Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Przegrałem. —1 ze swojego więzienia patrzyłeś, jak twój lud umiera. Wiatr, którego nie czułem, pochwycił zielony płaszcz Nyela i zaczął nim szarpać. — Ten, kto nie jest Madonaiem, nie może pojąć więzi, jaka nas łączyła. Przez te wszystkie lata czułem ich radości i smutki, a za każdym razem, gdy któreś z nich umierało, umierała też część mnie. — Splótł ręce na piersiach. — Gdy nadszedł czas straszliwego proroctwa, dzieci naszych dzieci nie pamiętały już swojej historii. Nazywały Madonaiów „bogami” lub „mitami” i pamiętały jedynie, że więzień w fortecy jest przekleństwem. Przerażeni swoimi wizjami, zniszczyli samych siebie, opuścili tę krainę i zamknęli drogę powrotną, nieświadomi ceny, jaką przyjdzie im zapłacić za uwięzienie w krainie ludzi. Czyż to nie gorzka ironia losu? Ale nie mógł być tak niewinny, jak wynikało z jego opowieści. —Ajednak nawiedzasz nasze sny i wywołujesz chaos — powiedziałem. — Wykorzystałeś rai—kirah… demony… skłaniając je, by dręczyły świat. W twoim imieniu Tasgeddyr, władca demonów, próbował zdobyć władzę w świecie ludzi. Może chcesz się zemścić na potomkach, którzy spowodowali śmierć twojego ludu. Jak cię uwolnić? — Miałbym pragnąć zniszczyć nasze dzieci? Twój lud… rekkonarre… jest jedynym, co pozostało z mojego. Poza tym sami uczyniliście sobie coś o wiele gorszego, niż ja bym wam zrobił. Po co mi zemsta? — Nyel ruszył w dół ścieżki. Ale to nie Ezzarian nienawidził. — Chodzi o ludzi, prawda? — zawołałem za nim. — Nie rai—kirah, którzy są „madonaiską” częścią nas, ani nie Ezzarian, którzy powinni być z nimi zjednoczeni… wasze dzieci. To ludźmi gardzisz. Na jego twarzy malowało się absolutne obrzydzenie, gdy zawołał w moją stronę: — Tak, otwarcie się do tego przyznaję. Ludzie wypaczają i niszczą wszystko, czego dotkną. Zabijają siebie nawzajem jak szalone bestie. Przeklinam dzień, w którym postawiłem stopę w ich świecie. Ale ty również nie musisz się nimi przejmować. — Wzruszył ramionami i ruszył dalej, tym razem wolniej, pozwalając, bym go dogonił. — To ich własna gwałtowność i brak harmonii powodują chaos, o który mnie obwiniasz. Ty jeden spośród wszystkich rekkonarre żyłeś w ich świecie i widziałeś ich okrucieństwo. — Świat ludzi jest moim światem. Jak możesz się spodziewać, że uwolnię kogoś, kto zagraża tym właśnie ludziom, których przez całe życie chroniłem? — Ludzie to choroba; w końcu się pozabijają. Nie muszę tego przyspieszać. Pragnę tylko spacerować po lesie i siedzieć na brzegu rzeki, słuchać pieśni o szlachetnych czynach i rozmawiać z ludźmi, którzy będą chcieli ze mną rozmawiać o czymś innym niż tylko wybór owoców na kolację. By zyskać wolność, nie będę przepraszać za to, co zrobiłem. Jeśli masz wątpliwości, niech i tak będzie. Umrę tutaj. Schodziliśmy szybko i cicho ścieżką, jakbyśmy pospieszali w stronę jakiegoś ostatecznego rozwiązania, skoro historia już została opowiedziana. Ja jednak chciałem się jeszcze ociągać, rozważyć jego opowieść, odkryć w niej luki… znaleźć rozwiązanie. Granice jego krainy były tak ciasne, a rozległe i piękne krainy poza nimi tak bliskie, że niemal można ich było dotknąć, puste i pozbawione tych, których znał i kochał. Być może lepiej być więźniem w mrocznych lochach Gastaiów albo niewolnikiem Derzhich, gdyż tam przynajmniej nie widać tak wyraźnie tego, co się utraciło. — Co wiesz o moim życiu, Nyelu? Zatrzymał się w ogrodzie i zawahał przez chwilę. — Dotknąłem twojego umysłu, kiedy byłeś umierający. Nie mogę odczytać twoich myśli, lecz wizje umierającego dają niezły obraz jego życia. — W takim razie wiesz, że kiedy byłem niewolnikiem, gardziłem ludźmi niemal tak samo jak ty, choć wierzyłem, że jestem jednym z nich. — Tak. Widziałem to. Dlatego myślałem, że mnie zrozumiesz. — Ale dowiedziałem się, że nawet w sercu, którego z pozoru nie da się uratować, kryją się cuda… — Opowiedziałem mu krótko o Aleksandrze i naszej wspólnej podróży. A choć Nyel cierpliwie słuchał opowieści, kiedy skończyłem, odezwał się z pogardą. — Ze wszystkiego, co w tobie widziałem, tego jednego nie potrafiłem pojąć. Twój szacunek dla tego słabego człowieka… prymitywnego, okrutnego… jest dla mnie niepojęty. Jesteś rekkonarre, dzieckiem Madona—iów, o wiele wartościowszym od żałosnych ludzkich zwierząt