Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
- Tak, szybko - przytaknął mu Jarnauga - gdyż tracimy niezwykle cenny czas. - Zgadzam się - odparł Josua i przysunąwszy sobie krzesło do kominka, opadł na nie ciężko - śpieszcie się, choć obawiam się, że nasz czas już się skończył. A NIECH to wszyscy diabli - wycedził Simon i cisnął kolejny kamień z blanki w paszczę wiatru. Wydawało mu się, że Naglimund znajduje się w samym środku zamglonego, szarego bezkresu, niczym góra wynurzająca się z morza wirującego deszczu. - Cholera - dodał i schylił się, by poszukać kolejnego kamienia. Sangfugol spojrzał na niego. Wspaniała czapa harfiarza zmieniła się w bezkształtną, przemoczoną masę. - Simonie - powiedział ponuro - zdecyduj się. Najpierw przeklinasz ich wszystkich za to, że ciągną cię wszędzie za sobą jak kupiecki worek, a potem przeklinasz i ciskasz kamieniami, dlatego że nie zaprosili cię na popołudniowe rozmowy. - Wiem - odpowiedział Simon i cisnął jeszcze jeden kamień z zamkowego muru. - Sam nie wiem, czego chcę. Niczego nie wiem. Harfiarz skrzywił się. - Ja natomiast chciałbym wiedzieć jedno: co my tutaj robimy? Czy nie ma już lepszych miejsc, w których można by czuć się podle i samotnie? Tutaj jest zimno jak w tyłku u studniarza. - Zaszczekał zębami w nadziei, że wzbudzi tym litość towarzysza. - Po co tutaj przyszliśmy? - Ponieważ odrobina wiatru i deszczu pozwala trzeźwo myśleć - zawołał Towser, który ukazał się na szczycie muru. - Poza tym jest to najlepsze le-karstwo na kaca. - Starzec puścił oko do Simona, który domyślił się, że błazen dawno by już zszedł na dół, gdyby nie zabawny widok trzęsącego się w swych strojnych szatkach Sangfugola. - Towser - odezwał się żałośnie harfiarz - pijesz, jakbyś przeżyw swą pierwszą młodość albo drugie dzieciństwo. Nic więc dziwnego, że brykasz po murach jak jakiś młokos. - Ach, Sangfugol! - Na pomarszczonej twarzy Towsera pojawił się uśmiech; mówiąc obserwował kolejny pocisk Simona, który wpadł do rozlewiska, wyrzucając w górę fontannę wody. - Jesteś zbyt... Hej! -Towster wskazał dłonią. - Czy to nie książę Isgrimnur? Słyszałem, że już wrócił. Hej, książe!- krzyknął błazen i pomachał ręką. Isgrimnur spojrzał w górę, starając się dostrzec coś przez zacinający deszcz. - Książę Isgrimnurze! Tu Towser! - Naprawdę? - zawołał książę - A niech cię, czy to ty, stary sukinsynu? - Chodź, chodź na górę! - zawołał Towser. - Opowiesz nam, co słychać nowego! - Nie ma co się dziwić - zakpił Sangfugol, kiedy zobaczył, że Isgrimnur brodzi przez dziedziniec w kierunków krętych schodów prowadzących na mury. -Jeśli nie stary wariat, to tylko Rimmersman zgodziłby się z własnej woli przyjść tutaj w taką pogodę. Dla niego pewnie i tak jest za ciepło, przecież jeszcze nie pada śnieg. Isgrimnur przywitał Simona i harfiarza zmęczonym uśmiechem i skinięciem głowy, po czym odwrócił się do błazna, uścisnął jego żylaste dłonie i poklepał go po ramieniu. Tak bardzo przewyższał wzrostem i tuszą Towsera, że wyglądał przy nim jak niedźwiedzica, która tarmosi swoje małe. Książę i błazen rozmawiali ze sobą, a Simon przysłuchiwał się, rzucając kamienie; Sangfugol stał zrezygnowany z boku z miną cierpiętnika. Wkrótce Rimmersman opowiedział już wszystko o wspólnych znajomych i rozmowa zeszła na bardziej mroczne tematy. Kiedy Isgrimnur zaczął mówić o niebezpieczeństwie wojny i nadciągającym cieniu z Północy, Simon poczuł, że wewnętrzny chłód, o którym zimny wiatr pozwolił mu dotąd zapomnieć, teraz znowu powraca. Książę zaczął opowiadać ściszonym głosem o Władcy Północy, lecz potem zamilkł twierdząc, że są to rzeczy zbyt straszne, by mówić o nich tak otwarcie. Wtedy Simon poczuł, że chłód coraz bardziej przenika jego ciało. Patrzył w mroczną przestrzeń, w ciemną pięść burzy, która szalała gdzieś poza ścianą deszczu i poczuł, że powraca na Ścieżkę Snów ze snu u Geloe... ...Nagi szczyt kamiennej góry, nad nim otoczka z czerwono-żółtych płomieni. Królowa w srebrnej masce na swym lodowym tronie i monotonne glosy w kamiennym wnętrzu góry... Opadły na niego czarne myśli; przygniatały go niczym krawędź szerokiego koła. Był pewien, że tak łatwo byłoby pójść przed siebie, w ciemność, w ciepło, które było gdzieś poza chłodem burzy... - To jest tak blisko... tak blisko... - Simonie! - usłyszał głos tuż przy swoim uchu. Ktoś chwycił go za łokieć. Spojrzał w dół i ze zdziwieniem zobaczył, że stoi tylko o parę cali od krawędzi muru, a pod sobą ma zalany wodą dziedziniec. - Co ty wyprawiasz? - spytał Sangfugol i potrząsnął jego ramieniem. - dybyś przełazi przez ten murek, co najmniej połamałbyś kości. - Ja byłem... - zaczął Simon, czując, że ciemna mgła wciąż spowija jego myśli, mgła, która nie chciała się rozstąpić. - Ja... - Cierń? - powiedział głośno Towser, reagując na wcześniejszą wypowiedź Isgrimnura. Simon odwrócił się i zobaczył, że błazen ciągnie Rimmersmana za płaszcz, jak domagające się czegoś dziecko. - Powiedziałeś Cierń? No to dlaczego nie przyszedłeś z tym do mnie do razu? Tylko do starego Twosera! Jeśli ktoś ma cokolwiek o tym wiedzieć, to właśnie ja! Starzec zwrócił się do Simona i harfiarza. - Kto był z Johnem dłużej niż ktokolwiek inny? No kto? Ja, oczywiście. Przez sześćdziesiąt lat zabawiłem go swoimi dowcipami i sztuczkami. A także wielkiego Camarisa