They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Nie mógł jednak teraz się wycofać. - Proszę cię... -jęknęła cichutko dziewczyna, zdesperowana. Palce Kelly'ego zacisnęły się na rękojeści pistoletu. Szedł już korytarzem, wciąż trzymając się ściany. Zobaczył dochodzące z sypialni słabe światło - było to tylko wpadające przez brudne szyby światło ulicznych latarni. Oczy miał jednak przyzwyczajone do ciemności i zobaczył dwa cienie na ścia nie. - O co chodzi, Dor? - odezwał się męski głos. John dotarł do drzwi i bardzo powoli wsunął głowę za framugę. W pokoju był materac; klęczała na nim młoda kobieta. Dłoń mężczyzny ścisnęła brutalnie jej pierś, a potem szarpnęła. Usta dziewczyny rozwarły się w grymasie bólu. Kelly pamiętał zdjęcie, które pokazał mu detektyw. Robiłeś to samo Pam, prawda?! - pomyślał. Ty mały gnojku!!! Z twarzy dziewczyny ściekała ciecz... Mężczyzna patrzył na nią i uśmiechał się. John wszedł do pokoju i powiedział spokojnym, niemal rozbawionym głosem: - To mi wygląda na niezłą zabawę! Mogę się dołączyć? Billy odwrócił się i zobaczył, że pogrążony w mroku człowiek trzyma w wyciągniętej ręce pistolet maszynowy. Zerknął na stos ubrania, na którym leżała torba. Był nagi. Lewą ręką trzymałjakiś przyrząd, na pewno nie nóż ani broń palną. Te rzeczy leżały trzy metry od niego, ale nie był w stanie przyciągnąć ich do siebie wzrokiem. - Nawet nie próbuj, Billy - odezwał się John takim tonem, jakby prowadził zwykłą pogawędkę. - Kim, do kur... - Połóż się twarzą do ziemi i rozłóż szeroko ręce, bo odstrzelę ci tego małego fiutka. - Kelly obniżył lufę. Dziwił się, jak wielkie znacze nie przywiązywali mężczyźni do tego organu, jak łatwo było ich onie śmielić, grożąc, że się ich go pozbawi. Przecież groźba Johna nie była 292 poważna - trudno trafić w coś tak małego. Mózg jest o wiele większy. - Na ziemię, już! Billy posłusznie położył się na podłodze. Kelly odepchnął dziewczynę, a Potem wyciągnął zza paska kabel. W ciągu kilku sekund związał ręce bandyty. Wyjął kombinerki z wciąż trzymającej je dłoni i zacisnął nimi przewód jeszcze mocniej. Billy jęknął. Kombinerki? O Jezu! Dziewczyna patrzyła szeroko rozwartymi oczami na twarz Johna, sapała ciężko. Miała spowolnione ruchy, przekrzywiała głowę - musiała być na narkotykach. Widziała już jego twarz. Patrzyła na nią, zapamiętywała ją. Dlaczego musiałaś tu być?! - pomyślał. Zwykle bywało inaczej! Komplikujesz mi misję. Powinienem... powinienem... Jeśli to zrobisz, kim, do kurwy nędzy, się staniesz?! Cholera jasna!... Kelly'emu zatrzęsły się ręce. Dziewczyna stanowiła dla niego prawdziwe niebezpieczeństwo. Jeśli zostawi ją przy życiu, ktoś dojdzie do tego, że to on, John Kelly jest sprawcą. Prawidłowy rysopis, potem poszukiwanie właściwego człowieka i... Mógłby nie zrealizować zamierzonego celu. Jednak zagrożenie dla jego duszy było jeszcze większe. Przecież jeśli zabije tę dziewczynę, pójdzie na wieczne zatracenie. Był tego pewien. Zamknął oczy i pokręcił głową. A wszystko miało iść gładko! Czasem ma się pecha. - Ubierz się - powiedział do dziewczyny. Rzucił jej leżące nieopo dal ubranie. - Szybko! I nie hałasuj. Zostań tam, gdzie siedzisz. - Kim jesteś? - spytał Billy, co wywołało u Kelly'ego falę gniewu. Przyłożył mu do głowy zimną lufę. - Jeśli choćby głośniej odetchniesz, twój mózg zabrudzi tę podłogę. Rozumiesz? Billy przytaknął. I co teraz robić, u licha? - myślał John. Zerknął na dziewczynę, która z trudem usiłowała włożyć majtki. Światło padło na jej piersi... Aż po czuł skurcz w żołądku. Zobaczył ślady po kombinerkach. - Pospiesz się! - rzucił. A niech to, a niech to...! - myślał. Upewnił się, czy kabel dobrze wiąże nadgarstki Billy'ego, po czym przesunął jeszcze pętlę przez łokcie; skrócił ją, napinając jego stawy. Musiało być to ogromnie bolesne. 293 Teraz miał pewność, że dostawca narkotyków nie będzie próbował stawiać oporu. Żeby zadać mu jeszcze większy ból, uniósł go za ramiona, aż do pozycji stojącej. Billy jęknął. - Trochę boli, prawda? - John zakneblował mu usta i popchnął go w stronę drzwi. - Idź. - Odwrócił się do dziewczyny. - Ty też. Sprowadził ich na dół. Na schodach leżało trochę szkła z wybitych szyb. Billy stąpał ostrożnie, aby nie kaleczyć sobie stóp. Zobaczywszy na dole ciało zabitego, dziewczyna - ku zaskoczeniu Kelly'ego - krzyknęła: - Rick! - Schyliła się i dotknęła martwego mężczyzny. Oho, ciało miało imię! John podniósł dziewczynę. - Tylnym wyjściem - polecił. Zatrzymał się przed drzwiami i wyj rzał ostrożnie. Zobaczył swój samochód. W polu widzenia nie było ni kogo. To, co miał robić dalej, było niebezpieczne - ale niebezpieczeń stwo znów stało się jego nieodłącznym towarzyszem. Wyprowadził oboje. Dziewczyna patrzyła na Billy'ego, a ten dawał jej znaki oczami. Ku osłupieniu Kelly'ego, reagowała na nie. Odciągnął ją na bok. - Niech pani się o niego nie martwi - powiedział uprzejmie. Poka zał jej samochód i prowadził Billy'ego za ramię. Przyszło mu do głowy, że gdyby tak próbowała pomóc spętanemu bandziorowi, on miałby wymówkę i wówczas... Nie, do diaska! Otworzył volkswagena, wepchnął Billy'ego do środka, dziewczynę posadził koło siebie. Przeszedł szybko do lewych drzwi. Zanim uruchomił silnik, sięgnął nad fotelem i skrępował kablem jeszcze kostki i kolana bandyty. - Kim jesteś? - spytała dziewczyna, gdy ruszyli. - Przyjacielem - odpowiedział spokojnie. -Nie zrobię ci krzywdy. Gdybym tego chciał, mógłbym zostawić cię tam, z Rickiem. Rozumiesz? Odpowiedziała powoli, trochę zniekształconym głosem: - Dlaczego musiałeś go zabijać? Był dla mnie miły. John spojrzał na nią w osłupieniu. Co z nią? Miała podrapaną twarz, potargane włosy... Popatrzył z powrotem na ulicę. Z przeciwnego kierunku nadjeżdżał radiowóz. Kelly wpadł w panikę. Radiowóz pojechał jednak dalej i znikł mu z oczu, gdy skręcił na północ. Myśl szybko, chłopie! Mógł zrobić wiele rzeczy, ale tylko jeden pomysł wyglądał na realistyczny. Realistyczny? No jasne, że tak. 294 Człowiek nie spodziewa się dzwonka do drzwi za piętnaście trzecia w nocy. Sandy pomyślała najpierw, że jej się przyśniło. Otworzyła oczy j zastanowiła się. Nie, chyba dzwonek brzmiał, kiedy już się obudziła. Nie, to niemożliwe. Pokręciła głową. Zamykała już oczy z powrotem, gdy rozbrzmiał znowu. Wstała, narzuciła szlafrok i zeszła na parter. Była tak zaspana, że nawet nie przyszło jej do głowy, żeby się bać. Zobaczyła, że na werandzie ktoś stoi. Zapaliła więc światło i otworzyła drzwi. - Zgaś to cholerne światło! - warknął znajomy głos. Zgasiła. Głos był bardzo stanowczy. - Co ty tu robisz? - spytała. Zobaczyła, że John przyjechał z jakąś dziewczyną, wyglądała okropnie. - Zadzwoń do pracy i powiedz, że jesteś chora