Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Flotylli Lekkiej zapanował entuzjazm. Chciano jak najprędzej odnieść podobny lub jeszcze większy sukces. Jako cel obrano Lym razem port La Valetta na Malcie, a więc bazę dobrze przygotowaną do obrony — nasyconą dużą ilością nadbrzeżnych baterii, gniazd broni maszynowej. pełną najróżniejszych okrętów, w tym i małych patrolowców, sąsiadującą z lotniskami, na których stacjonowały samoloty wyposażone w broń do zwalczania celów morsldch. Według obrazowego określenia była to wyprawa w paszczę lwa. Odpowiednio do ogromnego ryzyka, długo i szczegółowo przygotowywano plan operacji, który z trudem uzyskał akceptację dowództwa marynarki włoskiej. Przeszedł wobec rosnącej roli Małty w paraliżowaniu włoskiej komunikacji z Afryką. Wypracowana w rzymskich sztabach lotnictwa koncepcja, wedle której wyspy nie warto było zdobywać, ponieważ zneutralizują ją bombardowania. okaz;iki się daleko posuniętą iluzją. Silna obrona brytyjska nie była jedynym ^nnikiem stawiającym pod znakiem zapytania szanse powodzenia tej akcji. Plan zakładał minutową synchronizację wchodzenia do działań zróżnicowanych środków szturmowych, powiązanych równie precyzyjnie z nalotami. Sam pomysł ataku 1 prace studialne do niego można nawet z dzisiejszej perspektywy ocenić wysoko ~ był to ambitny majstersztyk przypominający słynne napady na banki, z tym że * lym wypadku trzeba było uwzględnić nieskończenie więcej czynników technicznych, pogodowo-przyrodniczych oraz czysto wojskowych. Do ataku wyznaczono eskortowiec „Diana" (ex jacht rządowy Mussoliniego), SAMOTNI WOJOWNICY który specjalnie przebudowano do współpracy z „drobnoustrojami" 10. Flotylli Jego zadaniem było przewiezienie na pokładzie dziewięciu łodzi wybuchowych MTM i jednej MTSM z Augusty (Sycylia) w pobliże La Valetty. Oprócz tego miał tam dołiolować specjalną motorówkę transportową MTL z dwoma pojazdami podwodnymi SLC. Grupę uzupełniały dwa kutry torpedowe o numerach 451 i 452, które miały asekurować MTM i MTL już przy bezpośrednim podkradaniu się do celu, ściągać na siebie uwagę obrońców oraz osłaniać odwrót i wyławiać sterników motorówek szturmowych. Powodzenie uderzenia MTM było uzależnione od wysadzenia przez nurków na SLC sieci zagrodowej, która zwisała z mostu SanJ Elmo. Przez powstałą wyrwę miały wpłynąć łodzie wybuchowe i atakować okrętj rozmieszczone w wewnętrznych basenach. Druga „żywa torpeda" została wjj znaczona do zaminowania okrętu podwodnego w basenie Marsa Muscettoj Liczono, że wybuch przeniesie się na inne jednostki podwodne ciasno cumując* burta w burtę, a przy tym szczególnie dla Włochów uciążliwe, jako najskuteczniejszy środek atakowania transportów do Libii. Całość operacji morskiej została I skrupulatnie zsynchronizowana z serią nalotów planowanych według minutowegą „rozkładu jazdy". Wsparcie lotnicze wydawało się realne, ponieważ lotnisk* włoskie od Malty dzieliło tylko 15 minut lotu. Bombardowania miały odciągnąć uwagę Anglików od morza. W razie potrzeby myśliwce miały osłaniać odwró( okrętów przed pościgiem. Ostatecznie, po kilku nieudanych „przymiarkach" do akcji, wyruszono o zachl dzie 25 lipca 1941 roku. Pod osłoną bezksiężycowej nocy, przy sprzyjająca pogodzie zespołowi uderzeniowemu udało się podejść na odległość 20. mil morskich od wejścia do portu. Nie napotkano nieprzyjacielskich jednostek ani samolotów. Wodowanie łodzi wybuchowych przebiegło sprawnie, ale jedm musiano zatopić w związku z awarią silnika. Jej pilota wziął na pokład kuter, którj wraz z drugim i pozostałą ósemką MTM oraz pojedynczymi MTSM i MTL ruszy) w kierunku redy. Dwie mile przed wejściem do portu cała formacja zatrzymała sif oprócz MTL, która używając wyciszonego silnika elektrycznego, podeszła ni około 100 metrów od mostu Sant Elmo. Tu, około 3. rano, zwodowano zsunięcieL1 po pochyłej rufie) oba podwodne pojazdy. Jeden z nich nie dawał się jednaij uruchomić. Obie załogi podjęły dramatyczne próby naprawy przy błyskawicznie' kurczącym się czasie. Ostatecznie - mimo braku nalotów - sieć została rozerwani zgodnie z harmonogramem o 4.30. Wykonujący to zadanie major Teseo Tesei (jeden z twórców włoskich sił dywersji morskiej) nie miał już czasu na odwrót i świadomie się poświęcił wraz ze współtowarzyszem - nurkiem Pedretti (wedłuj J.V. Borghese - „Sea Devils", s. 117). Tymczasem na morzu łodzie wybuchowe zbliżyły się na odległość kilkuset metrów od mostu i po eksplozji ruszyły do przodu w dwóch grupach. Pierwsze dwi« miały przerwać sieć, jeżeli ładunek SLC nie utorował przejścia. Następne wyznaczono do atakowania okrętów. I tu jednak szarżę Włochów przerwał peci - czołowa motorówka zawadziła prawdopodobnie o resztki zapory i ekt plodowała. Pilot zginął na miejscu, a do wody zwaliło się całe przęsło mosttt DEBIUT W ZATOCE SUDA uniemożliwiając wejście do wnętrza portu. Ofiara Tesei poszła na marne. Równocześnie rozpętało się piekło: mała, skalista zatoczka została zalana światłami reflektorów i pokryta huraganowym ogniem wszyskich typów broni. W powietrzu dały się słyszeć myśliwce, które także zaczęły polowanie na motorówki. Woda zakipiała od wybuchów. W jednej z łodzi zapalił się zbiornik paliwa, inne rozstrzaskały się o brzegi lub eksplodowały. Wywiązały się też walki powietrzne owocując spadającymi w płomieniach samolotami. Gwałtowny bój, a właściwie egzekucja, nie trwały jednak długo. Brawurowo pomyślany i prowadzony atak zakończył się masakrą. Ogień trwał tylko dwie minuty i był prowadzony przez 10 dział 140 mm, 4 Boforsy 40 mm oraz kilkanaście sztuk ciężkiej broni maszynowej. Z pogromu ocalała tylko „Diana", gdyż oba kutry zostały dopadnięte przez RAF już podczas odwrotu, co zakończyło się zatopieniem jednego i poddaniem drugiego. Bez sukcesu zakończył swoją misję drugi SLC (Costa, Barla), którego załoga zmagając się z uszkodzonym silnikiem nie dotarła do żadnego celu wartego ataku. Listę strat dopełniały trzy samoloty włoskie