They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Henryk Ładosz, który był tu niedawno, powiedział „Owszem, niczego", co wywołało rodzaj konsternacji, dopiero potem wyjaśniło się w „Lampie", że Ładosz miał głos zahamowany wzruszeniem i chciał powiedzieć: „Niczego. Niczego nie oddam za Dolinę Szemplińską na Bąbelszczyźnie". I w ten sposób nastąpiło odprężenie. M ł o d z i e ż . Młodzież, niestety, jest tu przeintełektualizowana, co się odbija na jej życiu młodzieżowym. Aspekt kulturowy uderza do głowy i np. w parku młodzieniec czyta i czyta „Tygodnik Powszechny" z artykułami Gołubiewa, a po drugiej stronie blada dziewica z czerwonymi paznokciami Żółkiewskiego w „Kuźnicy". I wcale nie rozmawiają ze sobą. A gdzie miłość? Gdzie „We śnie ujrzę oczy ukochane"? Samym intelektem i semantyką przyrostu ludności się nie nadrobi. P l a g a k o ć b i s z e k . Kiedy w sprawie plagi koćbiszek zwróciłem się do ob. Siąpaka, miejscowego entymologai b. sympatycznego staruszka, oświadczył mi, że może się ze mną spotkać, ale tylko w piżamie, co mnie trochę zaniepokoiło. Na szczęście okazało się, że „Piżama" jest to miejscowa wytworna kawiarnia, gdzie podają socjalnie urażone damy z towarzystwa wytworną golonkę z chrzanem. W „Piżamie" zbiera się prawdziwa elita kulturowa, jakiej nie posiada nawet Warszawa. Czemu więc oko Warszawy nie spocznie na Bąbelszczyźnie? Dlaczego Bąbelszczyzna jest negliżowana? Karakuliambro Szanowny Panie Redaktorze! W SPRAWIE ŻARŁOKÓW Jeżeli w Polsce, podobnie jak w Anglii, są jeszcze ludzie, którzy nie dojadają, to to jest hańba i tacy ludzie powinni natychmiast zniknąć. Nie w sensie, że się tak wyrażę, koncentracyjnym, ale w wyniku natychmiastowego zorganizowania socjalnego pogotowia ratunkowego. Przepraszam, znam ludzi, którzy jedzą wystawnie: rosół z makaronem (obficie koperek), sztukamies, sos chrzanowy i koperek, antrykot z koperkiem zapiekanym, kisiel ze świeżego kopru, a na zakończenie czarna kawa z pierwszorzędną cykorią „Jowisz" i jaja na twardo, dla życzących, ile dusza zapragnie. (Znam jednego pana, personalia na żądanie, z bardzo pojemną duszą, mam wrażenie, że ten człowiek ma dwie dusze.) Więc, proszę Pana Redaktora, właśnie chciałbym ośmielić się zaproponować natychmiastowe stworzenie Pogotowia Obiadowego. Każdy z zamożniejszych zapraszałby do siebie od jednej do dwóch dodatkowych osób. Oczywiście, że gość, który przy rybie nagle zaczyna o - g r y z ą c paznokcie względnie pisze likierem slogany na serwecie, przyprawiałby duszę gospodarza o stan specyficznego rozdrażnienia. Wszelako łagodna perswazja i tutaj święcić by mogła triumfy w zakresie przezwyciężania tzw. wad narodowych. Life is love — powiada przecież pani Garter, znana działaczka amerykańska. Tadeusz Szeligowski, znakomity muzyk i nieprawdopodobny żarłok, zawsze, pamiętam, przy obiedzie płakał. My tu, powiada, rąbiemy gęś pieczoną, a tymczasem... I malował wstrząsające obrazy sogalne w stylu Dickensa i Kornela Makuszyńskiego. Rzeczywiście, jak się tak nad tym wszystkim zastanowić, mimo woli przypomina się ten głośny wiersz Hermenegildy Kociubińskiej: Wieczór był, błyskały gwiazdy, Na ulicy trzaskał mróz, Po ulicy szedł sierotka I pusty koszyczek niósł. Jakże pusty był koszyczek! Jakże samolubny czas! Z trepka wyszedł mu języczek, Język wisiał mu po pas. P.S. 1) Jeżeli podczas tych upałów pozwoliłem sobie zacytować wiersz z pejzażem zimowym, to tylko dlatego, żeby, jak w ogóle wszystko to, co tworzę, utwór niniejszy również i zimą nie stracił na aktualności. P.S. 2) Jeśli natomiast — na prośby, żeby poruszać różne sprawy w „Listach z Fiołkiem" — poruszyłem sprawę powyższą w sposób, wbrew mojemu zwyczajowi, frywolny, to również tylko dlatego, że u nas poważnych artykułów nikt nie czyta, a sprawa jest ważna. Od Mieszka do Leszka i od Sasa aż do Łasa ciągle to samo. Lenistwo myślowe, panowie. Ot, co. Karakuliambro Szanowny Panie Redaktorze! CO DO IRENY KWIATKOWSKIEJ Irena Kwiatkowska, jak wiadomo, uległa wypadkowi samochodowemu pod Spała, to ją zdenerwowało i ona wyjeżdża do Ameryki, czyli jeszcze jeden „upływ krwi", jakby się wyraził Osmańczyk. W Polsce widać nie znalazł się dyrektor, który by Kwiatkowska przygarnął, przytulił, zachęcił, powiedział jej jakieś przysłowie, w rodzaju „per aspera ad astra", a przede wszystkim wysupłał odpowiednią zaliczkę. Tak, obywatele. Bez zaliczki nie ma muzyczki. A zresztą co do tego, to to nie jest, panowie, zaliczka, to po prostu za liczko. Bo liczko ma Kwiatkowska — szkoda gadać, dwa łokcie podnoszę do góry, o! takie! W każdym razie nieładnie, pani Ireno. Myśmy tu w kraju dla pani i apartamencik z abażurem, i sok z grapefruita, i reklamę, i perlony, i Hermanowicz miał być na dworcu z aparatem fotograficznym. Oto jak u nas się szanuje aktorów! Palce lizać i obgryzać. Przykład (jeden z wielu): Gżegżółka, młody aktor (po wykonaniu naszych tekstów), został w uniesieniu porwany przez publiczność i wrzucony do Wisły, tuż na wprost tej karuzeli. I co? I wypłynął. Takie, proszę pani, teksty były. A bez świetnych tekstów, pani rozumie, że nawet królowa Bona nie wypłynie. A gdyby nawet utonął, to co? Czyż nie patriotyczniej jest utonąć w Wiśle, niż tułać się z dolarami po Oklahomie czy Milwaukee? Że poeta Miłosz wyjechał do Chicago? Niech pani mu nie zazdrości. On już oczy wypłakał, a nostalgia go rąbie taka, że ani ręką, ani nogą i samochodem muszą go przewozić z miejsca na miejsce. Zaś co do tego pani wypadku pod Spała, to oczywiście to znowu coś naszpalił Karol Szpalski, obecnie, po wolności, z powrotem właściciel Spały. Panie Redaktorze, ja rozumiem, że Karol Szpalski jest zajęty, że tworzy, że pisze, że aspekty polityczno-kulturo we załamuje semantycznie przez pryzmat satyry. Ale co robi rodzina Szpalskiego? Czyż ci państwo nie mogliby od czasu do czasu wychodzić na szosę i dopilnowywać, żeby starzy szoferzy nie przejeżdżali młodych aktorek? Proponuję Szpalskiego powiesić. Tylko że to też nie prowadzi do celu. Znam hrabinę, która jeździ na wszystkie egzekucje, ale to jej zupełnie nie urządza. — Płoszę sobie wyobłazić, że to iłytujące. Ten zbłodniarz zupełnie nie był przełażony! P r o d o m o s u a Ob. A. Stef. z „Trybuny Robotniczej" wzywa mnie, żebym „nie ograniczając się do drobnych utworów wierszowanych, podjął próbę stworzenia epokowego poematu, jakiego nie może się doczekać nasza powojenna rzeczywistość". Zastanawiałem się. Nie podejmę