They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Nikt nas nie spostrzegł, nawet Nisou Symeon; wszyscy obserwowali bitwę na przednim pokładzie. Nagle zamarłam w miejscu jak królik pod wzrokiem jastrzębia, bo spostrzegłam, że Archont podnosi wzrok i przygląda się masztom. Przez myśl przebiegł mi fragment zaklęcia Gamelana: - „Jastrząb kołuje na niebie... Łasiczka leży, ani drgnie” - ale nie śmiałam nawet wymówić tych słów. Lodowate spojrzenie prześliznęło się po mnie raz, potem drugi i powędrowało dalej, pewnie dzięki ochronie, jaką dał mi nasz Mistrz Magii. Ale nie mogłam polegać wyłącznie na zaklęciach. Spostrzegłam, że Ismet, tkwiąca na przednim maszcie, odcina dla siebie drugą linę - lecz moje porachunki z Nisou Symeonem i jego panem nie mogły czekać. Znów znalazłam linę, tym razem łączącą maszt główny z bezanmasztem, chwyciłam się jej i skoczyłam. Tuż pode mną byli Archont i Symeon. Strzegło ich tylko dwóch gwardzistów, nie licząc kilku oficerów i sternika. Zdaję sobie sprawę, że opowiadam o wydarzeniach od chwili, gdy dostałyśmy się na pokład do momentu, gdy stanęłam ponad głową śmiertelnego wroga Orissy, jakby to wszystko trwało bardzo długo, a ja miałam czas, spokojnie wykonywać czynność po czynności. Tak mi się wydawało, podczas gdy w rzeczywistości nie zajęło to więcej niż cztery obroty minutowej klepsydry. Zjazd na dół był nieprawdopodobnie łatwy - z żurawia bomowego zwisały liny, po których ześliznęłam się gładko i szybko jak na poligonie. Puściłam linę, gdy byłam trzy metry nad mężczyznami i wylądowałam swobodnie tuż za Nisou Symeonem. Odwrócił się błyskawicznie; na twarzy jego malowało się zaskoczenie, lecz mięśnie zadziałały instynktownie. Stanął z mieczem w pozycji obronnej. Dostrzegłam, jak jeden z żołnierzy rzuca się w przód z wymierzonym we mnie oszczepem; miecz mój odepchnął broń i przeszył strażnika. Wyrwałam broń z jego ciała w chwili, gdy Nisou zaatakował w nadziei, że nie zdążę się oswobodzić. Odsunęłam się i cięłam niezgrabnie, odrzucając go jednak do tyłu. Usłyszałam krzyk Archonta i wiedziałam, że zostały mi zaledwie sekundy. Ale byliśmy w świecie oręża, a magia jest powolna. Symeon znów się na mnie rzucił. Spróbowałam uderzyć na ostrze, w nadziei, że ciężki miecz strzaska jego szabelkę. Jednak sprytnie odbił cios i zorientowałam się, że sam jest nielichym mistrzem szermierki. Udało mi się przejechać czubkiem miecza po jego piersi, lecz ostrze zazgrzytało o stal. Pod czarną tuniką miał zbroję. Przez krótką chwilę nasze miecze pozostawały w zwarciu... jeszcze i jeszcze... ale celowo opuściłam broń, udając niedoświadczoną. Zanim jednak zdążył to wykorzystać, ponownie uderzyłam jego broń płazem, tym razem przy samej rękojeści, by odwrócić uwagę, po czym natychmiast zadałam właściwy cios. Ostrze weszło głęboko w udo; widziałam grymas bólu na jego twarzy. Wziął się jednak w garść i znowu zaatakował, więc powstrzymałam go gardą z nadgarstka. Żadne z nas nie odezwało się ani słowem. W prawdziwej walce, na śmierć i życie, nie ma czasu na mielenie językiem. Zaatakował znowu, prosto w twarz, myśląc pewnie, że kobieta będzie szczególnie chronić swe liczko. Lekko poruszyłam głową i chybił. Nie pozwoliłam mu się otrząsnąć, lecz zadałam precyzyjny cios tam, gdzie dostrzegłam bijący puls - w zagłębienie poniżej gardła. Również chybiłam i przez chwilę staliśmy w zwarciu, tak blisko, że czułam słodki aromat kardamonu w jego oddechu. Próbował ciosu głową, ale oderwałam się od przeciwnika i, odskakując, plunęłam mu w twarz. Pamiętam, że niechętnie pokiwałam głową, ponownie stając w pozycji obronnej. Na bogów, Nisou Symeon był prawdziwym szermierzem. Długo będę pamiętać chwilę jego śmierci, bo przeżyłam ją głęboko. Oboje wiedzieliśmy, co się stanie za moment. Szeroko otworzył oczy a potem instynktownie zacisnął powieki, spodziewając się bólu, gdy zaatakowałam w skoku, od góry, a mój miecz wśliznął się mu z boku pod zbroję i głęboko wbił w brzuch. Symeon cofnął się niezgrabnie; wyrwałam miecz z jego ciała i cięłam jeszcze raz, zanim upadł. Ostrze przejechało mu po gardle i niemal obcięło głowę. Krew trysnęła na pokład; poczułam smród odchodów, gdy puściły zwieracze. To coś, co upadło na pokład, nie było już człowiekiem, stało się nieważne, a ja odwróciłam się od niego, ponownie w pozycji obronnej. Usłyszałam wiwaty moich kobiet i zorientowałam się, że przełamały obronę Likantyjczyków na głównym pokładzie, gdy żołnierze zobaczyli śmierć Symeona, ale mój umysł nie zajmował się tym wcale. Przede mną stał ostatni z Archontów. Za nim tkwił jeszcze jedyny pozostały na tylnym pokładzie żołnierz, ale to nie miało znaczenia. Archont był całym światem. Do tej pory walczyłam jakby we śnie, lecz nagle wszystko stało się realne, przestało wydawać mi się iluzją zmysłów. Czułam się, jakby mnie pogrzebano w syropie albo jakbym chodziła po lotnych piaskach...to wrażenie powraca tylko w koszmarach sennych. - Łasica! - warknął. I rzucił na mnie klątwę: - Dziwko-łasico! Morderczyni mego brata, okryta zdradliwą magią, którą kto inny dla niej utkał. Antero! Tym razem ród wasz zginie, podobnie jak wszystkie wasze sprawki! Giń, boś niepobożna, giń, boś arogancka, giń, bo niesiesz zniszczenie! - Teraz stój, musisz stać i czekać na śmierć, a wtedy oczyszczę ten statek i wszystkie morza z podłych Orissańczyków. Ale twoja śmierć, ty Antero, będzie najstraszniejsza. Takiej śmierci zaznają tylko moi Wybrańcy. Zginiesz z własnej ręki, ale w sposób, jaki ja dla ciebie wybiorę. - Nie szukaj pomocy, dziwko-łasiczko