Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Trudno było poznać, że to człowiek. Nóż zatarł już wszelkie podobieństwo do istoty ludzkiej. Teraz, przy wtórze pomruków wyczekującego tłumu, który kołysał się i wzdychał, kobieta cięła zawzięcie podbrzusze ofiary. Włoch zawył znowu, ale już słabszym głosem, a kobieta zerwała się na równe nogi, unosząc ku górze odcięte narządy. Tryumfalnie obeszła arenę, trzymając wysoko swoje trofeum. Śmiała się, tańcząc na zgiętych nogach, a krew spływała po wzniesionym ramieniu w zagięciu łokcia. — Trzymaj się blisko mnie — powiedział Jake tonem, którego Vicky jeszcze nigdy nie słyszała. Gdy oderwała wzrok od krwawego spektaklu, ujrzała surowo ściągnięte brwi i zaciśnięte szczęki Bartona. Wyciągnął pistolet z kieszeni, i trzymając go przy udzie, szybko przepychał się przez stłoczone ciała, jednocześnie torując jej drogę. Plemię Galia w napięciu przyglądało się tańczącej kobiecie i Jake dotarł do Kullaha, zanim ktokolwiek zdołał go zauważyć. Chwycił miękkie, grube ramię lewą ręką, wbijając palce głęboko w galaretowate ciało i poderwał wodza na nogi. Przytrzymał z trudem stojącego na nogach Rasa i przycisnął lufę beretty do jego górnej wargi, tuż pod szerokim nosem. Kullah skulił się, odwracając wzrok od błyszczących oczu Jake'a. Skamlał z bólu i strachu. Jake przypomniał sobie kilka amharskich słów, których nauczył się od Gregoriusa. — Włosi — powiedział cicho — dla mnie. Wódz Galia spojrzał na Jake'a, jakby nie rozumiejąc o co mu chodzi. Wypowiedział jedno słowo i wojownicy zbliżyli się o krok. Jake przydsnął lufę pistoletu do ust Kullaha tak mocno, że skóra pękła i polała się krew. — Umrzesz — zagroził. Wódz odwołał poprzedni rozkaz. Wojownicy cofnęli się niechętnie, zaciskając palce na rękojeściach noży. Kobieta osunęła się na kolana i zaległa głęboka, pełna wyczekiwania cisza. Wszystkie twarze zwródły się w stronę Jake'a i Rasa. Nagle zakrwawiony człowiek przy przy ognisku znów krzyknął. Słysząc przeciągły skowyt, Jake powiedział z zaciętą twarzą: — Powtórz to swoim ludziom. Wszyscy usłyszeli drżący, kobiecy głos Kullaha. Wojownicy, którzy strzegli jeńców, przestępowali z nogi na nogę, wymieniając spojrzenia. Jake wbił lufę w policzek Rasa, który piskliwym głosem powtórzył rozkaz. Strażnicy niechętnie popchnęli więźniów w kierunku Jake'a. — Weź jego sztylet — Barton zwródł się cicho do Vicky, nie odrywając spojrzenia od Kullaha. Vicky podeszła i wyciągnęła broń zatkniętą za ozdobny pas wodza. Rękojeść noża wykonana była z kutego złota, wysadzanego ametystem. — Rozetnij im więzy — powiedział Jake, przyciskając mocniej lufę do twarzy Rasa. Kullah stał z głową pochyloną pod nieprawdopodobnym kątem z wyszczerzonymi zębami. Wywracał oczami, a łzy lśniły jak krople rosy na jego policzkach. Vicky przecięła więzy krępujące Włochów. Zbici w ciasną gromadkę masowali ręce, by przywrócić krążenie krwi. Ich blade twarze pokryte były brudem i zastygłą krwią, a w oczach czaił się strach. Dziewczyna szybko wróciła do Jake'a. U jego boku czuła się najbezpieczniej. Pozostała przy nim, gdy popychał Rasa krok za krokiem do miejsca, gdzie okaleczone ciało wdąż poruszało się, ledwo oddychając. Jake pochylił się, wdąż trzymając Kullaha. Odjął pistolet od twarzy Rasa i wyprostował rękę. Strzał zabrzmiał przejmująco ostro. Podsk trafił Włocha w środek czoła. Powieki okaleczonego człowieka zatrzepotały jak skrzydła umierającego ptaka, a z gardła wyrwało się westchnienie ulgi. Ciało wyprężyło się i wreszcie znieruchomiało. Nie patrząc na tego nieszczęśnika, Jake znów przytknął lufę do twarzy Kullaha i zmusił go do powolnego odwrotu. Krótkim skinieniem głowy dał Włochom znak, by szli za nim. Ruszyli niepewnie, wdąż zbici w gromadkę. Vicky trzymała rękę na ramieniu Jake'a, który poganiał przed sobą Rasa. Wiedział, że nie wolno się spieszyć i okazać słabości. Genka nić, która powstrzymywała ludzi Galia może pęknąć, a wtedy wojownicy ruszą na wrogów jak rozjuszone stado dzikich zwierząt, rozrywając ich na strzępy. Barton szedł spokojnym krokiem