They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

– Pamiętasz, co to takiego: robota, prawda? – Uśmiechnął się szerzej, przez co jego złamany, niekształtny nos stał się jeszcze bardziej płaski. – To było twoje zajęcie, nim zaczęłaś się grzmocić z naszym kochanym Calotem. Nim stałaś się miękka. Wciągnęła powietrze, gotowa mu odpowiedzieć, lecz ubiegł ją Calot. – Czujesz się samotny, Loczek? – wycedził swobodnym tonem. – Czy muszę ci uświadamiać, że markietanki żądają od ciebie podwójnej opłaty? – Machnął ręką, jakby chciał odegnać niezdrowe myśli. – Fakty wyglądają prosto. Po przedwczesnej śmierci Neduriana w Puszczy Mott Dujek wyznaczył Tattersail na dowódcę kadry. Jak ci się to nie podoba, to trudno. Taka jest cena niezdecydowania. Loczek strącił drobinkę ziemi z atłasowych pantofli, które w jakiś nieprawdopodobny sposób uchronił przed poplamieniem, choć na zewnątrz było pełno błota. – Ślepa wiara, towarzysze, jest dobra dla głupców... Przerwał mu łopot poły namiotu. Do środka wkroczył wielka pięść Dujek Jednoręki. W sterczących z uszu włosach wciąż miał mydło po porannym goleniu. Wokół niego unosiła się woń cynamonowej wody. Z biegiem lat Tattersail nauczyła się przywiązywać wielką wagę do tego aromatu. Oznaczał bezpieczeństwo, stabilność, rozsądek. Dujek Jednoręki symbolizował to wszystko nie tylko dla niej, lecz dla całej armii, która walczyła pod jego rozkazami. Gdy zatrzymał się pośrodku namiotu, spoglądając na troje magów, odchyliła się lekko i również mu się przyjrzała spod opadających powiek. Trzy lata wymuszonej przez oblężenie bierności podziałały na niego jak środek odmładzający. Choć miał siedemdziesiąt dziewięć lat, wyglądał raczej na pięćdziesiąt. Spojrzenie szarych oczu pozostawało ostre i nieugięte, a twarz była szczupła i ogorzała. Trzymał się prosto i wydawało się, że ma więcej wzrostu niż swoje pięć i pół stopy. Odziany był w zwykły, pozbawiony ozdób skórzany strój, pokryty plamami potu i purpurowego imperialnego barwnika. Kikut lewego ramienia, kończący się tuż poniżej barku, owinął sobie skórzanymi pasami. Napańskie sandały miały rzemyki ze skóry rekina, między którymi prześwitywała biała jak kreda, owłosiona skóra łydek. Calot wyjął z rękawa chustkę do nosa i rzucił ją Dujekowi. Wielka pięść złapał ją w powietrzu. – Znowu? Niech szlag trafi tego golibrodę – warknął, ścierając mydło z żuchwy i uszu. – Przysiągłbym, że robi to celowo. – Zmiął chustkę w kulę i cisnął ją na kolana Calota. – Wszyscy są już na miejscu. Świetnie. Najpierw codzienne sprawy. Loczek, gadałeś z chłopakami na dole? Łysy mag stłumił ziewniecie. – Saper zwany Skrzypkiem oprowadził mnie po tunelach. – Przerwał na chwilę, by wydobyć strzępek płótna z obszytego brokatem rękawa, po czym spojrzał Dujekowi prosto w oczy. – Jeśli damy im jeszcze jakieś sześć, siedem lat, może uda im się dotrzeć do miejskich murów. – To nie ma sensu – wtrąciła Tattersail. – To właśnie napisałam w raporcie. – Zmrużyła powieki. – Nie wiem tylko, czy dotrze na dwór cesarski. – Wielbłąd ciągle płynie – zauważył Calot. Dujek chrząknął. Jeszcze nigdy nie udało się wywołać u niego śmiechu. – No dobra, kadro, słuchajcie mnie uważnie. Muszę was poinformować o dwóch rzeczach. – Przez jego pokrytą bliznami twarz przebiegł lekki grymas. – Po pierwsze, cesarzowa przysłała tu szponów. Są już w mieście. Polują na czarodziejów z Pale. Po plecach Tattersail przebiegł dreszcz. Nikt nie lubił mieć do czynienia ze szponami. Zatrute sztylety cesarskich skrytobójców – ulubionego narzędzia Laseen – były wymierzone we wszystkich, w tym również w Malazańczyków. Calot najwyraźniej pomyślał o tym samym. Wyprostował się nagle na krześle. – Jeśli są tu z jakiegoś innego powodu... – Będą musieli najpierw przejść przeze mnie – przerwał mu Dujek, wspierając swą jedyną dłoń na rękojeści miecza. Wie, że ma słuchacza w sąsiednim przedziale. Mówi człowiekowi, który rozkazuje szponom, jak się mają sprawy. Shedenul, błogosław go. – Ukryją się – wtrącił Loczek. – To czarodzieje, nie idioci. Minęła chwila, nim Tattersail pojęła sens jego słów. Chodzi mu o czarodziejów z Pale. Dujek przyjrzał mu się uważnie, po czym skinął głową. – Po drugie, dziś zaatakujemy Odprysk Księżyca. Stojący w drugim przedziale wielki mag Tayschrenn odwrócił się znienacka na te słowa i ruszył powoli w stronę zebranych. Na śniadej, skrytej pod kapturem twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Jej nieskazitelną powierzchnię pokryły na chwilę zmarszczki. Uśmiech szybko jednak zniknął, a nie starzejąca się skóra odzyskała gładkość