Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Oczywiście, wszyscy są głęboko wstrząśnięci, chociaż odniosłam wrażenie, że Howard Stanton nie cieszył się nadzwyczajną sympatią. Jego szef powiedział, że był bardzo „skrupulatny”, a sekretarka określiła go mianem „zrzędliwego i wybrednego”. Akurat spotkałam jednego z jego klientów. Stwierdził, że gdyby tylko było możliwe stawianie nad literą „i” zarówno krzyżyka, jak i kropki, Howard Stanton bez wahania by to robił. Nikt nie powiedział mi wyraźnie, że Stanton był w tym biurze jak wrzód na dupie, ale to wynikało z kontekstu. – A więc nie był ulubieńcem? Doreen potrząsnęła głową. – Cieszył się zaufaniem ludzi, oczywiście, i był szanowany za efekty swojej pracy, ale nie, nie spotkałam nikogo, kto żywiłby wobec niego jakieś żywsze przyjazne uczucia. – Sądzisz, że ktoś tak bardzo go nie lubił, że postanowił przestrzelić mu mózg? – Hmmm… Chyba nie. Pewien młody człowiek, o nazwisku Kevin Westenra, mówił mi, że pokłócił się niedawno ze Stantonem, a poszło o jego wydatki służbowe. Jednak z pewnością nie wyglądał na faceta, który zleciłby zabójstwo, ani na takiego, który sam zastrzeliłby Stantona. Poza tym, kiedy Stanton został zamordowany, Westenra oglądał telewizję u rodziców swojej dziewczyny aż w Cornwall. – Niedawno telefonował do mnie nadinspektor Lynch z centrali – powiedział niespodziewanie Steve. – Osobiście? Ale zaszczyt. – Niezupełnie. W sprawie tego morderstwa już go atakują dziennikarze. Chce, żeby sprawę załatwić możliwie szybko i skutecznie. – Łatwo mu to mówić. Czy poinformowałeś go, że nie mamy ani jednego naocznego świadka, ani żadnej poszlaki, która wskazywałaby, dlaczego ktoś chciał zabić Howarda Stantona, ani żadnego dowodu materialnego? Mam nadzieję, że powiedziałeś mu chociaż, iż dotąd nie znaleźliśmy pocisku i że nawet jeśli go w końcu znajdziemy, nie będziemy mieli broni, do której moglibyśmy go dopasować? – Coś jednak mamy. Jim twierdzi, że powinniśmy szukać furgonetki. – Och, tak, zapomniałam. Tyle że w samym Connecticut zarejestrowanych jest sto trzydzieści jeden tysięcy samochodów, z czego czterdzieści siedem tysięcy to furgonetki. Raczej trudno będzie nam znaleźć tę właściwą, nie sądzisz? – Doreen, nie bądź taką pesymistką. – Wolę być pesymistką, która ma rację, niż rozczarowaną optymistką. – Powinnaś trochę więcej korzystać z życia.. Spotykać się z ludźmi, od czasu do czasu pójść do baru. A może znajdziesz sobie faceta? – Dziękuję, nie chcę już więcej facetów. Jak myślisz, dlaczego jestem pesymistką? Mówiłam ci kiedyś, że jakiś miesiąc po moim ślubie z Nortonem moi rodzice przyszli do nas pewnego wieczoru na kolację i Norton ani razu nie puścił bąka przy stole. To było niewiarygodne, to było więcej, niż się już wówczas po nim spodziewałam. Byłam tak rozradowana, że po wyjściu rodziców aż się rozpłakałam. Steve nie potrafił powstrzymać uśmiechu. Zaraz jednak powrócił myślami do morderstwa na stacji benzynowej. Czuł niepokój, odnosił wrażenie, że znalazł się w ślepym zaułku. Od zakończenia sprawy Marka F. Rebonga, w styczniu 2000 roku, nie miał do czynienia z zabójstwem, w którym tak bardzo brakowałoby jakichkolwiek materialnych poszlak. Mark F. Rebong był kierownikiem nocnej zmiany w hotelu Hilton w Danbury i pewnego wieczoru został zastrzelony, kiedy jechał do pracy szosą I–84, bez żadnych oczywistych powodów. Im więcej Steve się nad tym zastanawiał, tym mniej prawdopodobne stawało się dla niego, że strzelec chciał zabić właśnie Howarda Stantona, a nie kogoś innego. Na przykład, nie było sposobu, żeby odgadnąć, iż Stanton będzie tankował benzynę właśnie na tej konkretnej stacji. Jeśli Jim Bangs miał rację i Stanton został zastrzelony z samochodu, który już od jakiegoś czasu parkował po drugiej stronie autostrady, jego zabójstwo pozbawione było jakichkolwiek motywów. Steve nie lubił takich spraw. Słowa „pozbawione motywów” oznaczały, że będzie miał do czynienia z psycholem albo włóczęgą; wytropienie takiego osobnika jest niemal niemożliwe. Tacy ludzie nie posiadają ani numeru ubezpieczenia społecznego, ani kart kredytowych, ani stałego miejsca zamieszkania, nie głosują w wyborach. Bujając się na krześle, patrzył przez okno. Słońce nadal świeciło, jednak bez wątpienia nie potrwa to już dłużej niż dwadzieścia minut. Z północnego zachodu nadciągał nad Litchfield zwał jasnoszarych śnieżnych chmur, o lekkiej pomarańczowej poświacie. – Od czego chcesz zacząć? – zapytała Doreen po chwili. – Moglibyśmy wydać polecenie, żeby w całym stanie zatrzymywano wszystkie podejrzane furgonetki, tak na wszelki wypadek. Nigdy nie wiadomo, może akurat dopisałoby nam szczęście? – Wiesz co, Doreen? Teraz jesteś niemal optymistką