadzenia tu ksiêcia, krewnego... Dowodzi, ¿e wie o nim coœ wiêcej ani¿eli mog³aœ siê domyœleæ... Nie ma w¹tpliwoœci, ona wie ju¿ o sprawie medalionów. Trzeba siê mieæ na bacznoœci, bo mo¿e zniweczyæ wszystko. - A wiêc - rzek³a stanowczym g³osem ksiê¿na - nie mo¿na ju¿ siê wahaæ... Trzeba posun¹æ rzeczy dalej ani¿eli s¹dzimy... I niech siê wszystko dzisiaj skoñczy... - To prawie niemo¿liwe. - Wszystko jest mo¿liwe, doktor i pan Trippeaud s¹ nam przychylni - rzek³a ksiê¿na z o¿ywieniem