Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Dumał nad nią, a ona czekała. W młodości był znacznie bardziej porywczy, wypowiadał na głos pierwsze myśli, jakie mu przyszły do głowy. Teraz, osiemnaście lat po wyborze na króla Wendaru i Varre, posiadł sztukę kontrolowania emocji. - Jednak Tailleler sam nie wyznaczył żadnego ze swych nieślubnych synów na następcę - powiedział w końcu. - Wystarczy, że popatrzę na rodzinę. Sabellę uznano za niezdolną do rządzenia, podobnie jak uznano by mnie, gdybym nie dowiódł swej płodności. Wtedy ojciec wyznaczyłby jedną z mych sióstr albo mego brata Benedykta na następcę. Jednak uznał, że to mnie przedstawi swemu dworowi jako dziedzica. Taillefer nie wskazał żadnego dziecka, ślubnego czy nie. Gdyby to uczynił, wypadki mogły potoczyć się inaczej. Rosvita nie dowiedziała się więcej, bo choć pytała, król nie wyjawił jej swych zamiarów. Na wieczornej uczcie Sapientia i Theophanu siedziały po obu stronach ojca. Ekkehard, najmłodszy syn króla, śpiewał, wtórując sobie na lutni; dziecko miało naprawdę piękny głos. Jeśli Henryk rzeczywiście zamierzał oddać Ekkeharda do klasztoru, ku niebiosom popłyną wspaniałe modlitwy. Późnym rankiem następnego dnia przybyły dwa Orły, brudne, zdrożone i zmęczone. Przyniosły niedobre wieści. - Gent jest oblężony - powiedziała starsza z kobiet, ponura i kulejąca. Nie onieśmielała jej obecność króla. - Jechaliśmy w piątkę do Gentu, by sprawdzić te pogłoski. Pod murami miejskimi napadli nas Eikowie. Ja i moja towarzyszka zostałyśmy ranne w potyczce - wskazała drugą kobietę, która mogła być w wieku Bertholda i Theophanu. - Ruszyłyśmy na zachód, by przynieść wam tę wieść, Wasza Wysokość. Część drogi przebyłyśmy w towarzystwie Smoków. Eskortowali w bezpieczne miejsce diakonisę i relikwię. Reszta Smoków, w tym książę Sanglant, jest oblężona w mieście. - Czy to zwykły atak łupieżczy? - zapytał cicho król. Pokręciła głową. - Wedle eskortujących nas Smoków nie, Wasza Wysokość. Ostatnim razem naliczyli pięćdziesiąt dwa okręty Eików. Henryk siedział na ławce w ogrodzie jednorożca, otoczony towarzyszami i dworzanami. Zaczęli mruczeć między sobą, ale szybko zamilkli, gdy król podniósł dłoń. - Sądzisz, że zamierzają przeprowadzić inwazję? - Wedle Sturma, dowódcy oddziału, z którym jechałyśmy, Eikowie chcą, aby zburzyć mosty łączące Gent z zachodnim i wschodnim brzegiem Vesesru. Będą mogli popłynąć w górę rzeki. - Gdzie jest teraz Sturm? - Wrócił w pobliże Gentu. On i jego ludzie zamierzają nękać Eików poza murami miasta, aby pomóc swym uwięzionym towarzyszom. Henryk spojrzał w prawo, ku Helmutowi Villamowi. - Gent leży na ziemiach rządzonych przez hrabinę Hildegardę, prawda? Villam przytaknął. - Co z jej siłami? - Nie wiem - odparła Orlica. - Nie ma ich w mieście. Na pewno już do niej dotarła wieść o oblężeniu. Król dał znak i służący przyniósł mu kieliszek wina. Henryk pociągnął łyk. - Mówiłaś, że było was pięcioro? Kobieta przytaknęła. Jej towarzyszka, i tak blada, teraz jeszcze bardziej pobielała, jak ktoś, kto spędził wiele bezsennych nocy na zamartwianiu się; miała jasną cerę, zdradzającą północną krew, jasnobłękitne oczy i gęste włosy koloru pszenicy, splecione w warkocze. Starsza kobieta nie pokazywała po sobie ani gniewu, ani żalu. - Reszta ruszyła dalej. Nie wiem, czy bezpiecznie dotarli do miasta, ale wierzę, że tak. - Nie widziałaś, jak wjeżdżali do Gentu? - Nie. Ale człowiek, z którym jeździłam, Wilkun, połączył ze sobą mojego towarzysza Manfreda i mnie na liczne sposoby. Wierzę, że wiedziałabym o jego śmierci. - Aha - rzekł Henryk, podnosząc brew. - Wilkun. Dla Rosvity wszystkie Orły wyglądały tak samo. Dzieci szlachciców, gdy dorastały, dostawały swój własny orszak albo, jeśli wymagały tego okoliczności, służyły w Smokach. W królewskiej piechocie albo jako posłańcy służyły dzieci wolnych obywateli, nie szlachty, ale każdy kleryk w królewskiej scholi znał Wilkuna z widzenia albo ze słyszenia. Nie było starszego od niego Orła, a chodziły słuchy, że jego wiedza wykraczała poza ludzkie możliwości