Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Najpierw podcina się baranowi gardło wypielęgnowaną prawicą wykonuje odpowiedni ruch a potem wiesza się go na haku, na wrotach do obory, żebyzwierzę się wykrwawiło. 142 I pan pokazuje to swoim dzieciom? pytam ochryple iz niedowierzaniem. No, oczywiście. Potakuje głową, awokółjego ust igrazimny uśmieszek. Niech sięhartują. Ach tak, naturalnie mówię stłumionymgłosem, ale jednak wystarczająco głośno wcześniezaczyna się ćwiczyć. On patrzyna mnie i czerwienieje na twarzy. Auto zatrzymuje się nagle z piskiem opon. To,to. to jest bezczelność. nie miała pani prawa tego do mnie powiedzieć, nigdy. Niepani. I nie do mnie,pani nic nie wie. Jego głosstaje się wyższy, po czymprzechodzi wswego rodzaju przenikliwy kwik. Uzmysławiam sobie w tym momencie, że onsądzi, iż japomyślałam o jego dziadku ijego przeszłości, lecz już nic na to nie mogę poradzić. Ależ tak to przecież jest, paniebaronie mówię cicho, otwierając drzwiczki samochodu wcześnie zaczyna się ćwiczyć,kto chce. Wysiadam,a auto natychmiastrusza z piskiem opon. ...być mistrzem. Idę powoli ulicą. Pada drobny deszczyk, ale tonic. Chłodzi moją rozpaloną twarz. Zresztąmamjuż niedaleko do domu. Koniec marzeń. On cinigdy więcej nie da pracy, nigdy, mówię do siebie. W tym momencie jed143. nak mało mnie to obchodzi. Widzę tylko w wyobraźni tych dwóch małych chłopców, którzy,trzymając się za ręce, przyglądają się wielkimioczami, jak zarżnięty baran wisi łbem w dół nawrotach do obory i jak ciecze z niego krew, a gęste, ciepłe krople, jedna po drugiej, bezgłośniewsiąkają w ziemię. Śpiąca Lili albo opowiadanie o opowiadaniu Ciągle jeszcze, po tylu latach, czuję się jak zagubione dziecko, szukające małych kamyczków zeswojej przeszłości. Może ta Lili też do niej należy? myślęw drodze do jej eleganckiego hotelu. Właściwie jestem na siebie zła. Jest wczesnyporanek, chcemi się spać, po co naprawdę mamsię z nią spotykać? Przecież w ogóle nieznam tejkobiety! A jeśli onaznała moją rodzinę? Może jest nawetmoją kuzynką? Wygląda jak moja matka, maduże żydowskieoczy. Wczorajzobaczyłam tę kobietę po raz pierwszy. Czytam fragmenty swojej książki w starej synagodze krakowskiej, pełnej ludzi. Czytam o małym chłopcu, który,rozstrzelany na moich oczach,leżał na bruku, a spod jego płaszcza ciekła krew. 145. Działo się to w getcie w Krakowie, a ja miałamtrzy lata. W synagodze panuje cisza. Podnoszę głowę,patrzę na publiczność, w dobre, uważne, współodczuwające twarze. Wśród obecnych jest ta kobieta, której twarz przypomina mi moją matkę. Widzę, jak jejoczy napełniają się łzami. Nie płacz, myślę, proszę, nie płacz! Jeśli ty zaczniesz płakać, ja też się rozpłaczę, tu, przedwszystkimi. Ale łzy już toczą się po jej policzkach. Przełykam ślinę, robię pauzę. Mijają sekundy, ludzieczekają. Po chwili opanowuję wzruszenie. Spinam sięponownie, jak stary koń cyrkowy, i czytam dalej. W aplauzie, który się potem zrywa,w klaszczącym tłumie, tracę ją na krótko z oczu. Ale już do mnie podchodzi iobejmujeserdecznie. Wielki wieczór mówi. Wspaniały,dziękuję ci. Ja też byłam w krakowskim getcie,teraz mieszkam w Londynie, a jutro odlatuję. Wiedziałam, myślę szybko. Jest starsza odemnie, może znała moichkrewnych,może samajest. Musimy się zobaczyć mówię. Ludzie nas rozdzielają, chcą ode mnie autografów, uśmiechu, pragną uścisnąć mi rękę. Przyjdź jutro rano do mojego hotelu naśniadanie,wiesz, stary Grand wola do mnieprzez tłum ludzi. Mam naimię Lili. 146 Terazczeka na mnie w wytwornej kawiarnihotelowej z marmurową podłogą, uśmiecha się,miła i zadowolona. Elegancka,starsza Angielka w żakiecie w kolorowąkratę, ze starannym makijażem i dużą ilością biżuterii. Znów patrzy na mnie tymi swoimiczarnymi żydowskimi oczami. Zamawiamy herbatę i kawę,a do tego cudowne krakowskie drożdżówki z jagodami. Potrzebuję dzisiajbardzo dużo kawy usprawiedliwiam się jestem taka zmęczona,znowu nie mogłam spać w nocy. Lili zamaszystym gestem rozpościeraramiona: Co ja mam ci powiedzieć? Janigdy nie śpię,też nie zmrużyłam oka. Nie mogępowstrzymać się od uśmiechuten szeroki gest, tenton, "co ja mam ci powiedzieć? ", wszystko to jestmi bliskie, takie znajome, typowedla polskichŻydów. Rozpoznałabymich na końcu świata. Tak wyobrażam sobiemojeciotki i wujków. Nieznałam ich. Nigdy nieśpię w nocy, od tamtych czasów mówiLili dobitnie. Twoją książkę takżeprzeczytałamw ciągujednej nocy. Po niemiecku. Ktoś mi ją przysłał. I zanimudaje mi się zadać pytanie,ona już nanie odpowiada: 147. Liebling, Liebling. takie było nazwiskotwojej rodziny? pyta, zastanawiając się. Nie, nie mogę sobie przypomnieć żadnych Lieblingów. A więc jednak nie kuzynka. Jej nazwisko, które wymienia, wydaje misię znajome, nie wiemtylko skąd. Podejmuję ostatnią próbę: Panieńskie nazwisko mojej matki brzmiałoAbrahamer. Zaczekaj mówi Liliczekaj, czekaj. Widzę, jakusiłuje przedrzećsię przez szary las minionych sześćdziesięciu lat, by dotrzeć do jakiegoś wspomnienia. Czekaj. no jasne, oczywiście. Z AlinąAbrahamer chodziłam do szkoły. Alina byia najmłodszą kuzynką mojejmamy. Lili uśmiecha się z zadowoleniem. Tak, tak, twoją mamę też pamiętam, miałana imię Tosia, piękna kobieta. Teraz sobie przypominam była taka,jak ją opisałaś w swojejksiążce. Przeczytałaś moją książkę poniemiecku? dopytuję się. Skąd tak dobrze znasz niemiecki? Twarz Lilipoważnieje nachwilę. Ach! odpowiada z westchnieniem. Rzeczywiście bardzo dobrze mówię po niemiec148 ku