Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
- Przekleñstwo - mrukn¹³ Beautrelet, ogl¹daj¹c drzwi - a wy³amaæ ich nie mo¿na, ca³e z ¿elaza! - £adna historia - rzek³ Ganimard. - Nie ma nawet zamka. - Prawda. Ale to daje mi niejak¹ nadziejê. - Dlaczego? - Drzwi s¹ po to, ¿eby je otwieraæ; je¿eli zatem te nie maj¹ zamka, musi istnieæ jakiœ tajemny sposób otwierania ich. - A ¿e nie znamy tego sposobu... - Ja go znam. - Jak to? - Dziêki dokumentowi. Czwarty wiersz s³u¿y jedynie do usuniêcia trudnoœci, gdyby siê na nie natrafi³o. Zadanie jest stosunkowo ³atwe. - Stosunkowo ³atwe! Nie zgodzê siê z panem - zawo³a³ Ganimard, rozwijaj¹c dokument. - Cyfra 44; trójk¹t z kropk¹ po lewej to niezbyt jasne! - Ale¿ owszem, owszem. Proszê przypatrzeæ siê drzwiom. Na rogach ozdobione s¹ ¿elaznymi trójk¹tami, które przytrzymuj¹ wielkie gwoŸdzie. Niech pan naciœnie gwóŸdŸ w lewym naro¿niku, na dole... Mamy dziewiêæ szans przeciwko jednej, ¿eœmy zgadli. - Natrafi³ pan na dziesi¹t¹ - powiedzia³ Ganimard, na pró¿no usi³uj¹c otworzyæ drzwi. - A wiêc cyfra 44... Beautrelet rozmyœla³ dalej na g³os; - Stoimy obaj na ostatnim stopniu schodów... Jest ich 45. Dlaczego 45, kiedy w dokumencie stoi cyfra 44?... Przypadek? Nie... W ca³ej tej sprawie nie pozostawiono nic przypadkowi. Ganimard, niech pan stanie na 44 stopniu. A teraz ja przekrêcê gwóŸdŸ... Jeœli to nie pomo¿e, nic nie rozumiem... Ale ciê¿kie drzwi obróci³y siê na zawiasach. Przed sob¹ ujrzeli spor¹ piwnicê. - W tej chwili znajdujemy siê pod fortem Fréfossé - odezwa³ siê Beautrelet. - Podziemie skoñczy³o siê. Ceg³y tak¿e. Jesteœmy w samym œrodku ska³y. Salê oœwieca³ s³abo promieñ s³oñca, wpadaj¹cy przez szczelinê w skale. Szczelina ta tworzy³a coœ w rodzaju stra¿nicy. Naprzeciwko wznosi³a siê majestatyczna Ig³a. W dole widaæ by³o morze. - Gdzie jest pañska flotylla? - zapyta³ Beautrelet. - £odzi st¹d nie widaæ, ale spójrz pan tam, na jednej linii z wod¹, ten czarny punkcik... - No? - To torpedowiec nr 25. Teraz Lupin mo¿e uciekaæ, jeœli ma ochotê zwiedziæ podwodne okolice. W pobli¿u szczeliny rozpoczyna³y siê znowu schody. Zeszli nimi w dó³, gdzie znaleŸli nastêpne drzwi. Otworzywszy je, ujrzeli niezmiernie d³ugi korytarz, tu i ówdzie rozjaœniony œwiat³em latarni, zawieszonych pod sklepieniem. Œciany by³y mokre, z sufitu kapa³a woda. - Idziemy pod morzem - powiedzia³ Beautrelet. - Gdzie pan jest, Ganimard? Inspektor podszed³ do latarni i zdj¹³ j¹ z haka. - Latarnia mo¿e pochodzi ze œredniowiecza, ale sposób zapalania jest wspó³czesny - powiedzia³, zawieszaj¹c j¹ z powrotem u sufitu. Tunel koñczy³ siê grot¹, na koñcu której znajdowa³y siê znów schody. - Teraz zacznie siê wejœcie do Ig³y - rzek³ Ganimrd. - No, do roboty! Nagle odwo³a³ go jeden z jego ludzi. - Panie inspektorze, tu na lewo s¹ drugie schody. I natychmiast odnaleŸli trzecie, na prawo. - Podzielimy siê - radzi³ Beautre³et. - Nie, nie... Lepiej ju¿, ¿eby jeden poszed³ na zwiady. - Jeœli pan chce, mogê pójœæ. - Dobrze. Ja zostanê tutaj. Proszê iœæ, ale gdyby pan zauwa¿y³ coœ podejrzanego, musi pan strzelaæ. Izydor znikn¹³ na œrodkowych schodach. Na trzecim stopniu zatrzyma³y go drzwi, zwyk³e, drewniane drzwi. Chwyci³ za klamkê. Drzwi nie by³y zamkniête. Wszed³ do olbrzymiej sali, oœwietlonej olejnymi lampami i wype³nionej po brzegi kuframi i koszami. Naprzeciw znajdowa³y siê znowu schody, drzwi i druga sala, nieco mniejszych rozmiarów. Beautre³et zrozumia³ konstrukcjê Ig³y. Sk³ada siê ona z ca³ej serii sal, jedna nad drug¹, skutkiem tego coraz mniejszych. Wszystkie s³u¿y³y za magazyny. Przeszed³szy jeszcze kilka sal, Izydor znalaz³ siê przed drewnianymi, zupe³nie ju¿ wspó³czesnymi drzwiami. Popchn¹³ je. W sali nie by³o nikogo. Na œcianach wisia³y gobeliny, pod³ogê zaœciela³ dywan. Naprzeciw siebie sta³y dwa kredensy, pe³ne srebra i kryszta³ów. Po œrodku znajdowa³ siê nakryty stó³, przystrojony kwiatami, zastawiony cukrami i szampanem. Na stole by³y trzy nakrycia, przed nimi le¿a³y bilety wizytowe. Beautre³et podszed³ do sto³u i na pierwszym przeczyta³: Arsen Lupin. Drugi: Arsenowa Lupin. Wzi¹³ trzeci¹ kartê i zadr¿a³. By³o na niej napisane: Izydor Beautrelet. IX. Skarbiec królewski Rozsunê³a siê portiera. - Jak siê masz, kochany Izydorze. SpóŸni³ siê pan trochê. Ale co to, pan mnie nie poznaje? Czy¿bym siê tak zmieni³? Walcz¹c przeciw Lupinowi, Beautrelet dozna³ ju¿ niejednej niespodzianki, a teraz, w ostatecznej chwili, przygotowany by³ na wszystko. Takiego jednak zwrotu nie spodziewa³ siê nigdy