Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
- Dziękuję ci - szepnęła. Annie wzruszyła ramionami i poszła zamknąć frontowe drzwi. W sklepie było już pusto i cicho. - Pamiętasz, jak wypłakiwałam się na twoim ramieniu, kiedy rzucił mnie Don Newman? - wróciła do tematu. - Nie był wart twoich łez. - Natasza zacisnęła usta. - Ale to mi dobrze zrobiło. - Annie uśmiechnęła się. - Musiałam się wypłakać, wygadać i trochę upić. A ty wtedy byłaś przy mnie, pocieszałaś mnie i mówiłaś o nim te wszystkie wredne rzeczy. - To nie było trudne - stwierdziła Natasza. - Był podły. Podły kretyn. - Z przyjemnością użyła tego słowa. - Tak, ale wyjątkowo przystojny kretyn - dodała Annie w zamyśleniu. - Tak czy inaczej, pomogłaś mi przejść przez ten trudny okres, dopóki wreszcie nie zdałam sobie sprawy, że lepiej mi będzie bez niego. Ty nigdy nie potrzebowałaś mego ramienia, Nata, bo nigdy nie pozwoliłaś, żeby facet tu się dostał. - Podniosłą zaciśniętą pięść. Natasza, rozbawiona, oparła się o ścianę. - Tu, to znaczy gdzie? - Na Wielkie Pole Minowe Nataszy - powiedziała Annie. - Gwarantowane porażenie wszystkich mężczyzn w wieku od dwudziestu pięciu do pięćdziesięciu lat. Natasza zmarszczyła czoło, nie będąc pewna, czy ta rozmowa nadal ją bawi. 72 -ft DRUGA MIŁOŚĆ N A T A S Z Y - Nie bardzo wiem, czy starasz się mi pochlebić, czy mnie obrazić - zawahała się. - Ani jedno, ani drugie. Posłuchaj mnie tylko przez chwilę, dobrze? - Annie głęboko zaczerpnęła tchu, żeby nie przyspieszać tam, gdzie należało iść krok za krokiem. - Nata, widziałam, że opędzasz się od facetów jak od komarów. Sprawia ci to przyjemność. Nie widziałam, żebyś choć raz dała mężczyźnie drugą szansę. Od razu od- prawiasz go z kwitkiem. Nawet cię za to podziwiałam, za taką pewność siebie, za to, że jesteś tak samowystarczalna, że nie potrzebujesz sobotniej randki, żeby się dowartościować. - Nie jestem taka pewna siebie - mruknęła Natasza. - Tylko nie interesują mnie żadne związki. - W porządku. Szanuję to. Ale tym razem to coś innego. - Dlaczego? - Natasza zaczęła podliczać kasę. - Widzisz? Wiesz, że zaraz wymienię jego imię, i od razu się denerwujesz. - Nie denerwuję się - skłamała Natasza. - Ależ tak, od chwili kiedy Kimball pojawił się tu po raz pierwszy, jesteś nerwowa, rozstrojona, rozkojarzona. W ciągu minionych trzech lat nigdy żaden mężczyzna nie zaprzątał cię dłużej niż przez pięć minut. Aż do teraz. - Tylko dlatego, że jest bardziej namolny niż inni. - Rzuciła okiem na Annie. - Już dobrze, dobrze, jest w nim coś- przyznała. - Aleja nie jestem zainteresowana. - Raczej boisz się nim zainteresować. Nataszy nie podobało się to stwierdzenie, ale nie zamierzała spierać się z przyjaciółką. - Na jedno wychodzi. - Wcale nie. - Annie nie ustępowała. Ścisnęła dłoń & 73 Nataszy. - Posłuchaj, wcale cię nie pcham w ramiona tego faceta. Z tego co wiem, równie dobrze mógł zamordować żonę i spalić ją w ogrodzie różanym. Mówię tylko, że nie uporasz się sama ze sobą, dopóki nie przestaniesz się bać facetów. Annie ma rację, pomyślała Natasza, kiedy siedziała już w domu na łóżku z głową opartą na dłoni. Jest rozkojarzo-na, rozstrojona. I naprawdę się boi. Ale nie Spence'a, zapewniła samą siebie. Żaden mężczyzna już nigdy jej nie przestraszy. Boi się uczuć, jakie w niej budzi. Zapomnianych, niechcianych uczuć. Czy to znaczy, że nie panuje już nad swoimi emocjami? Nie. Czy to znaczy, że będzie się zachowywać irracjonalnie, impulsywnie tylko dlatego, że pragnienia znowu wtargnęły w jej życie? Nie. Czy to znaczy, że będzie się zamykać w czterech ścianach, bojąc się być z mężczyzną? Na pewno nie. Boi się tylko dlatego, że jeszcze nie jest siebie pewna, że musi się sprawdzić, przetestować. Podeszła do szafy. A więc dziś wieczór pójdzie na kolację z upartym doktorem Kimballem, udowodni sobie, że jest silna i potrafi się oprzeć przelotnej przygodzie. A potem wszystko wróci do normalnego stanu. Otworzyła szafę i zaczęła przeglądać rzeczy. W końcu zdecydowała się na granatową suknię koktajlową z ozdobnym paskiem. Nie ubierała się dla niego. On naprawdę nie miał tu nic do rzeczy. Była to po prostu jedna z jej ulubionych sukien, a rzadko miała okazję włożyć coś bardziej odświętnego. Zapukał dokładnie o siódmej dwadzieścia osiem. Natasza była na siebie zła, że nerwowo spoglądała na zegarek. 74 •& DRUGA MIŁOŚĆ N A T A S Z Y Dwa razy pociągała usta szminką, kilkakrotnie sprawdzała zawartość torebki i gorączkowo pragnęła, żeby jak najbardziej opóźnić chwilę, gdy będzie musiała podjąć decyzję, co zrobić. Zachowuję się jak nastolatka, strofowała siebie, idąc do drzwi. Przecież to tylko kolacja, pierwsza i ostatnia w jego towarzystwie. A on jest tylko mężczyzną, dodała, otwierając drzwi. Niewiarygodnie atrakcyjnym mężczyzną. Wyglądał wspaniale z włosami sczesanymi do tyłu i uśmieszkiem błąkającym się po twarzy. Nigdy dotychczas nie uświadamiała sobie, że mężczyzna w garniturze i krawacie może być aż tak seksowny. - Witaj. - Podał jej czerwoną różę. Natasza niemal westchnęła. Pożałowała wręcz, że szary garnitur nie nadawał mu bardziej oficjalnego wyglądu. Uderzyła lekko różą w policzek. - To nie róże spowodowały, że zmieniłam zdanie. - Co do czego? - Co do kolacji z tobą. - Cofnęła się o krok, nie mając innego wyjścia, jak wpuścić go do środka, żeby mogła wstawić kwiat do wody. Uśmiechnął się szeroko, wyglądał czarująco i uwodzicielsko. - A dlaczego zmieniłaś zdanie? - zainteresował się. - Bo jestem głodna. - Położyła aksamitny żakiet na oparciu kanapy. - Tylko wstawię różę do wody - powiedziała. - Usiądź, jeśli chcesz