Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
- Nawet mi tego nie mów - ostrzegł go. Knox bez słowa sięgnął po pistolet. Rozdział 10 Huntingdon, Suffolk K atarina zatrzymała się przy płytkim stawie: zrzuciła sukienkę, zmoczyła ją w wodzie i rozłożyła na kamieniach, żeby wyschła. Przez ten czas sama się wykąpała. Z przyjemnością spędziłaby trochę więcej czasu w chłodnej wodzie i w promieniach popołudniowego słońca, ale nie mogła sobie pozwolić na 116 dłuższą zwłokę. Ruszyła więc w dalszą drogę, na przełaj przez wrzosowiska kierując się mniej więcej na północny wschód. Zastanawiała się, ilu ludzi jej szuka, czy mają psy, gdzie mogłaby zdobyć jakąś broń, znaleźć dach nad głową i coś do jedzenia, czy ma realne szansę pozostać na wolności aż do zmroku. W pewnym sensie czuła się cudownie - była zmęczona i głodna, za to wszystkie zmysły i nerwy miała wyostrzone do granic możliwości. Bała się -a w każdym razie wiedziała, że powinna się bać - lecz żyła, wykonywała niezwykle doniosłą misję i jak dawniej, musiała polegać tylko na sobie. Niosła swoim rodakom sekret atomowego ognia; na pewno doceniaj ej wysiłek i należycie ją uhonorują. Zmieni bieg historii. Owszem, okoliczności sprzysięgły się przeciwko niej, ale z tym liczyła się od samego początku i na dobrą sprawę już w tej chwili mogła stwierdzić, że dotarła dalej, niż można by się spodziewać. Dodatkową zaś nagrodę stanowił fakt, że Richard już nigdy w życiu jej nie dotknie. Szła już ponad godzinę, gdy na skraju jednego z pól dostrzegła stojącego mężczyznę. Znajdował się kilkaset metrów od niej i patrzył w przeciwnym kierunku, na falujące, sięgające mu do pasa morze traw. Szybko, ale spokojnie przemknęła do zacienionego zagajnika blado kwitnących drzewek, skąd przez blisko pół godziny obserwowała nieznajomego, który wolno i metodycznie przemierzał łąkę. Kiedy zniknął jej z oczu, odczekała jeszcze pięć minut i ruszyła dalej, rozważając, co mogła oznaczać jego obecność. Szedł w stronę, z której przyszła; czyżby należał do obławy? A zatem przemknęła się przez oka sieci i teraz mogła iść dalej przez nikogo nie niepokojona - chyba że natknie się na jeszcze jedną linię posterunków. Ciekawe, czy okolicznym wieśniakom też podano jej rysopis? Odpowiedź na to pytanie mogła mieć ogromne znaczenie dla jej dalszych losów; nie da przecież rady pieszo dojść aż na miejsce spotkania. Nawet gdyby miała dotrzeć tam na czas - co było raczej wątpliwe - zbyt długo musiałaby pozostawać na otwartej przestrzeni. Nie, potrzebowała jakiegoś środka transportu. .. Może gdyby udało się jej jeszcze raz przebrać i ucharakteryzować, mogłaby znowu pojechać pociągiem; inaczej będzie musiała zadowolić się kradzionym samochodem. Albo rowerem, mniejsza z tym. Najważniejsze to przestać włóczyć się pieszo, oddalić się od miejsca, gdzie ją widziano i przedrzeć się przez drugą sieć, jeśli ją zastawili. Szła dalej. Słońce zaczynało się chylić ku zachodowi, gdy niespełna półtora kilometra dalej dostrzegła małe skupisko domostw. Skierowała się prosto w jego stronę. 117 Zmierzchało. Taylor rozłożył mapę na masce bentleya. Mężczyźni otoczyli go ciasnym kręgiem, śledząc wzrokiem papierosa, którym pokazywał kolejne punkty na mapie. - Tu wyskoczyła z pociągu - mówił Taylor. - Mniej więcej. Udaje się do zatoki Whitley, tutaj. Niestety, nie mamy pewności, że z punktu A uda się prosto do punktu B. - Papieros zatoczył kółeczko nad mapą. - Wygląda na to, że się nam wymknęła; nie wie tylko, że wojsko zastawiło drugą sieć. Nasze zadanie jest proste: musimy ją znaleźć i wyeliminować, zanim wpad nie w ręce komandosów. Nie możemy chyba pozwolić, by złapanie naszego ptaszka przypadło im w udziale, nie? Odpowiedziało mu kilka stłumionych prychnięć. - Mamy do dyspozycji dwudziestu czterech agentów