Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
- Wróci do ciebie? - Nie mam pojęcia - przyznał. - Ten facet, z którym jest... Wygląda na mięczaka, ale może właśnie tego jej trzeba. Nancy skinęła głową. Trudno było wyobrazić sobie dwóch bardziej różniących się ludzi niż Mervyn i Mark. Mervyn był wysoki i dostojny, wyniosły w sposobie bycia i miał szorstkie maniery, Mark natomiast sprawiał wrażenie człowieka o znacznie bardziej rozchwianej psychice, na jego okrągłej twarzy zaś bez przerwy gościł wyraz lekkiego rozbawienia. - Ja nie lubię mężczyzn w tym typie, ale przypuszczam, że na swój sposób może być atrakcyjny. Gdyby Mervyn był moim mężem, nigdy w życiu nie zamieniłabym go na Marka - pomyślała. - Cóż, rzecz gustu. - Chyba tak. Początkowo myślałem, że Diana chce mi tylko zrobić na złość, ale teraz, kiedy go zobaczyłem, nie jestem tego taki pewien. - Mervyn zamyślił się na chwilę, po czym zmienił temat. - A co z tobą? Uda ci się pokonać brata? - Wydaje mi się, że odkryłam jego czuły punkt - odparła z ponurą satysfakcją, myśląc o Dannym Rileyu. - Na razie jeszcze pracuję nad tym. Uśmiechnął się. - Kiedy widzę cię z takim wyrazem twarzy, nie chciałbym mieć cię za przeciwnika. - Robię to głównie dla mego ojca. Bardzo go kochałam, a firma jest właściwie jedyną rzeczą, jaka mi po nim została. To jakby jego pomnik, ale bardzo szczególny, bo nosi wyraźne ślady jego osobowości. - Jaki on był? - Należał do tych ludzi, których nigdy się nie zapomina. Był wysoki, miał czarne włosy i donośny głos. Emanowała z niego siła. Znał wszystkich robotników, wiedział, który ma chorą żonę i jak sprawują się w szkole ich dzieci. Najzdolniejszym fundował stypendia, dzięki czemu teraz wielu spośród nich jest prawnikami lub księgowymi. Wiedział, jak zdobywać lojalność ludzi. Pod tym względem był ojcowski i staroświecki, ale jednocześnie miał niesamowity zmysł do robienia interesów. W środku Wielkiego Kryzysu, kiedy w całej Nowej Anglii zamykano jedną fabrykę za drugą, my zwiększaliśmy zatrudnienie, ponieważ nasze obroty rosły bez chwili przerwy! Jako pierwszy producent w branży obuwniczej zrozumiał, jak ważną rolę pełni reklama, i doskonale z niej korzystał. Interesowała go psychologia, potrafił także spojrzeć na każdy problem z nowej, nietypowej strony. Bardzo mi go brakuje. Prawie tak bardzo, jak męża. - Nagle ogarnęła ją ogromna złość. - Nie pozwolę, żeby mój lekkomyślny brat roztrwonił dorobek jego życia! - Jednak złość natychmiast ustąpiła miejsca niepokojowi, kiedy przypomniała sobie o dręczących ją problemach. - Staram się wywrzeć nacisk na jednego z udziałowców, ale nie wiem, czy mi się uda, bo... Nie dokończyła zdania, gdyż samolot wpadł w ogromną turbulencję i wierzgnął niczym dziki koń. Nancy wypuściła kieliszek i obiema rękami chwyciła się krawędzi toaletki. Mervyn miał mniej szczęścia, gdyż przewrócił się i potoczył po podłodze, przewracając stolik do kawy. Clipper wyrównał lot. - Nic ci się nie stało? - zapytała Nancy, podając rękę Mervynowi. W następnej chwili samolot ponownie zatoczył się, ona zaś straciła równowagę, spadła z taboretu i wylądowała na leżącym na podłodze mężczyźnie. Mervyn zaczął się śmiać. Jego śmiech okazał się zaraźliwy. Nancy zapomniała o przeżyciach ostatnich dwudziestu czterech godzin - o zdradzie brata, katastrofie, której cudem uniknęli podczas lotu maszyną Mervyna, niezręcznej sytuacji w apartamencie dla nowożeńców, okropnej kłótni podczas kolacji i strachu przed sztormem. Uświadomiła sobie, że istotnie jest coś nieodparcie zabawnego w tym, że niemal naga siedzi wraz z nieznajomym mężczyzną na podłodze w wyczyniającym przedziwne harce samolocie, i sama także wybuchnęła śmiechem. Następny podskok maszyny rzucił ich na siebie. Wciąż śmiejąc się spojrzeli sobie w oczy... A potem, zupełnie niespodziewanie, pocałowała go. Stanowiło to dla niej całkowite zaskoczenie. Myśl o tym, by go pocałować, nawet przez ułamek sekundy nie pojawiła się w jej głowie. Nie była wcale pewna, czy choć trochę go lubi. Zrobiła to pod wpływem impulsu, który pojawił się nie bardzo wiadomo skąd. Mervyn był oszołomiony i zdumiony, ale błyskawicznie doszedł do siebie i z zapałem oddał pocałunek. Czuła, że w jednej chwili zapłonął jak pochodnia. Dopiero po jakiejś minucie udało jej się go odepchnąć. - Co się stało? - zapytała, zupełnie zdezorientowana. - Pocałowałaś mnie - poinformował ją z zadowoleniem. - Wcale nie miałam takiego zamiaru... - Niemniej cieszę się, że to zrobiłaś. Tym razem on ją pocałował. Próbowała się uwolnić, ale uścisk jego ramion był bardzo silny, ona zaś walczyła bez większego przekonania