Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Misme siedziała skulona z napięcia i dysząc patrzyła na nich. Lars Arnth był jednym z nich i zaciskałem mocno złożone na krzyż dłonie w nadziei, że wytrzyma i przynajmniej zachowa życie. Przez krótką chwilę stali na skraju kręgu, mając świętą granicę jako osłonę dla pleców. Potem najniecierpliwszy stracił panowanie nad sobą i runął z podniesioną” tarczą na najbliższego przeciwnika. Ten odparł jego tarczę swoją i wbił mu miecz w podbrzusze. Trzeci wojownik wykorzystał sprzyjający moment i rzucił się, by zadać cios tamtemu w odsłonięty grzbiet, nie żeby go zabić, tylko zranić, tak żeby ten musiał wycofać się z walki. Wszystko dokonało się nieoczekiwanie szybko i dziesięciu spośród najdorodniejszych i najpiękniejszych młodzieńców etruskich wypadło już z gry, część z nich śmiertelnie zraniona, a jeden bez palców na całe życie. Tylko Lars Arnth i bojownik z Veji pozostali na placu. Prawdziwa walka mogła się zacząć. Teraz nie rządził już przypadek i szczęście bojowe, lecz tylko zręczność w fechtunku, wytrzymałość i opanowanie. Pośpiech nie przydawał się już na nic. Rozumieli to obydwaj, gdy skradając się wzdłuż brzegów kręgu, pilnowali się nawzajem. Obaj zdążyli rzucić spojrzenia na Misme, która wpatrywała się w nich wzrokiem błyszczącym z napięcia. Potem Vejent rzucił się do natarcia, tarcze starły się z sobą z głuchym dźwiękiem, a ostrza mieczów skrzesały jaskrawe iskry. Ale obaj walczący byli równie biegli i ważyli tyle samo. Żaden nie zdołał zepchnąć drugiego w tył. Po błyskawicznej wymianie dziesiątki coraz mocniejszych ciosów, cofnęli się obaj równocześnie, by nabrać tchu. Krew spływała z uda Larsa Arntha, on jednak potrząsnął tylko gwałtownie głową, gdy augur zamierzał podnieść swoją laskę. Czujność Vejenta na chwilę osłabła. W tejże samej chwili Lars Arnth zaatakował z pochyloną głową i wbił miecz pod jego tarczę. Młodzieniec osunął się na jedno kolano, ale trzymał tarczę w górze i bronił się tak zajadle i zręcznie mieczem, że Lars Arnth musiał się cofnąć. Vejent otrzymał głębokie pchnięcie w pachwinę i nie mógł się już podnieść na nogi. Opierając się jednym kolanem o ziemię, odtrącił z wściekłością mieczem laskę augura na bok i wpatrywał się w Arntha. Lars Arnth zmuszony był kontynuować natarcie, czy chciał, czy nie chciał. Zdawał sobie sprawę, że Vejent jest lepiej wyćwiczony i dlatego wytrzymalszy niż on, toteż musiał zakończyć walkę, zanim ramiona odmówią mu posłuszeństwa. Ruszył do natarcia, trzymając tarczę tak nisko, jak mógł, by chronić miękkie podbrzusze. Młodzieniec z Veji odparował jego cios i wypuściwszy na przelotny moment miecz z ręki, zgarnął z ziemi garść piachu i cisnął mocno w twarz Larsa Arntha, żeby go oślepić. W tej samej chwili uchwycił znowu miecz i skierował ostrze ku nie osłoniętej piersi Larsa Arntha, wkładając w ten cios całą swoją siłę, tak że sam upadł na twarz. Lars Arnth zdołał niemal na ślepo odparować cięcie, tak ze miecz zadał mu tylko niegroźną ranę w bok i ześliznął się ku żebrom. Lars mógł był teraz pchnąć Vejenta w kark brzegiem tarczy albo też odciąć mu palce na rękojeści miecza, ale zadowolił się tylko postawieniem stopy na ręce przeciwnika i przyciśnięciem mu tarczą twarzy do ziemi, nie raniąc go. Było to szlachetne, ponieważ sam przed chwilą znajdował się w śmiertelnym niebezpieczeństwie i uratował się tylko dzięki swemu szczęściu. Vejent był nieustraszonym młodzieńcem i usiłował jeszcze raz się wyrwać. Dopiero potem uznał się za pokonanego i zaszlochał z rozczarowania. Wypuścił broń z ręki, a Lars Arnth schylił się, pochwycił miecz i wyrzucił go z kręgu, aż zaświszczał w powietrzu. Szlachetnie wyciągnął potem rękę do swego przeciwnika i pomógł mu wstać na nogi, choć oczy miał wciąż jeszcze na wpół oślepione piaskiem, a na twarzy pasy brudu. Następnie Lars Arnth uczynił coś, co z pewnością nie wydarzyło się nigdy przedtem. Wciąż jeszcze dysząc po wysiłku, z potem perlącym się na skórze, rozejrzał się, szukając czegoś wokoło, podszedł potem do augura i zerwał mu z barków szeroki płaszcz, tak że najstarszy z augurów został w samym tylko kaftanie zaskoczony, ukazując obnażone chude nogi. Z płaszczem augura pod pachą Lars Arnth podszedł do Misme, przeciął mieczem świętą przepaskę na jej przegubach, schylił się z szacunkiem i dotknął ustami jej ust, po czym położył się na kamiennym łożu i zamknął Misme w ramionach, a równocześnie przykrył się wraz z nią płaszczem augura, tak że leżeli ukryci przed oczyma wszystkich. Było to tak niespodziewane, że nawet najświętszy odziedziczony obyczaj nie mógł nam przeszkodzić w tym, byśmy dali wyraz naszym uczuciom. Na widok miny zaskoczonego augura wybuchnęliśmy wszyscy śmiechem, a nasz śmiech wzmógł się jeszcze bardziej, gdy Misme wysunęła spod płaszcza nagą stopę kurcząc palce