Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Program strukturalistycznej krytyki ma jakoby pozwalać na dotarcie poza sensy dzieła, nie przez jakowąś transcendencję genetyczną singularnie lub zbiorowo (tj. nie przez owe detektywistyczne prace, które tropów autora lub śladów epoki, jako formacji ustrojowej, szukają w tekście), ale przez wykrycie owych reguł interpretacyjnych, którym podlegał materiał wzięty przez autora. Nie o to ma iść, co nam przekazano, lecz jakie operacje umożliwiły przekaz; nie o klasyfikowane, lecz o klasyfikujące; nie o partykularyzacje, lecz o tę zwierzchnią metodę, której dzieło jest skutkiem. Jednym słowem, strukturalista zapewnia, że odejmie dziełu tę jego bezwiedność, która jest systemem przemilczanych, bo nieuświadomionych założeń; gdyby umiał zbadać świat cały, to, podług swojej metody, potrafiłby chyba rozpoznać — mię samego może Stwórcę, lecz — strukturę metody, co świat stworzyła. Albowiem, najoczywiściej, struktura metody nie jest strukturą świata. Krytyka literacka z dawien dawna spiera się o to, co jest jeszcze przedmiotem jej badania — czy immanencja dzieła, czy też osobowość autora, czy nadto — kultura, Co go kształtowała, czy formacja społeczna, która go (wydała itp. Wśród problemów tych znajdują się jedne, do rozstrzygnięcia, oraz inne, przez to pozorne, że domagające się odkryć tam, gdzie mogą tylko zapadać uchwały. W przykładowo zacytowanych pytaniach chodzi o to, czy pisarz jest informacyjnych struktur generatorem, czy selektorem; jeśli zaś jest selektorem, to czy nieuchronnie rzutującym własną charakterystykę operacyjną w to, co się na jego „wyjściu” pojawia jako dzieło, tj. czy stanowi zarazem projektor (rzutnik) swojej charakterystyki transformacyjnej, czy może też znamion jej w dziele nie odciskać; a dalej, jeśli go uznamy za selektor, w jakim stopniu jest informacji wchodzącej weń — filtrem, a w jakiej przetwornikiem. Przez generator rozumiemy tu urządzenie, wedle stanu swoich „wyjść” nierozpoznawalne, czyli pozostające „czarną skrzynką”, tajemniczą dla tego, kto stany „wyjść” — jako dzieła np. — śledzi. Przykładem najprostszym takiego generatora jest otwór w ścianie, przez który wypadają kości do gry na stół. Z konfiguracji bowiem wypadających kości nie można się żadną miarą dowiedzieć nic o tym, czy przez otwór–”wyjście” ciska kostki ręka ludzka, małpy, czy może mechaniczne mieszadło. Albowiem taktyka losowych rozkładów nie pozwala stwierdzić natury wewnętrznej generatora losowości — w żadnym wypadku. A w ogóle, mając dane stany „wyjść” tylko, można przypisywać „urządzeniu” wewnętrznemu „czarnej skrzynki” olbrzymią ilość rozmaitych konstrukcji, z których każda produkowałaby to dokładniej co obserwujemy ma „wyjściu”. Skoro zaczynamy mówić o filtrze, o przetworniku informacji, o selektorze, to znaczy, że nie tylko stany „wyjść”, ale także i „wejść” możemy obserwować bądź jakoś inaczej dowiadywać się o ich etanach. W wypadku literackiej twórczości dane biograficzne, dotyczące twórcy, powiadamiają nas do pewnego stopnia o tych stanach jego „wejść”, które kreację poprzedziły. Ponadto możemy zestawiać z sobą komunikaty (tj. dzieła) należące do całego ich zbioru w danym czasie; a wówczas możliwy staje się, szacunkowy oczywiście, „pomiar” oryginalności dostarczanej informacji, ze względu na ich konkretny zbiór. Jednakowoż metody rozstrzygania pozostawiają tu, niestety, olbrzymie pole dla swobody, która arbitralnością w pewnym zakresie odczytań dzieła nie być nie może. Każde dzieło jest już przez to „oryginalne”, że . wszak nie stanowi, z wyjątkiem plagiatowego, literalnego powtórzenia jakiegoś już istniejącego. A dalej — oryginalność dzieła może być i jest właśnie w każdym przypadku konkretnym na rozmaitych a niejednakowych rozlokowana poziomach. Jeden pisarz maksimum oryginalności wykazuje w zakresie leksyki, inny — stylu, jeszcze inny — w przedziale takich artykulacji, które najlepiej sprzyjają zmysłowemu unaocznianiu opisywanego („opisy ejdetyczne”), jeszcze inny — umie stenograficznie odtwarzać charakterystykę „podjęzyka” pewnego środowiska (subkultury), przez co, jak widzimy, oryginalność, ,pod postacią odchylenia od uśrednień stereotypu dawanego zbiorem dziel (są one „tłem” niejako, są one szeregiem „skal”, do jakich dany tekst można „przykładać”) — przejawia się i w zmiennym przedziale wartości, i na szerszym lub węższym paśmie .poziomów tekstu. Przez poziomy rozumiemy tu hierarchie wedle tych, jakie bada lingwistyka strukturalna, tj., przypominam, kondygnacje algorytmów transformujących, przykładanych do zbioru wyjściowego elementów. Powiedzieliśmy już, że owe algorytmy, w miarę tego jak trwa „pochód” od zerowego (paradygmatycznego) poziomu w górę, zatracają stopniowo charakter czysto „lingwistycznych” i .stają się operatorami, podległymi składni pewnych sytuacji pozajęzykowych, a już nie tylko — składni fleksyjnej języka, nieobciążonej semantycznie. Alga rytmy wysokich poziomów to są już te, którym podlegają wielkie partie tekstu, a nie frazy bądź ustępy. Na ogół jest tak, że im wyższego poziomu algorytm (operator transformujący) oryginalny zastosuje twórca, tym wyżej jest taki rodzaj oryginalności ceniony, bylebyśmy się tylko w ogóle zdołali zorientować w tym, iż pewną transformację całościową istotnie przeprowadzono, bo kto jej nie rozpozna, uznaje, iż nie ma przed sobą żadnej całości. Otóż, ustalenia rozważające z kolei to, jak się mają do siebie rezultaty pracy operatorów wszystkich poziomów — już przez to, że muszą mieć intuicyjny charakter („wyczucia” koherencji wielopoziomowej tekstu), nie mogą być pozbawione pierwiastka oceny