They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Musicie si przebra, tylko co ja wam dam...  zastanowiBa si.  Czekajcie, tu co[ mam.  Szybkimi ruchami wyjmowaBa z szafy [ciennej suche ubranie.  Narobili[my kBopotu  powiedziaBa Dominika.  Zwyczajna, ludzka rzecz, jako[ sobie poradzimy. Czekaj, pomog ci. Suchym rcznikiem wytarBa Dominice wBosy. Potem obejrzaBa si.  O, jaki jeste[ szybki! Doprawdy, mój kot myje nogi dBu|ej. Jak masz na imi, moja droga?  Dominika.  A ja Filip. Izabela wyjBa z szafki suszark.  Prosz. Tu jest kontakt. Pójd do kuchni i wstawi wod na herbat. Zaraz tu do was wróc. Po chwili Izabela weszBa do pokoju, w którym profesor ukBadaB pasjansa. PodniosBa z podBogi zielony kBbek i wrzuciBa go do wiklinowego koszyka.  Przebieraj si  odpowiedziaBa na pytajce spojrzenie m|a.  I co chcesz z nimi zrobi?  Przecie| ich nie wyrzuc na taki deszcz. Uwa|asz, |e powinnam ich wyrzuci?  Nie uwa|am, |e powinna[ ich wyrzuci. Pytam tylko, co chcesz z nimi zrobi? 85  My[l, |e s gBodni, wic po pierwsze musz ich nakarmi.  MówiBa[, |e nie mamy pieczywa ani masBa.  Jeszcze troch mamy. Profesor zBo|yB karty i oparB si wygodnie o fotel.  No, dobrze. Nakarmisz ich. I co dalej?  On bdzie musiaB spa w kuchni na rozkBadanym Bó|ku, a ona tutaj na kanapce.  Hmm...  Widz, |e jednak najchtniej wyrzuciBby[ ich za drzwi.  Mo|liwe  przyznaB.  Ale wiem, |e nie mog tego zrobi. Izabelo, nawet nie wiemy, kogo bierzemy pod swój dach.  Nigdy nie wiemy, kogo bierzemy pod swój dach. Nawet, kiedy przychodzi do nas kto[ zaprzyjazniony, nie wiemy, czym to si skoDczy. Ci, akurat, wygldaj sympatyczniej ni| wielu naszych znajomych. Zastanów si, czy ta dziewczyna nie ma milszej buzi ni| taka Lucyna, na przykBad? A on? Czy nie wyglda o niebo lepiej ni| ten, no, nie pamitam, jak si nazywa, ale wiesz o kim my[l, prawda?  Nie wiem, Izabelo.  No, ten, jak|e mu tam... ten, który siedziaB u nas do czwartej rano, obiecujc od jedenastej, |e zaraz wyjdzie.  Ach, wiem. Brat cioteczny El|biety.  O, wBa[nie. Cioteczny brat El|biety. W |yciu nie zapomn tej nocy.  Ja te|.  My[laBam, |e umr. Ci na pewno usn szybko, s bardzo zmczeni. Oczywi[cie postaram si, |eby[ jak najmniej odczuwaB ich obecno[.  Izabelo! W gBosie profesora zabrzmiaBo przera|enie.  SBucham?  Mówisz tak, jakby[ zamierzaBa trzyma ich tutaj przez póB roku.  Przez póB roku? Nie, ale do koDca deszczu, to mo|liwe. Zreszt wydaje mi si, |e ta dziewczyna jutro bdzie miaBa gorczk.  Nie |artuj.  Mówi powa|nie. Nie martw si. Mam w domu polopiryn i owoc czarnego bzu. Czarny bez jest najlepszy, wol czarny bez ni| te wszystkie syropy i miody.  Ale|...  Profesor zdjB okulary i przetarB szkBa chusteczk. 86  Nie ma o czym mówi, mój drogi. Gdyby[my mieli tylko takie zmartwienie. Ot, troch zamtu i nic wicej.  Troch zamtu  powtórzyB profesor.  Troch zamtu i nic wicej.  Och, mówisz to tak sceptycznie. Bdz spokojny, kolacj zjem z nimi w kuchni, a tobie przynios tutaj. Chcesz?  A, wiesz, |e chyba chc.  No i [wietnie