They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

— Łajdaku! — zawołał. — Spójrz za siebie, co się dzieje! — Co się dzieje?! — spytał Davis, spokojnie wysuszając flaszkę szampana. — Zgubiłeś „Sea Ranger”, bo byłeś pijany jak świnia! — powiedział Herrick. — Teraz chcesz zgubić „Farallone”! Chcesz nas potopić, jak potopiłeś innych, i iść na potępienie! Chcesz, żeby twoja córka poszła na ulicę, a synowie zostali złodziejami jak ich ojciec! Na chwilę kapitan oniemiał z wściekłości. — Boże! — zawołał patrząc na Herricka jak na upiora. — Boże! Herrick! — Więc spojrzyj za siebie! — krzyknął Herrick. Kapitan, wytrzeźwiawszy nagle, odwrócił się i zrozumiał ogrom niebezpieczeństwa. — Spuścić żagle! — ryknął. Majtkowie pośpieszyli wypełnić rozkaz. Wielki maszt z hukiem opadł. — Top-maszty w dół! — brzmiała komenda. Ale zanim załoga zdążyła wykonać rozkazy, nawałnica ryknęła wichrem i deszczem i runęła na „Farallone”. Szkuner znieruchomiał na chwilę pod tym uderzeniem, potem pochylił się na bok. Zdawało się, wszystko stracone. Herrick czuł, że traci zmysły, klął, krzyczał. Nareszcie śmierć! Ogarnęła go szalona radość! Napawał się -dzikim rykiem wichru, rozkoszował potokami smagającej ulewy, cieszył się myślą, że umrze tu zaraz, pośród tych żywiołów. Kapitan, po kolana brnąc w wodzie — „Farallone” opuściła się tak nisko — pracował przy głównym żaglu kieszonkowym nożem. Była to kwestia kilku sekund, bo „Farallone” zanurzała się coraz głębiej we wzburzonych, spienionych falach. Ale wprawna ręka kapitana zwyciężyła, żagiel zatrzepotał i upadł na pokład. „Farallone” podniosła się, zakołysała na wietrze. Przez dziesięć minut jeszcze „Farallone” walczyła z nawałnicą. Ale kapitan był już panem siebie i okrętu; niebezpieczeństwo usunięto. A potem — nagła zmiana scenariusza. Nawałnica poszła bokiem, wichura przeszła w lekki powiew, słońce wyjrzało zza chmur. Kapitan podniósłszy przedni żagiel i zasadziwszy załogę do pompowania wody, przechadzał się po pokładzie, zupełnie przytomny, trochę blady, z ogryzkiem cygara między zębami — jak go zastała nawałnica. Herrick poszedł za nim. Poprzednie wzburzenie minęło bez śladu, czuł jednak, że czeka go przejście z kapitanem, i pragnął scenę tę mieć już poza sobą. Kapitan, chcąc wejść do domku, zawrócił i spotkał się, twarzą w twarz z Herrickiem. Odwrócił oczy. — Straciliśmy dwa top-maszty! — mruknął. — Szczęście, żeśmy nie stracili lin! — Zupełnie o tym nie myślą! — rzekł Herrick głosem dziwnie spokojnym, co odbiło się echem niepokoju w umyśle kapitana. — Wiem! — zawołał wyciągając dłoń. — Wiem, co myślisz. Nie potrzebujesz mi tego powtarzać teraz! Jestem trzeźwy. — A jednak powiedzieć muszę! — rzekł Herrick. — Opanuj się, Herrick! Powiedziałeś dość! — rzekł Da-vis. — Powiedziałeś rzeczy, których nie zniósłbym od nikogo! Tylko od ciebie! Wiem, miałeś słuszność! — Muszę oznajmić panu, panie kapitanie Brown, że rezygnuję ze stanowiska mata — ciągnął Herrick. — Może mię pan zakuć w kajdany, jeśli pańska wola! Nie będę się opierał! Odmawiam jednak na przyszłość spełniać pańskie rozkazy i być pańskim pomocnikiem. Radzę panu wziąć na moje miejsce Huisha. Będzie to godny pana pierwszy oficer, kapitanie Brown! — uśmiechnął się, skłonił i zawrócił. — Dokąd idziesz, Herrick? — spytał Davis chwytając go za ramię. — Do tylnej kajuty, sir! — odpowiedział Herrick z tym samym mściwym, nienawistnym uśmiechem. — Dość długo rzebywałem w towarzystwie was — dżentelmenów! — Mylisz się więc! — powiedział spokojnie Davis. — Nie możesz skończyć ze mną tak łatwo! Zawiniłem tylko w jednym: piłem. To stara historia, człeku! Pozwól mi wytrzeźwieć, to się przekonasz! — prosił. — Wybacz, kapitanie, ale nie chcę cię więcej widzieć! — z godnością rzekł Herrick. Kapitan wybuchnął: — Czy wiesz, coś powiedział o moich dzieciach?! — jęknął. — Pamiętam... Życzysz sobie, żebym to powtórzył?... — Zamilcz! — zawołał kapitan, rękami zakrywając uszy. — Nie doprowadzaj mię do tego, żebym zabił człowieka, którego szanuję! Jeżeli zobaczysz, Herrick, że wypiję jedną choćby kropelkę, zanim wysiądziemy na ląd — pozwalam ci strzelić mi w łeb! Błagam, uczyń to wtedy! Jesteś jedynym człowiekiem na okręcie, którego życie jest coś warte