Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Po niedawnej walce nie pozostał żaden ślad, nawet jedno wyrwane pióro. Także liczba ptaków rytmicznie uderzających skrzydłami nad powozem była identyczna jak przed starciem. Ogromne czarne koty bezszelestnie cwałowały drogą, obojętne na wszystko, co działo się dokoła. Pomimo wysokiej temperatury ciałem dziewczyny wstrząsnął dreszcz; rozejrzała się jeszcze raz, po czym opadła na miękkie siedzenie i zajęła się wygładzaniem spódnicy. Niespodziewanie rozległo się ciche pyknięcie i w powietrzu, tuż przed jej oczami, zawisł maleńki nietoperz o krwistoczerwonej, odartej ze skóry, twarzy. - Wciąż uważasz, że to dobry pomysł, siostrzyczko? - zapiszczał. Machnęła ręką, ale on bez trudu wykonał unik, po czym jakby nigdy nic wrócił na to samo miejsce. - WTP! - zachichotał. - WTP! Dziewczynie znowu napłynęły łzy do oczu, ale tym razem były to łzy wściekłości. - Serotine! - wykrzyknęła, niespodziewanie dla samej siebie i bez trudu złapała nietoperza. Nastąpiło to tak szybko, że ledwo zdążył zrobić zdziwioną minę i wyskrzeczeć coś niezrozumiałego. Chwilę potem skręciła mu kark i wyrzuciła na drogę; jeden z ptaków bezzwłocznie odłączył od szyku, wylądował koło nieruchomego ciałka i zaczął je dziobać. Dziewczyna otrzepała ręce, po czym zmrużyła oczy i zmierzyła przeciągłym, poważnym spojrzeniem majaczącą w oddali sylwetkę gigantycznego zamku. Powóz pędził naprzód nie zwalniając, ptaki niezmordowanie sunęły nad nim w powietrzu, a czarne bestie mknęły po czerwonej drodze niczym forpoczta zbliżającej się nocy. Ogarnęła ją senność. * Rankiem ujrzeli ją całkowicie ubraną i siedzącą przy stole. - Dzień dobry! - powitała ich radośnie. - Dzisiaj muszę odejść. 2 Chwycił Królową za ramiona i pchnął tak mocno, że musiała cofnąć się i usiąść na łóżku. - Nie odejdziesz, dopóki nie pokażę ci zwierciadła, w którym ujrzysz najskrytsze zakamarki swojej duszy! - Co zamierzasz uczynić? - wykrzyknęła. - Chyba mnie nie zamordujesz? Pomocy! - Pomocy! - zawtórował jej zza zasłony głos starego mężczyzny. Gwałtownie odwrócił się w tamtą stronę. - A cóż to? Szczur! - Dobył szpady i podbiegł do kotary. - Martwy, jak przypuszczam... - Odsunął kotarę czubkiem szpady, odsłaniając trzesącego się ze strachu Poloniusza. - ,..albo tylko osaczony. Starzec przyklęknął na jedno kolano. - Panie mój! - załkał. - Nie szczur więc, tylko mysz! Co powiesz, mała myszko? A może kot wyszarpał ci język? Król przerwał projekcję. Właśnie to miejsce poprawionego dramatu podobało mu się najbardziej: od tej pory Książę przestaje się wahać i postępuje ze strategiczną mądrością, umiejętnie knując własną intrygę, dzięki czemu dla nikogo nie ulega wątpliwości, że ostatecznie zwycięży, pomści ojca, ożeni się z Ofelią, zasiądzie na tronie Danii i będzie żył długo i szczęśliwie (dopóki nie umrze, ma się rozumieć.) Król lubił szczęśliwe zakończenia, chociaż zdawał sobie sprawę, iż trudno winić dawnych twórców za to, że tak często decydowali się na inne, niezbyt optymistyczne warianty; bądź co bądź, żałośnie krótkie życie każdego z nich upływało głównie na oczekiwaniu albo na ostateczny koniec, albo na mające trwać całą wieczność, pośmiertne męczarnie. Nie oznaczało to jednak wcale, że należy kurczowo trzymać się wybranych przez nich rozwiązań i pozwolić, żeby interesującą historię diabli wzięli z powodu przygnębiającego finału. Westchnąwszy z zadowoleniem, ostrożnie wygramolił się z łóżka, by nie obudzić bliźniaczek Luge o obfitych kształtach, między którymi leżał. Obudził się - zaspokojony, ale nadal spragniony rozrywki - właściwie w środku nocy. W jego poduszkę było wbudowane urządzenie bardzo podobne do tego, które zainstalowano w każdej z koron: umożliwiało mu natychmiastowy dostęp do krypty, tym przyjemniejszy, że bez konieczności zakładania czegokolwiek na głowę. Przerobiony interaktywny "Hamlet" należał do jego ulubionych przedstawień, chociaż, w zależności od podejmowanych decyzji, mógł się ciągnąć całymi godzinami. Zostawił bliźniaczki oddychające spokojnie i miarowo w jedwabnej pościeli, poczłapał na bosaka po ciepłym miękkim dywanie, stanął przed oknem, ale zamiast wydać w myśli polecenie zasłonom, żeby się rozsunęły, z czymś w rodzaju wewnętrznej satysfakcji dotknął palcem właściwego przycisku. Blask wiszącego na bezchmurnym niebie księżyca spływał na góry tworzące dach fortecy. Niemal połowę czarnej pustki wypełniały gwiazdy, druga połowa natomiast przypominała bezdenną otchłań. Adijine długo wpatrywał się w atramentową czerń. Tak wygląda ostateczna zagłada, w której roztopią się wszystkie błędy i nadzieje, pomyślał, zasunął kotarę, po czym, drapiąc się po głowie, wrócił do łóżka. Widok zbliżającego się Zaćmienia wytrącił go z równowagi. Wsunął się między pogrążone we śnie dziewczęta, przykrył kołdrą i zaczął się zastanawiać, co począć dalej. Zajrzał na chwilę do krypty - najpierw przez jakiś czas analizował sytuację w zawieszonym przedstawieniu "Hamleta", potem sprawdził ogólny stan bezpieczeństwa, przejrzał najnowsze doniesienia z frontu (obie strony wciąż szachowały się nawzajem, ale żadna nie odważyła się na wykonanie bardziej zdecydowanego ruchu), skontrolował przebieg prac w południowo-zachodnim solarze na piątym poziomie (posuwały się naprzód stale, choć bardzo powoli i wciąż znajdowały się pod ścisłą kontrolą Służb Bezpieczeństwa), wreszcie przebiegł się od niechcenia po umysłach kilku osób; część z nich oddawała się właśnie spółkowaniu i Adijine stwierdził ku swemu zdziwieniu, że nadal go to interesuje, chociaż nie tak dawno robił to samo z nienasyconymi bliźniaczkami i wydawało mu się, że lada chwila wyzionie ducha. Z pewnym żalem przerwał obserwację, by poszperać w myślach innych ludzi, w tym także agenta Służb Bezpieczeństwa towarzyszącego Głównej Uczonej Gadfium. Nie spał mimo późnej - a raczej wczesnej - pory. Król natychmiast docenił znaczenie pojawienia się tajemniczego wzoru na solnej pustyni. Ciekawe, czy Gadfium wpadła już na trop wyjaśnienia tej zagadki? I czy kamienie mają jakiś związek z kryptą? Jego Kryptografowie często miewali spore problemy z wytłumaczeniem zjawisk zachodzących nie tylko w głębi panbazy, ale także na jej powierzchni, a nawet czysto fizycznych manifestacji tych procesów