Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
- Nie powinniśmy się byli liczyć z Hochbauerem. Musiałeś akurat jemu zdradzić nasz plan? Przecież wiesz, że on jest przeciw takim eskapadom. - Z Hochbauerem trzeba dobrze żyć - powiedział Weber. - Na pewno będzie kiedyś naszym starszym grupy szkolnej. Jeszcze trochę, a owinie sobie kapitana Ratshelma wokół małego palca. - Człowieku - powiedział Mosler z troską w głosie. - Jeśli do tego dojdzie, to z nami wszystkimi klops. - Hochbauer to pierwszorzędny kolega - oświadczył Egon Weber. I naprawdę wierzył w to, co mówił. - A ty, Weber, jesteś głupi jak świnia - powiedział Rednitz uprzejmie. - Ale wcześniej czy później nawet tobie się we łbie rozjaśni. O co zakład? Zatrzymali się na wysokości kuchni, Stanęli w cieniu narzędziowni i wypatrywali sobie oczy za budynkiem komendy szkoły. Księżyc wielkodusznie skrył się za chmurami. Podchorąży Egon, Weber odkorkował butelkę i zdrowo sobie z niej pociągnął. Potem podał butelkę dalej, jak przystało na dobrego kolegę, podczas gdy Rednitz pilnował, czy nie nadchodzi wróg - wartownik lub oficer. - A co zrobimy, jak nas złapią? - zapytał podchorąży Egon, Weber. - Głupią minę - odparł Rednitz. - A co powiemy? - Co nam ślina na język przyniesie, byle nie prawdę. Jeśli chodzi o Rednitza, to nie istniało chyba nic, co by mu nie sprawiało przyjemności. Mosler natomiast szukał systematycznie wszelkich możliwości, które pachniały jakąś rozrywką, przy czym nigdy nie był szczególnie wymagający. A podchorąży Weber gotów był na wszystko, ilekroć go na coś namawiano - od pójścia do kościoła do wizyty w burdelu, od wieczoru w domu do bitki w izbie. Wystarczyło tylko zaapelować do jego koleżeńskości i siły fizycznej. Był więc niezwykle lubiany przez wszystkich, i awans na oficera miał już prawie w kieszeni. - A gdyby tak pojawił się nagle oficer dyżurny? - nalegał dalej Weber. - Co wtedy? - Wtedy - powiedział Rednitz, sięgając po butelkę - najdzielniejszy z nas rzuca się na niego, z gotowości do poświęceń. Przypuszczam, że to będziesz ty, Weber. Tego honoru nie dasz sobie chyba wydrzeć! - No dobrze - powiedział Weber niewzruszenie. - Przyjmijmy więc, że tak się dzieje. Wtedy oficer dyżurny zechce wiedzieć, co ja tu robię? - Jesteś lunatykiem, Egon, bo niby co to może być innego? - Z flachą? - Właśnie dlatego! - twierdził Rednitz poważnie. - Bez flachy byłbyś zupełnie normalny. - Po co ta mowa? - niecierpliwił się Mosler. - Na co my jeszcze czekamy? Hajda naprzód, panowie! - Pomału - ostrzegał Rednitz. - Jeśli nie obmyślimy wszystkiego dokładnie i nie będziemy uważali, możemy nielicho wpaść. Przede wszystkim pójdę solo na rekonesans i zbadam sytuację. - Chcesz sobie zabezpieczyć najlepszy kąsek - powiedział Mosler nieufnie. - Nie powiem, żeby to było akurat po koleżeńsku. - A jeśli ktoś nie jest koleżeński - rzekł Egon Weber, główny zapaśnik i najbardziej zapalony bokser grupy szkolnej H - potrafię być bardzo nieprzyjemny. Wobec takich argumentów Rednitz był bezsilny. Nie pozostawało nic innego, jak działać zgodnie z tym, czego nauczyli się na lekcji u kapitana Federsa: Każdą zaplanowaną operację przeprowadzać konsekwentnie, jeśli decydujące zmiany strategiczne nie wymagają nowych planów. Ale "strategicznych zmian" nie było ani śladu, jak okiem sięgnąć: nie widać było żadnego oficera, a wartownicy drzemali w jakichś zakamarkach. Zaś w piwnicy komendy szkoły, w centrali telefonicznej, siedziały biedne, miłe, stęsknione telefonistki. O tym, co się wydarzyło ubiegłej nocy, wiedziały już późnym popołudniem całe koszary. Podchorąży Weber dowiedział się pewnych szczegółów od magazyniera sprzętu sportowego. Tego znów uświadomił podoficer gospodarczy kuchni, z kolei bliski przyjaciel pisarza z kancelarii komendy szkoły, który był bliskim przyjacielem zgwałconego podoficera łączności. Jednym słowem: adresy prima; stosunkowo łatwo osiągalne