Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Jim uświadomił sobie, że pociąga się za ucho, co było u niego oznaką napięcia. Natychmiast przestał i zamachał ręką, jakby chciał powiedzieć: „Samo życie, co na to poradzimy?”. – Słyszałam o tym, co się stało w Waszyngtonie – powiedziała Karen. – No, może nie znam wszystkich szczegółów... – To było tragiczne. – Jim nie miał ochoty mówić więcej na ten temat. Czasami lepiej zostawić sprawy na jakiś czas samym sobie, pozwolić im się ułożyć. Miał wrażenie, jakby przez ułamek sekundy znowu słyszał przeraźliwy wrzask i widział tryskającą krew. – Będziesz na pogrzebie Bobby’ego Tubbsa i Sary Miller? – spytała Karen. Skinął głową. – Może moglibyśmy iść razem... jeśli nie miałbyś nic przeciwko temu. – Byłoby miło. A co z Perrym? – Z Perrym? – powtórzyła Karen, jakby nie bardzo rozumiała, co Jim ma na myśli. – Mówisz o Perrym Rittsie? Co ma z nim być? – Nie widujesz się z nim? Karen roześmiała się swoim głośnym, krótkim śmiechem, przypominającym brzęk pękającej okiennej szyby. – Miałam nadzieję, że wyżej mnie cenisz! – Oczywiście, jak najbardziej, ale widziałem was wczoraj razem, a Perry miał tak rozognione oczy i tak napuszony ogon, że myślałem... Karen odgarnęła włosy z czoła. – Wiem, co pomyślałeś, Jim. Nie musisz kończyć – powiedziała. Stał bez ruchu, przez cały czas osłaniając dłonią oczy. ŚWIATŁO CHWYTA DUSZĘ. Karen podeszła, stanęła na palcach i pocałowała go w policzek. – Co to był za wiersz, którego fragmenty stale mi cytowałeś? Wiedział, co ma na myśli, nie odzywał się jednak, by sprawdzić, czy Karen pamięta te fragmenty. – „Któż może być płomieniem oraz ćmą?” – szepnęła w końcu. – „Kogo wolno nam kochać? – dodał Jim. – Prawdę że znam, sądziłem. Choć z żalu już umarłem, o mojej śmierci jeszcze nie wie nikt”. Karen popatrzyła na niego poważnie. – Jeszcze nie umarłeś, Jim. Ani z żalu, ani z czegokolwiek innego. Powrót to nie wstyd. Czasem musimy wrócić, aby przypomnieć sobie, kim jesteśmy i dlaczego ludzie nas kochali. Na kolację zrobił sobie spaghetti po bolońsku. Uważał się za eksperta w tym zakresie – zawsze dodawał mnóstwo sosu Worcestershire i tabasco, kilka łyżek mieszanych ziół i tyle czarnego pieprzu, ile wysypywało się z młynka po pięćdziesięciu pięciu obrotach, po czym dusił wszystko przez 45 minut z dwoma szklankami mocnego włoskiego czerwonego wina. Ponieważ Tibbles nie była zwolenniczką tabasco, dał jej miskę surowej mielonej wołowiny z kocimi ciasteczkami. Zaczynało jej odrastać futro, ale wyglądała jeszcze gorzej. Kiedy skończył jeść, poszedł do salonu i włączył telewizję. Nie miał ochoty oglądać CSI, Prawa i porządku ani Strefy śmierci, na szczęście znalazł na Discovery stary film o człowieku, który na początku XX wieku wędrował przez Amerykę, odwiedzając wesołe miasteczka i sporządzając spis ludzi-dziwolągów, na których się natknął. „Spotkał kobietę pawiana, zwaną Włochatą Mary, człowieka ropuchę i chłopca bez mózgu, który podświetlał sobie mocnym światłem na czaszkę i pokazywał, że w jego głowie jest pusto. Jedną z najdziwniejszych postaci był człowiek negatyw, który jeździł po Illinois, Idaho i innych stanach Środkowego Zachodu z trupą Forepaugha i braci Sellsów* [*Adam Forepaugh and Sells Brothers, powstały w 1896 roku słynny amerykański cyrk.]. Z powodu ogromnej wrażliwości na światło musiał on w ciągu dnia zakrywać sobie głowę materiałem, a namiot, w którym można go było oglądać, był oświetlony czerwoną żarówką jak fotograficzna ciemnia. Kiedy zdejmował materiał z głowy, co robił za opłatą dwudziestu pięciu centów, widz mógł obejrzeć jego całkowicie czarną twarz z białymi oczami jak na negatywie fotograficznym. Człowiek ten został aresztowany w tysiąc dziewięćset dziewiątym roku po serii podpaleń w Indianie, w których zginęło siedem osób. Uciekł jednak z aresztu w Crawfordsville i nigdy więcej go nie widziano ani o nim nie słyszano”. Jim popatrzył na obraz przedstawiający Roberta H. Vane’a