They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

- Spróbujemy piętro niżej. Podjęli wyścig z czasem, desperacką walkę o przetrwanie. Wszyscy byli przeciwko nim, nawet kobiety. Dowiedzieli się o tym, gdy pogoniły za nimi niewiasty ze służby pomocniczej. Żadne słowa nie oddadzą, ile przeszli tego dnia. Były to prawdziwe bliskie spotkania czwartego stopnia, tak bliskie, że aż kłaki fruwały w powietrzu, a zęby wymiatano potem spod najdalszych sprzętów. Cała batalia trwała ledwie kilkanaście minut, ale dla naszych bohaterów czas stanął. Po godzinach, jak sądzili, ciężkich zmagań dotarli do ostatnich drzwi i wybiegli na ulewny deszcz. Solidnie potłuczony i poraniony Bili otrzepał się z gwiazdek i belek. Robot tymczasem otworzył jedynym ocalałym ramieniem klapkę w głowie. Maszynka rozsypała się, ledwie Czinger zeskoczył na ziemię. - Odimbecylić - powiedział Mgr. - Miejmy nadzieję, że najgorsze już za nami. A teraz może przestań szczękać tak obrzydliwie resztkami uzębienia, rozejrzyj się i powiedz mi, gdzie właściwie jesteśmy. - Na deszczu... - Wspaniale. Spośród całej ludzkiej rasy Bgr znalazł dla mnie jedynie kretyna o móżdżku zdechłej myszy. Słuchaj, głupku, ty jesteś człowiekiem, ja nie. Rozejrzyj się i powiedz, gdzie dotarliśmy. - Nigdy jeszcze tu nie byłem. - Wiem. Ale wytrzeszcz patrzałki, domyśl się. Ja wiem o ludziach tylko tyle, ile wyczytałem w raportach. Owszem, jestem szefem CIA, czyli wywiadu Czingerów, ale nigdy jeszcze nie gościłem na planecie ludzi. No to jak? - To miejskie wysypisko śmieci. Mówisz, że jesteś szychą? - Najwyższą. To ja prowadzę wojnę. Sporo roboty już odwaliłem. A jeśli spróbujesz powiedzieć komukolwiek, kim jestem, to zginiesz, nim wymówisz choć słowo. Co to jest “śmieci”? - To odpadki, które ludzie wyrzucają. - No to przyjrzyjmy się, co wyrzucają. Przekradali się przez deszcz od jednej sterty do drugiej, aż w końcu przykucnęli za pagórkiem połamanych kół zębatych. Coś się zbliżało ku nim z coraz głośniejszym łoskotem. - Wyjrzyj - rozkazał Mgr. - Co jedzie? - Śmieciarka. A co niby ma jeździć po wysypisku? - Ilu ludzi? - Ani jednego. To zautomatyzowana śmieciarka. - Dodajesz mi ducha, prostaczku. Włazimy do środka. Przemoczeni i zmęczeni wspięli się do kabiny i zatrzasnęli za sobą drzwiczki. - Ludziom wstęp wzbroniony - warknął mechaniczny kierowca. - To wbrew prawu, ja tego nie lubić, krrkkk - wykrakał robot, nim Mgr oderwał mu głowę i odepchnął metalowe truchło na bok. - Kieruj - polecił Billowi. - Tyle chyba potrafisz? - Ciężarówka to ciężarówka - mruknął Bili sentencjonalnie, wrzucił bieg i ruszył do tyłu, wbijając się w górę śmieci. - Chociaż czasem trzeba kilku sekund, by opanować konkretny typ. - No to wykorzystaj mądrze te kilka sekund i nie próbuj więcej podobnych kawałów. Czingerowie mają wrażliwy węch. Bili opanował ostatecznie maszynerię i wyjechał z wysypiska. Deszcz ustał. Z tyłu widzieli coraz mniejszą fortecę, po bokach ciągnęły się zielone pola. Mgr wyjrzał przez dziurę, którą zrobił w drzwiczkach. - Tędy, do lasu. - Tam są gospodarstwa. - Oszczędź mi wykładu z filologii i kieruj się na wzgórza. Musimy odjechać jak najdalej, nim wezwą pomoc. Potoczyli się dalej. Bili kierował coraz wprawniej. Ujrzawszy batalion czołgów, zatrzymał pojazd i za pomocą zdalnego sterowania opróżnił kilka pobliskich pojemników na śmieci. Grunt to nie budzić podejrzeń. - Bardzo dobrze - powiedział z dumą, gdy czołgi zniknęły wśród fontann błota. - Byłoby lepiej, gdybyś wrzucił te śmieci do tej dziury na górze pojazdu, miast rozsypywać po ulicy. - Nie ma tak łatwo - mruknął Bili. - Może ty zrobiłbyś to lepiej? - Jedź - westchnął Czinger. - Nigdy nie przypuszczałem, że będę kiedykolwiek dyskutował z upośledzonym egzemplarzem rodzaju ludzkiego o technice ładowania śmieci. O zmroku znaleźli cichy zakątek, który zadowolił Mgra. Kamienista kotlinka między wzgórzami, z dala od ludzkich siedzib. Czinger zdemontował do końca kierowcę i zbudował dwa skomplikowane moduły elektroniczne. Włączył jeden z nich do gniazda zapalniczki i pomachał urządzeniem. - Co to jest? - spytał Bili. - Detektor do wykrywania detektorów. - I co robi? - Zawsze byłem miły wobec małych Czingerów i pomagałem staruszkom przechodzić przez ulicę, więc za co mnie to spotyka? Próbuję ustalić, czy mogę wysłać stąd sygnał, nie wzbudzając niczyich podejrzeń. Wychodzi na to, że nie ma przeszkód. Biorę więc to drugie urządzenie... - I co robisz? - Dzwonię do domu... Dobra, sygnał poszedł i niedługo zobaczymy skutki... Skutki ujrzeli nawet wcześniej. Coś czarnego opadło z nieba i w huku silników wylądowało tuż obok śmieciarki. Mgr jednym susem wyskoczył na ziemię, Bili za nim. Śluza uchyliła się i z góry spłynął mikrofon na kablu. - Bgr, jak przypuszczam! - krzyknął Mgr do mikrofonu. Spod statku wyłonił się oddział piechoty morskiej. Wszyscy z wycelowanymi strzelbami. Właz otworzył się i stanął w nim uśmiechnięty siedmiogwiazdkowy generał. - Nie Bgr - powiedział - ale generał Saddam, dowódca Wywiadu Wojskowego. - Ratuj mnie! - wrzasnął Bili, chowając się za generała. - On mnie uwięził, ale poznałem jego sekret. Nazywa się Mgr i jest szefem CIA. Ich najważniejszej agencji wywiadowczej. - Dobra robota, żołnierzu. Od początku podejrzewałem tego Czingera, trochę zbyt łatwo się dał pojmać. Dowiodłeś, że miałem rację. Mój plan zadziałał wręcz idealnie! - Nie, generale - warknął Mgr. - To mój plan się powiódł jak z płatka. Imbecylić! Bili wyrwał generałowi pistolet z kabury, obezwładnił oficera i zasłonił się nim przed żołnierzami. - Hej, chłopaki! - wrzasnął. - Jeśli mnie zastrzelicie, podziurawicie też generała. Taki zapis głupio wygląda w aktach. Żołnierze zawahali się, kilku opuściło broń. Ich niezdecydowanie ustąpiło miejsca panice, gdy z nieba spadł drugi czarny statek i omiótł ogniem okolicę. Wojacy uciekli, porzucając broń. - Nie możesz tego zrobić! - ryknął generał i spróbował odebrać Billowi własny pistolet. - Dobra robota - powiedział Bgr, wyłaniając się z włazu. - Właśnie o niego nam chodziło, Mgr. - Dziękuję, Bgr. Bgr skoczył nagle i zabrał broń Billowi. - Odimbecylić - powiedział. - Prawie wyłamałeś mi palce! - Trudno. Ale odwaliłeś solidny kawał roboty, Bili. Wsiadaj na statek. Generał leci z nami. Właśnie przeszedł na emeryturę. - Zatem będę więźniem. Czy cała ta szarada była jedynie po to, by mnie pojmać? - Nie zawodzi nas pan, generale. Ostatnimi czasy zaczęło się wam dziwnie dobrze powodzić, doszliśmy więc do wniosku, że widocznie w sztabie pojawił się przypadkiem ktoś inteligentny. Nie mogliśmy tego tak zostawić