Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Cztery karabiny FNL1 kaliber 7.62 mm, dwa karabiny maszynowe Sterling L2A3 oraz dwa rewolwery Smith and Wesson kaliber 38 mm. - Mamy sporą siłę ognia - zauważył Slocock. - To tutaj i karabiny maszynowe na dachu. - Na dachu kabiny zamontowany jest ciężki karabin maszynowy, a na dachu kabiny kierowcy minikarabin maszynowy typu GEC. Z obydwu możecie prowadzić ogień zdalnie, ze środka pojazdu. Jedyną niedogodnością będzie zmiana magazynków. Aby to zrobić, jeden z was będzie musiał wyjść na zewnątrz. I obawiam się, iż użycie tego także będzie możliwe jedynie na zewnątrz... Baxton nachylił się i otworzył wąskie, metalowe pudło, które leżało na kilku skrzynkach z amunicją kalibru 7.62. Slocock zagwizdał z podziwu. W pudle znajdowała się wyrzutnia rakiet przeciwpancernych typu B RED A, która dopiero od niedawna znalazła się w stałym wyposażeniu wojsk NATO. - Mam nadzieję, że zna się pan na tym, sierżancie? Slocock skinął głową. - Ile mamy rakiet? - Sześć - Baxton dotknął jednej ze skrzyń czubkiem buta. - Tutaj. Każda zawiera stabilizowany kołnierz aerodynamiczny z rozmieszczonym dookoła ładunkiem wybuchowym, zdolnym przebić 320-milimetrowy pancerz przy strzale na wprost lub pancerz 120-milimetrowy przy kącie strzału 65 stopni. Zasięg rażenia wynosi w przybliżeniu 600 metrów. - Do czego właściwie będzie nam to potrzebne? - zapytał zdziwiony Wilson. - Sądziłem, że jedyne niebezpieczeństwo, oczywiście oprócz samego grzyba, będzie nam grozić ze strony dotkniętych infekcją ludzi. - Doktorze Wilson, w obszarze kwarantanny zostałocałe mnóstwo odciętych ludzi. A także pewna ilość jednostek wojskowych. Wiemy z całą pewnością, że część żołnierzy z tych jednostek zbuntowała się. Już parę razy próbowali przebić się przez zapory otaczające miasto przy użyciu broni. Doprowadziło to do regularnych walk pomiędzy nimi a strzegącymi zapór żołnierzami. Jak do tej pory, udało nam się ich powstrzymać... Wilson spojrzał na Baxtona z niedowierzaniem. - Chce pan przez to powiedzieć, że będziemy zmuszeni przebijać się przez grupy, a być może przez całe oddziały zbuntowanych żołnierzy? Do diabła, przecież pomysł z całą tą cholerną wyprawą staje się z każdą chwilą coraz bardziej obłędny! - Na szczęście będziecie mogli uniknąć tego typu konfrontacji. Ten Stalwart jest w stanie przejechać praktycznie wszędzie, wliczając w to rzeki i kanały. Jeżeli napotkacie gdzieś przed sobą jakiś wóz bojowy, to po prostu postarajcie się go ominąć - odparł Baxton. - Jasne - prychnął Slocock. - Macie także dwa przenośne miotacze ognia, zainstalowane z tyłu, w bagażniku. W przedziale mieszkalnym nie było już dla nich miejsca, a poza tym strasznie śmierdzą. Wasz system obiegu powietrza nie byłby w stanie sobie z tym poradzić. Mogą być przydatne, gdy dotrzecie już do Londynu. Słyszałem, że w niektórych miejscach ten grzyb jest cholernie gruby... - spojrzał na zegarek. - Proponuję, abyście wyruszyli o świcie, czyli mniej więcej za cztery godziny... - Sierżancie Slocock, za chwilę przyślę tu jednego z mechaników, aby mógł pan dokładnie zapoznać się ze sprzętem. - Nie ma potrzeby, sir - odparł szybko Slocock, niepokojąc się stanem rzuconych na koję butelek. - Zapoznam się z nim po drodze. Baxton obdarzył go beznamiętnym spojrzeniem i powiedział sucho: - Myślę, że przegląd wszystkich urządzeń będzie dobrym pomysłem. Zdalne sterowanie bronią jest dość skomplikowane. Coś w tonie głosu majora sprawiło, że Slocock przestał się spierać. Zresztą i tak nie miał ku temu wystarczająco dużo siły. Tak jest! Baxton odwrócił się w stronę Wilsona: - Jeżeli chodzi o pana, doktorze, to sądzę, że może się pan jeszcze chwilę przespać. - Dobrze. Przedtem sprawdzę jednak, jak czuje się Kimberley. - Tak, niech pan się nią zajmie, doktorku - wtrącił Slocock, nie ukrywając przy tym szyderczego uśmiechu. Tylko proszę nie zapomnieć zmierzyć jej przy okazji temperatury. - Starczy, sierżancie - uciął krótko Baxton. - Proszę pozostać tutaj. Zaraz przyślę sierżanta Boardmana. Pomagał w zbudowaniu tej bestii, więc powie panu o niej wszystko, co powinien pan wiedzieć. I byłbym zobowiązany, aby w jego obecności nie dotykał pan nawet swojej torby. Czy to zrozumiałe? Gdy major i Wilson odeszli, Slocock skoczył w stronę koi i wyjął opróżnioną w dwóch trzecich butelkę whisky