Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Okruchy tytoniu wbijały się w gruby dywan. - Nie dotykaj żadnych moich rzeczy. Nigdy. - Z trudem zapalił papierosa i głęboko się zaciągnął. - Proszę, Serge. Obudzisz Tima - błagała Toni. - Nic cię on nie obchodzi, kiedy węszysz za tematami do swoich artykułów. Podrzucasz go przyjaciółce, ale mnie każesz milczeć. - To nie fair i dobrze o tym wiesz - przerwała mu ze złością. - Zostawiam go u Helen tylko wtedy, kiedy naprawdę muszę wyjść. Nie mów mi, że nie troszczę się o mojego syna! - „Obudzisz Tima” - przedrzeźniał ją Serge. - Obchodzi cię tylko twój zakichany syn, zakichane książki i zakichana służąca! Lepiej, żeby ta rozpuszczona baba wypełniała swoje obowiązki, bo inaczej odeślę ją na wieś, gdzie nie dostanie pracy i nie zapłaci za szkołę i ubrania swoich bachorów. Toni z trudem powstrzymywała ogarniający ją gniew. Do bólu kurczyła palce u nóg. Pragnęła mu przypomnieć, że to ona - pieniędzmi ze swoich artykułów - wspierała rodzinę Izuby. Wiedziała jednak, że kiedy męża przepełniają alkohol i wściekłość rozsądniej jest milczeć. Głośno przełknęła ślinę, dławiąc słowa sprzeciwu i w milczeniu słuchała jego tyrady. - Nawet nie potrafisz się przyzwoicie ubrać - stwierdził z pogardą. - Spójrz na siebie. Budzisz we mnie wstręt. Nie tylko nie możesz ubrać się odpowiednio, ty nie potrafisz się odpowiednio zachować. Za kogo, do cholery, się uważasz? Patrzyła w jego twarde jak stal oczy i drżała. Jego słowa raniły jej dumę i poczucie własnej wartości. Wysłuchiwała listy zarzutów, aż w końcu, osłabiona i wymęczona, straciła ochotę do dalszej walki. Jeszcze raz przeprosiła, zdecydowana się upokorzyć, byle tylko zamilkł. - Przepraszam, Serge - powiedziała cicho, starając się ukryć wzburzenie. Zaciskała dłonie, aby nie zobaczył, że drżą. Pobielałe kostki niemal przebijały napiętą skórę. Jej mąż był teraz okrutnym nieznajomym o bladej z wściekłości twarzy, w której świeciły pełne nienawiści oczy. Jego słowa były ostre jak noże w rękach Somalijek, mistrzyń w powolnym obdzieraniu żywych ofiar ze skóry. - „Przepraszam, przepraszam” - warknął. Nalał sobie whisky i wypił ją jednym haustem. Toni ominęła go i ruszyła długim korytarzem w kierunku sypialni, nakazując sobie spokój. Zwykle im dłużej z nim dyskutowała, tym bardziej pogarszał się jego nastrój. - Boże - szeptała - nie pozwól mu iść za mną, błagam cię, dobry Boże. - O, właśnie, uciekaj - szydził Serge. - Nie potrafisz nawet mnie wysłuchać, ty miękka dziwko. - Patrzył za nią przez chwilę. Głowę trzymała wysoko, spięta gorsetem złości. Wziął ze stołu butelkę i ruszył za Toni, ale po chwili zawahał się, wzruszył ramionami i wrócił do salonu. Z ognia na kominku został już tylko żar. Okna, w których odbijał się nadchodzący świt, drżały pod spazmatycznymi uderzeniami wiatru. Serge ciężko opadł na skórzany fotel i przymknął oczy. Toni otworzyła drzwi do sypialni Timothy’ego. Plastikowy kaczor Donald kołysał się na haku, rysując pomalowaną na biało ścianę. Jak co dzień, szczerzył pomarańczowy dziób w wiecznym uśmiechu. Cichutko weszła do pokoju syna, pozwalając znajomemu ciepłu ogarnąć serce. Z rozkoszą wdychała zapach małego ciała. Zamknęła drzwi i przekręciła klucz w zamku, aby choć na chwilę odgrodzić się od nienawiści i przemocy. Timothy zamruczał coś przez sen i przeciągnął się rozkosznie. Stała bez ruchu, nie chcąc go obudzić. Kiedy się uspokoił, osunęła się na podłogę. Siedziała skulona, opierając brodę na podkurczonych kolanach. - Dlaczego, Boże, dlaczego? - wyszeptała wstrząsana bezgłośnym łkaniem. Tej nocy jednak nie znalazła w modlitwie pociechy i miała wrażenie, że Bóg się od niej odwrócił. Była zbyt dumna żeby rozmawiać o Serge’u z przyjaciółmi, nawet z Helen, która znaczyła dla niej więcej niż rodzona siostra. Chciała porozmawiać z Izubą, której prosta filozofia zawsze dodawała jej otuchy, ale to byłaby oznaka słabości. Życie z Sergem wymagało siły. Nie mogła także obciążać swoimi problemami ojca. Nie był zachwycony jej małżeństwem. Porównał kiedyś Serge’a do cyrkonu, pięknie błyszczącego, ale bez większej wartości. „Nie chciałbym robić z nim interesów, Toni - ostrzegał starszy pan. - W jego uśmiechu jest coś, co mnie przeraża”. Toni zakochana, głucha na wszelką krytykę, poprawiła mu wtedy czule siwe włosy na skroniach, pocałowała w policzek i roześmiała się. - Jesteś starym zazdrośnikiem, który nie chce stracić córki. Wiesz przecież, że zajmujesz w moim sercu specjalne miejsce i nikt nigdy tego nie zmieni, więc się uśmiechnij i ciesz moim szczęściem. Ojciec uśmiechnął się posłusznie, ale nieufność pozostała. Timothy westchnął i machnął ręką, zrzucając pluszowego misia na podłogę. Mały dzwoneczek na szyi zwierzaka zabrzęczał. Chłopczyk jęknął, zamruczał coś i zamilkł. Toni uniosła głowę i patrzyła na synka. W jej zapuchniętych oczach pojawiła się czułość. To z jego powodu ciągle jeszcze była z Serge’em. Wzdragała się na myśl, że jej dziecko mogłoby się stać pionkiem w grze między dwojgiem dorosłych, którzy chcą zniszczyć się wzajemnie. Sama dorastała w domu znienawidzonego ojczyma i nie chciała, żeby przybrany rodzic zmącił radosne dzieciństwo jej dziecka. Narodzenie Timothy’ego miało zwiastować nowy początek. Umocniony w swojej męskości przyjściem na świat syna, Serge miał stać się znowu czarującym, podniecającym mężczyzną, którego pokochała i poślubiła. Wierzyła, że mąż rozstanie się z zastępem długonogich, jasnowłosych kochanek, że jego długotrwałe podróże w interesach staną się znacznie krótsze, a popijawy w gronie nieznajomych nawiedzających jej dom przejdą do historii. Wierzyła, że gdy spełni się marzenie o dziecku, nic nie zmąci jej szczęścia. Chciała być doskonałą żoną, doskonałą matką i stworzyć swojej doskonałej rodzinie doskonały dom. Od tego czasu Toni zdążyła zdać sobie sprawę, że rzadko udaje jej się sprostać ideałowi