Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
. . Doprawdy, jak na inteligentnego chłopca jesteś bardzo głupi! Śmiesz plotkować na mnie wobec mężczyzny, który mnie uwielbia i wszyst ko mi powtarza! . . . Słuchaj, chłopcze, ożenisz się, ale jeżeli ja tego zechcę. Już od chwili to wyczuwał i dlatego postanowił być uległy. Ciągle jednak żartował nie chcąc rozmawiać o tej sprawie w tonie poważnym. Włożywszy rękawiczki, zgodnie z dobrymi formami, poprosił ją o rękę panny Stelli de Beuville. Nana przyjęła to śmiechem, jakby połech- tana w swej próżności. Och, ten Mimi! W żaden sposób nie można mieć do niego urazy. Wielkie sukcesy u kobiet zawdzięczał Daguenet słodyczy swego głosu, dźwięcznego i urzekającego: dziewki nazywały go Aksamitną Buzią. Ów pieszczotliwy głos skłaniał wszystkie do uległości. Daguenet wiedział o tym, więc usypiał Nanę nie kończącą się kołysanką słów, opowiadając jej bzdurne historie. Gdy odeszli od stołu, była zaróżowiona, drżała u jego ramienia, na nowo zdobyta. Ponieważ pogoda była bardzo piękna, odesłała swój powóz, odprowadziła go i jak gdyby nigdy nic poszła z nim na górę. Po dwóch godzinach, ubierając się, spytała: ¦ No więc, , Mimi, zależy ci na tym małżeństwie? ¦ Psiakrew! ¦ szepnął ¦ to chyba najlepsze, co mogę zrobić. . . Wiesz przecie, że jestem goły. Przywołała go, żeby jej zapiął trzewiki. A po chwili milczenia rzekła: ¦ Boże mój! Ja też bym tego chciała. . . Zaproteguję cię. . . Ta mała jest sucha jak tyka. Ale skoro was to wszystkich urządza. . . Och! Ja jestem uczynna, więc ci to załatwię. ¦ A potem, z obnażoną jeszcze piersią, zaczęła się śmiać i spytała: ¦ Ale co mi dasz za to? ? Chwycił ją i całował jej ramiona w przypływie wdzięczności. Ona, bardzo wesoła i drżąca, wyrywała się i przeginała. ¦ Ach, już wiem! ¦ krzyknęła podniecona tą zabawą. ¦ Słuchaj, co sobie zamawiam. . . W dniu ślubu zrobisz mi prezent ze swej niewinności. . . Jeszcze zanim ze swoją żoną. . . Słyszysz? ¦ Dobrze! Dobrze! ¦ rzekł śmiejąc się jeszcze mocniej niż ona. Bawiły ich te targi. Uważali, że to pyszna historia. Następnego dnia był właśnie obiad u Nany. Był to zresztą zwykły obiad czwartkowy, na którym bywali Muffat, Vandeuvres, bracia Hugon i Satin. Hrabia przyszedł wcześnie. Potrzebował osiemdziesięciu tysięcy franków, by uwolnić młodą kobietę od jakichś dwóch czy trzech długów i ofiarować jej garnitur z szafirów, który koniecznie chciała mieć. Ponieważ ostatnio już poważnie naruszył swój majątek, szukał pożyczki, nie mając jeszcze odwagi sprzedać którejś posiadłości. Za radą Nany zwrócił się do Labordette' a. Uważając, że sprawa jest zbyt trudna, Labordette powiedział o tym fryzjerowi Francisowi, który chętnie podejmował się załatwiania takich spraw, by się przysłużyć swym klientkom. Hrabia oddawał się w ręce tych ludzi pragnąc, żeby jego nazwisko formalnie nigdzie nie figurowało. Obaj podejmowali się zatrzymać w portfelu podpisany przez niego weksel na sto tysięcy franków. Przepraszali za owe dwadzieścia tysięcy prowizji, wygadując na łajdaków lichwiarzy, do których ¦ jak mówili ¦ musieli się zwrócić. Gdy Muffat kazał się zaanonsować, Francis kończył fryzurę Nany. Labordette był także w sypialni, zachowując się z poufałością przyjaciela, którego obecność się nie liczy. Widząc hrabiego, położył dyskretnie pomiędzy pudry i pomady grubą paczkę banknotów. Weksel został podpisany na marmurowej płycie gotowalni. Nana chciała zatrzymać Labordette' a na obiedzie. Odmówił, gdyż musiał towarzyszyć jakiemuś bogaczowi nie znającemu Paryża. Ale chętnie ofiarował się załatwić polecenie, gdy Muffat wziął go na bok i błagał, żeby pobiegł do jubilera Beckera i przyniósł mu garnitur z szafirów, który miał być tego wieczoru niespodzianką dla młodej kobiety. W pół godziny później Julian dyskretnie wręczał hrabiemu puzderko. Podczas obiadu Nana była zdenerwowana. Podniecił ją widok osiemdziesięciu tysięcy franków. I pomyśleć, że wszystkie te pieniądze przejdą w ręce dostawców. To było dla niej 152 okropne. Już przy zupie zaczęła się rozczulać i w tej wspaniałej jadalni oświetlonej refleksami srebrnych naczyń i kryształów ¦ wychwalać radości, jakie daje ubóstwo. Panowie byli we frakach, ona w sukni z białego, haftowanego jedwabiu. Satin była ubrana skromniej, w czarnej jedwabnej sukni, a na szyi miała tylko złote serduszko, które otrzymała w prezencie od swej dobrej przyjaciółki. Biesiadnikom usługiwali Julian i Franciszek, korzystając z pomocy Zoe. Wszyscy troje byli pełni godności. ¦ Ma się rozumieć, , że lepiej się bawiłam, gdy nie miałam ani grosza ¦ powtarzała Nana. . Umieściła Muffata po swojej prawej, a Vandeuvres' a po lewej stronie. Ale wcale na nich nie patrzała, zajęta Satin, która królowała naprzeciwko niej pomiędzy Filipem i Jerzym. ¦ Prawda, kotku ¦ mówiła po każdym zdaniu ¦ aleśmy się wtedy uśmiały, kiedy chodziłyśmy na pensję matki Josse przy ulicy Polonceau! Podawano pieczyste. Obie kobiety pogrążyły się we wspomnieniach, co zdarzało im się nieraz w przystępie gadatliwości. Nagle odczuwały potrzebę babrania się w tym bagnie, w którym przeżyły młodość. Wracały do tego zawsze w obecności mężczyzn, jakby chciały oblewać ich błotem, w którym wyrosły. Panowie, zażenowani, bledli. Bracia Hugon próbowali się śmiać